Od dwudziestu lat żyjemy z mężem zgodnie i spokojnie. Przez te wszystkie lata jego rodziców widywałam może z dziesięć razy. Od początku nie chcieli mnie jako synowej — na wsi już dawno wybrali mu „odpowiednią” kandydatkę: porządną, urodziwą i dobrze zorganizowaną gospodynię. Ale on wybrał mnie. Jego mama nigdy mnie nie zaakceptowała. Niedawno, kiedy zmarł teść i teściowa nie była już w stanie sama ogarnąć gospodarstwa, mąż zabrał ją do nas, do miasta. I dopiero wtedy zrozumiałam, jaką mam teściową…

przytulnosc.pl 2 dni temu

Od dwudziestu lat mieszkam z mężem i jesteśmy naprawdę zgodnym małżeństwem. Przez te wszystkie lata nie mieliśmy poważnych kłótni – nauczyliśmy się rozmawiać i nie pozwalać emocjom rządzić naszym życiem. Niestety, tego samego nie mogę powiedzieć o relacjach z jego rodziną.

Rodzice mojego męża od początku nie akceptowali naszego związku. On pochodził ze wsi, ja byłam „miastową”, a jego matka od dawna miała upatrzoną dla niego sąsiadkę – dziewczynę pracowitą, prostą, idealną gospodynię domową. Tymczasem on zakochał się we mnie – i jak się okazało, nie wybaczyła mu tego do dziś.

Kiedy postanowiliśmy się pobrać, teściowa zabrała mu choćby dowód osobisty, żebyśmy nie mogli złożyć dokumentów w urzędzie stanu cywilnego. Miała swoje plany. Ale jej się nie udało – wzięliśmy ślub i już od 20 lat tworzymy razem nasz dom. Przez ten czas widziałam teściów może z dziesięć razy – i tylko dlatego, iż naprawdę się starałam.

Kiedy teść zmarł, a teściowa nie była już w stanie sama radzić sobie z gospodarstwem, mój mąż postanowił sprowadzić ją do nas do miasta. Przyznam szczerze – miałam obawy. Ale powiedziałam sobie: jest starsza, może z czasem jakoś się dogadamy.

Niestety, od pierwszych dni zaczęły się problemy. Najpierw przeszkadzało jej rozmieszczenie mebli w salonie – uznała, iż wszystko powinno być inaczej. Potem zaczęła krytykować moje gotowanie i narzucać swoje wiejskie nawyki żywieniowe. Próbowała choćby przekonać mojego męża do jedzenia tłustych zup i smażonych ziemniaków. A ja nie chcę skończyć z nadwagą i problemami zdrowotnymi jak ona.

Musiałam z nią stanowczo porozmawiać. Wyjaśniłam, iż to nasz dom, nasze zasady – i nikt nie będzie wprowadzać tu chaosu. Zrozumiała albo tylko udaje, iż zrozumiała – ale przynajmniej chwilowo się wycofała.

Niestety, teraz zaczęła nastawiać męża przeciwko mnie. Twierdzi, iż jej nie szanuję. To mnie naprawdę boli, bo ja staram się być wobec niej uprzejma. Nie chcę, by przez nią popsuło się to, co budowaliśmy z mężem przez tyle lat. W końcu znów usiadłam z nią do rozmowy – spokojnie, ale stanowczo wytłumaczyłam, iż nie pozwolę, by ktoś burzył nasz spokój.

Może nie wyraziłam się najładniej, ale czasem dorosłym ludziom trzeba mówić prosto z mostu. Nie po to budowaliśmy nasze życie przez dwie dekady, żeby teraz żyć według czyichś zasad.

Idź do oryginalnego materiału