Odczep się ode mnie! Nie obiecywałem ci ślubu! A może to wcale nie moje dziecko? – mówił Wiktor do Anny, zbierając swoje rzeczy. Kiedy Maria miała siedem lat, wydarzyło się coś niezwykłego – Anna poznała mężczyznę. Co więcej, przyprowadziła go do domu! Cała wieś plotkowała o tym, jaka to Anna lekkomyślna. – O córce by pomyślała, – gadały sąsiadki. Ale nagle ich opinia się zmieniła

przytulnosc.pl 4 dni temu

– Odczep się ode mnie! Nie obiecywałem ci ślubu! I w ogóle, skąd mam wiedzieć, czyje to dziecko? Może wcale nie moje? Więc marsz stąd, a ja chyba już sobie pojadę – mówił Wiktor do Anny, zbierając swoje rzeczy.

A ona stała, nie mogąc uwierzyć własnym uszom. Czy to naprawdę Wiktor, który wyznawał jej miłość i nosił ją na rękach?

Czy to ten sam Wiktor, który nazywał ją swoją ukochaną i obiecywał wszystko na świecie? Nie, przed nią stał trochę zagubiony, rozgniewany i obcy mężczyzna…

Anna płakała przez tydzień, żegnając Wiktora na zawsze. Ale z powodu swojego wieku – miała już trzydzieści pięć lat – oraz braku pewności, iż znajdzie jeszcze szczęście, postanowiła urodzić dziecko.

Urodziła córeczkę, którą nazwała Maria. Dziewczynka rosła spokojna i bezproblemowa, nie sprawiając matce żadnych kłopotów.

Anna troszczyła się o córkę, ale widać było, iż nie miała w sobie prawdziwej matczynej miłości – karmiła ją, ubierała, kupowała zabawki, ale nie okazywała czułości, nie przytulała ani nie bawiła się z nią.

Mała Maria często prosiła mamę, by się z nią pobawiła. Ale Anna zawsze była zajęta, miała mnóstwo spraw lub po prostu była zmęczona. Nigdy nie obudziła się w niej prawdziwa matczyna miłość.

Gdy Maria miała siedem lat, wydarzyło się coś niezwykłego – Anna poznała mężczyznę. Co więcej, przyprowadziła go do domu! Cała wieś plotkowała o tym, jaka to Anna lekkomyślna. Mówili, iż mężczyzna jest niepoważny, nie z okolicy, nie ma stałej pracy.

Anna pracowała w lokalnym sklepie, a on zatrudnił się tam jako magazynier. I tak zaczęła się ich znajomość, a niedługo później Anna zaprosiła go do swojego domu. Sąsiadki tylko to komentowały – Annę i jej milczącego mężczyznę.

Z czasem jednak opinia sąsiadów się zmieniła.

Dom Anny, pozbawiony męskiej ręki, wymagał remontu – Jarosław, tak miał na imię, najpierw naprawił ogrodzenie, potem uporządkował trawnik. Codziennie coś naprawiał, a dom stawał się coraz piękniejszy. Widząc, iż to pracowity człowiek, ludzie zaczęli prosić go o pomoc, a on mówił:

– jeżeli jesteś stary lub biedny, pomogę za darmo. jeżeli nie, to zapłacisz mi pieniędzmi albo produktami.

Od jednych brał pieniądze, od innych konserwy, mięso, jajka, mleko.

Anna, która nigdy nie była uważana za piękność, również się zmieniła – zaczęła promieniować szczęściem.

Nawet dla Marii stała się bardziej czuła. Maria rosła, już chodziła do szkoły. Pewnego razu siedziała na ganku, obserwując, jak Jarosław pracuje. Potem poszła do koleżanki z sąsiedztwa i wróciła dopiero pod wieczór.

Gdy otworzyła furtkę, zamarła… Na środku podwórka stała… huśtawka!

Huśtawka lekko kołysała się na wietrze, zachęcając do zabawy.

– To dla mnie?! Zrobiłeś mi huśtawkę?! – Maria nie mogła uwierzyć własnym oczom.

– Tak, to dla ciebie, Marysiu! Przyjmij pracę! – uśmiechnął się radośnie zwykle milczący Jarosław.

Maria usiadła na huśtawce i zaczęła się bujać tam i z powrotem, będąc najszczęśliwszą dziewczynką na świecie.

Anna wychodziła do pracy wcześnie, więc gotowanie również przejął Jarosław. Przygotowywał śniadania i obiady. A jakie piekł ciasta i zapiekanki! To on nauczył Marię smacznie gotować i nakrywać do stołu. Ten cichy mężczyzna miał wiele ukrytych talentów.

Zimą, gdy dni stawały się krótsze, Jarosław odprowadzał Marię do szkoły i odbierał ją. Niósł jej plecak i opowiadał historie ze swojego życia.

Opowiadał, jak opiekował się chorą matką, jak sprzedał swoje mieszkanie, by jej pomóc, i jak jego rodzony brat wyrzucił go z domu.

Nauczył ją łowić ryby. Latem, o świcie, chodzili razem nad rzekę i siedzieli cicho, czekając na branie. W ten sposób nauczył ją cierpliwości.

W połowie lata Jarosław kupił jej pierwszy rower i nauczył jeździć.

Pewnego dnia na Nowy Rok podarował jej prawdziwe łyżwy. Wieczorem usiedli przy świątecznym stole, który Jarosław nakrył z pomocą Marii.

Doczekali się Nowego Roku, składali sobie życzenia i śmiali się. A rano Anna i Jarosław obudzili się od krzyku Marii.

– Łyżwy! Hurra! Mam prawdziwe łyżwy! Białe i nowe! Dziękuję, dziękuję! – krzyczała Maria, znajdując pod choinką wspaniały prezent.

Trzymała łyżwy w rękach, a po jej twarzy płynęły łzy szczęścia. Potem razem z Jarosławem poszli nad rzekę, długo odśnieżali lód, a ona mu pomagała.

Potem uczył ją jeździć na łyżwach. Maria była szczęśliwa. Gdy wracali do domu, nagle objęła Jarosława:

– Dziękuję ci za wszystko! Dziękuję, tatusiu…

Teraz płakał Jarosław. Ze szczęścia. W ukryciu ocierał swoje męskie łzy, żeby Maria tego nie zauważyła, ale one same płynęły.

Maria dorosła i wyjechała na studia do stolicy. Miała w życiu wiele trudności, jak to bywa.

Ale on zawsze był blisko. Był na jej balu maturalnym. Woził jej do miasta torby z jedzeniem, żeby przypadkiem jego córeczka, jego Maria, nie była głodna.

Odprowadził ją do ołtarza, gdy Maria wychodziła za mąż. Razem z jej mężem stał pod oknami szpitala położniczego, czekając na nią.

Opiekował się swoimi wnukami i kochał je tak, jak czasem nie kocha się choćby własnych.

A potem odszedł, tak jak odchodzimy wszyscy. Na pożegnaniu Maria stała w głębokiej żałobie wraz z matką, rzucając garść ziemi na trumnę, ciężko wzdychając, powiedziała:

– Żegnaj, tatusiu… Byłeś najlepszym ojcem na świecie. Zawsze będę cię pamiętać.

I na zawsze pozostał w jej sercu. Nie jako Jarosław, nie jako ojczym, ale jako ojciec… Bo czasem ojcem nie jest ten, kto cię urodził, ale ten, kto cię wychował, kto dzielił z tobą trudy i radości. Ten, kto był blisko.

Idź do oryginalnego materiału