– Zdarzyło się, iż robiłyśmy z mamą peruki na wystawę, która odbywała się na Kopcu Kościuszki. Prezentowała figury woskowe sławnych Polaków. Takich jak Sienkiewicz, Piłsudski a my robiłyśmy dla nich włosy, wąsy i brody – opowiada Pani Dorota Boruta właścicielka pracowni perukarskiej na ulicy Długiej 14 w Krakowie.
Zawód perukarza wywodzi się z teatru, gdzie przygotowywano różne peruki do spektakli. Jak pani zdobywała doświadczenie?
Dorota Boruta: Zawodu perukarza uczyła się każda fryzjerka, ale były to czasy jeszcze przed wojną. Uczono między innymi tresować i tkać. W latach 50. ubiegłego wieku stopniowo eliminowano takie umiejętności i nie wymagano ich przy egzaminach mistrzowskich ani czeladniczych.
Moja mama jako fryzjerka pracowała wówczas w teatrze, a ja trafiłam do tego zawodu za nią. Od dziecka przyglądałam się, jak to robi i po maturze zamiast zacząć pracę jako nauczyciel w szkole, przyszłam do niej na praktyki. I tak zostałam. A w tym roku mija już 35 lat mojej pracy jako perukarki.
O prawdziwą perukę nie tak łatwo. Za to Chiny zalewają rynek sztucznymi. Jak sobie Pani z tym radzi?
Tutaj nie ma co porównywać. Prawdziwe peruki są tkane manualnie, przygotowywane na miarę, dopasowuje się fryzurę do klienta, często również wykonuje trwałą ondulację.
Jak wygląda cały ten proces tworzenia peruki dla konkretnej osoby.
Moim zadaniem jest, aby klient wyszedł zadowolony. Peruki robi się z wielu powodów, często są to problemy spowodowane chorobą więc ktoś kto ma ja otrzymać, musi czuć się w niej dobrze, mieć dzięki temu lepsze samopoczucie i wyglądać naturalnie.
Jeżeli mam wykonać pełną perukę, to na początku mierzymy głowę, aby uszyć kontury na miarę. Ustalamy długość włosów, ich kolor i fryzurę. Najczęściej klientki dążą do efektu sprzed na przykład choroby, aby nie rzucać się w oczy.
Jak długi jest to proces?
To zawód, który wymaga cierpliwości, jest bardzo pracochłonny. Szydełkiem perukarskim kosmyk włosów odpowiednim ruchem montuję we właściwym miejscu. Wbijam szydełko z trzema włosami w gazę, przeciągam i robię węzełek. Trzeba znać konstrukcję włosa, iż ma on łuskę, trzeba wiedzieć, iż nie wolno go z innym pomylić, aby peruka się nie zwijała i ładnie czesała. Uszycie konstrukcji i utkanie realizowane są prawie dwa tygodnie. Następnie jest ułożenie, podcięcia i powstaje fryzura. Po tym czasie przychodzi klientka na mierzenie. Najczęściej jest tak, iż ją ubiera i wychodzi, ale zdarza się, iż jeszcze trzeba podciąć np. grzywkę.
Prócz peruk ma Pani u siebie uplecione warkocze. Czy też są takie zamówienia?
Te warkocze to dzieło mojej mamy, która pracowała tutaj ze mną jeszcze kilka lat temu. Wykonywała je głównie na zamówienia zespołow ludowych. Słowianki, Krakusy noszą warkocze wykonywane właśnie przez nią.
A czy w teatrach można spotkać pani peruki?
Nie, jest to inna praca. W teatrze peruki robione są na scenę, ze sztucznych włosów a ja robię coś w czym człowiek chodzi po ulicy na co dzień czyli są to włosy naturalne, gdzie niedoskonałości nie da się zakamuflować pracą światła scenicznego. Przede wszystkim peruki jakie wykonuję muszą być długotrwałe. Są bardzo dokładne, bo użytkowane są ciągle a nie tylko na czas spektaklu.
Skąd zamawia pani włosy?
Nie zamawiam. Mam klika punktów fryzjerskich, które zbierają dla mnie włosy, oczywiście odpowiednio wyselekcjonowane. Włosy przynoszą też zwykli ludzie. Ostatnio młody chłopak przyniósł mi swoje obcięte, piękne, długie, zdrowe włosy, aby mogły komuś posłużyć. Po tylu latach ludzie wiedzą, iż chętnie przyjmę albo odkupię włosy.
Łzy prawdopodobnie wśród klientów lecą nie raz.
Ta praca wymaga mocnej psychiki, bo spotykamy się z ludźmi, którzy obciążeni są różnymi chorobami. Dlatego trzeba wysłuchać, pocieszyć. Najtrudniejsze dla mnie na początku było wykonywanie peruk dla dzieci. Osoba dorosła, najczęściej kobieta chce oczywiście pięknie wyglądać i ja staram się, aby tak było. Natomiast dzieci narażone są na stygmatyzowanie w szkole, bo jak wiemy młodzi są bezpośredni. Dlatego w takich przypadkach jest duże wyzwanie, aby peruka była praktycznie niezauważalna.
Takie smutki muszę przez siebie przepuścić, natomiast po tylu latach pracy po prostu można się uodpornić, bo nie ma innego wyjścia.
Pomaga też fakt, iż kontakt z tymi samymi klientami mam choćby po 20 lat. Przychodzili jak byli młodzi i przychodzą dziś, bo perukę trzeba zmieniać, naprawiać, dopasowywać. Są to już niejednokrotnie bardzo fajne znajomości.
A mycie, czyszczenie czy modelowanie. Jak to wygląda czy klient robi to sam czy korzysta z Pani usług?
Kiedyś perukę robiło się na gazie młyńskiej więc klientka przychodziła średnio co cztery miesiące na mycie i odżywienie włosów. Zostawało jej tylko ułożenie i podkręcenie czy umodelowanie na wodzie brzozowej według gustu. w tej chwili tka się na koronce szwajcarskiej, która się nie kurczy, więc łatwiej jest dbać o nią samemu. Natomiast trzeba mieć umiejętności i wprawę, aby ją ułożyć, o ile włosy są na przykład kręcone. Proste włosy można na manekinie ułożyć prostownicą, a o ile mamy do czynienia z falami czy jakąś bardziej udziwnioną fryzurą, to wówczas ja służę pomocą, więc klientki wracają.
Treski, tupeciki, wąsy, brody?
Wąsy nie, ale robię dla krakowskiego lajkonika nową brodę. Bo jak wiadomo od tego roku jest nowy Pan Lajkonik. Ostatniemu też ją robiłam. Jest to fajna odskocznia, bo to zawsze coś innego. Zdarzyło się, iż robiłyśmy z mamą peruki na wystawę, która odbywała się na Kopcu Kościuszki. Prezentowała figury woskowe sławnych Polaków. Takich jak Sienkiewicz, Piłsudski a my robiłyśmy dla nich włosy, wąsy i brody.
Kobiety zamawiają treski, aby dodać sobie urody. Przy czym robiły to głównie panie o gęstych włosach, aby można było sprytnie ją ukryć. Panowie dziś są już odważniejsi i nie mają kompleksów z pokazywaniem łysiny. Dawniej natomiast miałam bardzo dużo zleceń na tupeciki, kilku z tych klientów przychodzi do dziś, bo się po prostu już do tego przyzwyczaili.
A cena?
Cena za perukę nie jest mała i jest to oczywiście wybór klienta. Można zamówić tańszą z Internetu, ale ona będzie ze sztucznych włosów i nie będzie na miarę, a ma to szczególne znaczenie. Trwałość manualnie wykonanego produktu jest nieporównywalna. Można to porównać do szycia garnituru na miarę czy wykonania na zamówienie buty u szewca. Od razy w takim produkcie człowiek prezentuje się lepiej.
Moja przyjaciółka teraz przechodzi chemię i postanowiła, iż zamówi sobie trzy peruki, blond, rudą i czarną.
I to jest bardzo zdrowe podejście, nie załamywać się tylko próbować. Ludzie na co dzień zmieniają fryzury, kolory włosów, więc czemu osoba chora miałaby z tego rezygnować. Jak całe życie chodziła w we włosach blond, to niech spróbuje teraz w rudych. o ile ma to polepszyć samopoczucie i na chwile pozwoli zapomnieć o chorobie, to ja taka postawę bardzo popieram.
Musi pani kochać ten zawód, skoro tyle lat go wykonuje.
Oczywiście bo sprawia mi to bardzo dużo satysfakcji. Robię dwie peruki w miesiącu, nie ma szans szybciej, bo jestem sama, a w międzyczasie latam jeszcze na pocztę czy do paczkomatów, bo klienci są wygodni i wysyłają rzeczy po poprawy czy przeróbki. Mam dużo pracy, ale bardzo ją lubię. Gdybym chciała, to spokojnie mogłabym zmienić zawód, ale tego nie chcę. Do emerytury zostało mi niewiele, więc zobaczę, co to będzie dalej.
Najbardziej się cieszę, jak ubieram klientce perukę i widzę ten błysk w oku, jej szczęście i tę wielką radość. Po to wykonuje się ten zawód, chyba głównie dla takich momentów. Po tylu latach nie wyobrażam sobie abym mogła robić coś innego.
***