W małżeństwie mój ukochany syn zupełnie nie miał szczęścia. Zamiast mieć w domu ciepło, porządek i żonę, która o niego dba – jego żona całe dnie spędza w pracy. I to nie dlatego, iż muszą – ona zarabia grosze, a mimo to często zostaje po godzinach, tłumacząc to ogromem obowiązków. A mój biedny chłopak musi sam gotować sobie kolację. Po co mu taka żona, skoro w domu nie ma ani ciepła, ani ładu?
Nie zapałałam do niej sympatią od samego początku. Byłam zaskoczona jej zachowaniem. Czy dorosła, dobrze wychowana kobieta tak się zachowuje przy przyszłych teściach? Moim zdaniem to kompletny brak szacunku – zarówno wobec mnie, jak i wobec mojego syna. Przez te wszystkie lata uważałam, iż mój syn zasługiwał na kogoś znacznie lepszego. A jednak po jakimś czasie się z nią ożenił i wprowadzili się do jej mieszkania.
Bywałam u nich kilkakrotnie w odwiedzinach, żeby zobaczyć, jak sobie radzą. I za każdym razem wychodziłam stamtąd z ciężkim sercem. Wszędzie bałagan, brudne rzeczy, jedyny kwiat na parapecie uschnięty. Zajrzałam raz do lodówki – same parówki, jajka i plasterki kiełbasy. Jakby mieszkał tam samotny kawaler. A mój syn w ostatnim półroczu schudł. Ma odpowiedzialną pracę z dokumentami, potrzebuje dobrego jedzenia i wypoczynku, a tego nie ma.
Ostatnio jest wyraźnie przemęczony. Wraca do domu, a tam pusta lodówka, brudne naczynia i żadnej ciepłej kolacji. Jego żona wiecznie w pracy, a gdy już wróci – tłumaczy, iż inaczej się nie da, bo straciłaby stanowisko. Może i bym to zrozumiała, gdyby dobrze zarabiała. Ale na swoim stanowisku – w dziale kadr w lokalnej fabryce – zarabia marne grosze. Sama ledwo by z tego przeżyła.
Tymczasem mój syn dobrze zarabia i mógłby spokojnie utrzymać rodzinę. Pomaga mi finansowo, bo od ponad pięciu lat jestem na emeryturze i nie zawsze starcza mi na podstawowe rzeczy – choć już nauczyłam się oszczędzać na wszystkim. A jego żona, zamiast dbać o dom i męża, zajmuje się… adekwatnie nie wiem czym. I choćby nie wspomnę o dzieciach – których przez cały czas nie mają.
Mam już ponad 60 lat. Marzę o wnukach. Chciałabym jeszcze mieć okazję się nimi nacieszyć, pobawić, nacieszyć serce. Ale jeżeli synowa będzie wciąż tak zapracowana, to może się okazać, iż nigdy ich nie zobaczę.
Mój syn nigdy nie poskarżył się na swoją żonę. Ale ja sama widzę, iż mu nie jest łatwo. Po całym dniu w pracy idzie jeszcze do kuchni gotować kolację. Przecież to nie jego obowiązek – to rola żony. Dlaczego pozwala jej tak się traktować?
Serce matki boli, gdy widzi, iż dobroć jej dziecka jest wykorzystywana bez wdzięczności i odwzajemnienia. Po co mu taka żona, która nic nie wnosi do życia rodzinnego? Od dawna większość obowiązków domowych spoczywa na moim synu, a ona tylko wpada na noc. Mam wrażenie, iż dzieci choćby nie są w jej planach. Jak mam pomóc swojemu dziecku? Nie chcę się wtrącać w ich życie, ale też nie chcę patrzeć, jak mój syn tak będzie żył przez całe życie.