„Oddaj tę sukienkę — i tak się już nie zmieścisz”: teściowa, intrygi i obca rodzina
Justyna właśnie ułożyła syna do snu, gdy nadeszła wiadomość: „Będę za chwilę”. Nadawczynią była Anna Nowak, jej teściowa. Kobieta o trudnym charakterze, delikatnie mówiąc. Żadnej troski, żadnego zaangażowania — za to mnóstwo zuchwałości, próżności i nieustannej potrzeby udawania, iż jest młodsza. Nikt nie znał jej dokładnego wieku — sama skrzętnie ukrywała liczby, twierdząc, iż „w głębi duszy ma osiemnaście lat”.
Kiedy Justyna była w ciąży, Anna od razu dała do zrozumienia: nie może na nią liczyć. Jej aktywne życie — siłownia, kursy tańca, randki — nie pozostawiało miejsca na kołysanie niemowlęcia. Była nieugięta:
— Już odsiedziałam swoje w pieluchach. Ani dnia więcej.
I oto, po dziesięciu minutach, dzwonek do drzwi. Na progu stoi teściowa w jaskrawej sukience, z fryzurą jak u celebrytki i w szpilkach tak wysokich, iż ich stukot rozlegał się chyba po całym bloku. Weszła jak u siebie, niedbale zrzuciła buty i przeszła do kuchni.
— Justynko, zrób mi herbatki, dobrze? Dzisiaj biegam jak szalona — z pracy na obcasach, po sklepach, załatwianie spraw… Strasznie zmęczona. No i jestem. Pamiętasz swoją zieloną sukienkę? Tę, którą miałaś na firmowej imprezie.
— Pamiętam — odpowiedziała Justyna, czujna.
— Oddaj mi ją. I tak po porodzie przytyłaś, już się nie dopasujesz.
Justyna spuściła wzrok. Ukłuło ją. Owszem, figura się zmieniła — ale usłyszeć coś takiego od krewnej, i to w takim tonie… było bolesne. ale teściowa, jak zwykle, nie odpuszczała.
— choćby nie zapytasz, po co mi to?
Justyna milczała. Przywykła już, iż Anna wciąż szuka kolejnego „księcia” — kogoś młodszego, z pieniędzmi. Jej życie to niekończący się casting. Żaden romans nie trwał dłużej niż kilka miesięcy.
— Mam nowego adoratora — ciągnęła teściowa z dumą. — Przystojny, z samochodem i mieszkaniem. Ale chyba kobieciarz. Chcę go sprawdzić. Pomóż mi, Justynko — napisz do niego na Facebooku. Zobaczysz, czy się złapie.
— Przepraszam, ale nie będę uczestniczyć w takich zabawach — stanowczo odpowiedziała Justyna.
— A, tak? Tego się nie spodziewałam! No trudno. Zostaw sobie tę sukienkę, możesz nią podłogę wycierać, skoro i tak już ci nie pasuje! — prychnęła Anna i wybiegła z mieszkania, trzaskając drzwiami.
Oczywiście, teściowa nie omieszkała poskarżyć się synowi. Krzysztof wrócił do domu, wysłuchał obu stron. Wiedział, iż jego matka jest wybuchowa i wymaga „specjalnego podejścia”. Mimo to w środku gotował się ze złości.
— Porozmawiam z nią, nie martw się — szepnął, obejmując żonę.
Minęło kilka dni. Na urodziny Krzysztofa mieli przyjść goście, ale dawny przyjaciel z rodziną nie mógł się pojawić. W tym czasie Anna dzwoniła nie z życzeniami, ale… by narzekać na kolejny nieudany związek.
A potem znów się zjawiła. Przyniosła słoik konfitur i przeprosiny.
— Wybacz mi, Justynko. Straciłam panowanie nad sobą. Po prostu… jestem zmęczona. Samotność to ciężki los. Wciąż szukam kogoś, a kończy się tylko rozczarowaniem. Weźmy tego Jacka… Planowaliśmy zamieszkać razem, a tu nagle jego syn dzwoni i oświadcza, iż niszczę ich rodzinę. Że Jacek jest zadłużony, żonaty, a ja jestem tylko chwilową pociechą. I zerwał ze mną kontakt. Jakby mnie ktoś wyłączył z jego życia.
— Może po prostu się wystraszył? — delikatnie zapytała Justyna.
— Może… A może to zwykły tchórz. Syn zagroził, iż spłaci jego długi, jeżeli zerwie ze mną. No i zerwał. Ot, cała historia. Pewnie bał się, iż wciągnę go do urzędu stanu cywilnego, a potem dobiorę się do spadku. Wyobrażasz sobie?
Gdy Anna rozprawiała o swoim pechu, Justyna słuchała w milczeniu. Wszedł Krzysztof. Gdy jadł, matka znów zaczęła przedstawienie — opowiadała, jak ją skrzywdzono, jak jest zmęczona samotnością. Chciała, by i on, jak zwykle, okazał współczucie.
— Mamo, może nie warto tak się pchać? Twoja druga połówka sama cię znajdzie — powiedział spokojnie.
— Tak? A tymczasem mam siedzieć w domu i rozczulać się nad sobą?
— Nie, ale może mniej dramatu? Pobaw się z wnukiem, przejdź się do parku. Życie to nie tylko romanse.
— Aha, już rozumiem. Chcesz zrobić ze mnie darmową nianię? Nie, dziękuję, wasze dziecko — wasz problem!
— Mamo, znowu wszystko odbierasz jako atak. Znajdź sobie zajęcie, a nie kolejne kłopoty.
— Zajęcie? Ja chcę kochać i być kochana! I choćby jeżeli się mylę — to moje życie! Lepiej powiedz swojej żonie, żeby o siebie zadbała, bo po porodzie wygląda jak nadmuchana, tylko siedzi z dzieckiem. Żadnego uroku dla męża, zero iskry w oczach. Myślisz, iż tak się utrzymuje rodzinę?
— Dość! Nie tykaj Justyny! Dopiero co urodziła, jeszcze dojdzie do siebie. Lepiej byś ją wsparła, zamiast krytykować!
Anna trzKrzysztof westchnął ciężko i wzruszył ramionami, bo wiedział, iż jego matka nigdy się nie zmieni, a on może jedynie chronić swoją rodzinę przed jej ostrym językiem i egoizmem.