Och, mam już dość!” Chciałam krzyknąć na swoją szwagierkę, ale się powstrzymałam. A teraz znów przyjeżdża z walizką na weekend…

twojacena.pl 1 tydzień temu

O rany, już mnie to mierzi! prawie krzyknęłam na szwagierkę, ale w ostatniej chwili się powstrzymałam. I proszę, znowu staje w progu z walizką na weekend

Ależ ty mnie wkurzasz! mało nie wrzasnęłam na siostrę mojego męża. Zacięłam zęby. A ona, jakby nigdy nic, znowu przywlokła swoje rzeczy, jakby to był jej drugi dom.

Nazywam się Weronika Kowalska, mam trzydzieści dziewięć lat. Z mężem, Krzysztofem, jesteśmy razem od dwunastu lat. Mamy solidne małżeństwo, syn rośnie, niby wszystko gra. Ale jest jedno ale, które od lat zatruwa mi życie jego siostra, Bogusia.

Bogusia jest o osiem lat starsza od Krzysztofa. Nigdy nie wyszła za mąż, nie ma dzieci. Mieszka sama w bloku obok, ale tak naprawdę mieszka też u nas. Nie przesadzam. Pojawia się w naszym mieszkaniu jak duch cicha, uparta, codziennie. Czasem mam wrażenie, iż Bogusia ma nieograniczony zapas kluczy do naszego budynku.

Na początku starałam się być miła, choćby serdeczna. W końcu to rodzina. Myślałam, iż wpadnie, pogada, wypije herbatę i pójdzie. Ale przychodziła każdego wieczoru. I w weekendy. I na wakacjach. choćby gdy mieliśmy innych gości. Gdy byłam chora też była.

Bogusia nie zna granic. Komentuje wszystko: moje gotowanie, wychowanie dziecka, choćby to, jak się ubieram. Raz jestem zbyt cicha, raz śmieję się za głośno, ciasto za suche, a w mieszkaniu bałagan. Najgorsze, iż nie pyta żąda. A ja to łykam. Bo nie cierpię konfliktów. Bo Krzysztof mówi: Wera, wytrzymaj, przecież ona jest sama, my jesteśmy dla niej wszystkim.

Cierpliwość ma jednak swoje granice.

Bogusia pracuje jako księgowa w prywatnej firmie. Kończy wcześniej niż ja i od razu leci do nas. Wracam, a ona już siedzi na kanapie, telewizor włączony, kot schował się pod łóżko, syn wpatrzony w telefon. A ona, jak u siebie. Obiad czeka. Albo ja muszę czekać, aż zwolni łazienkę. Je z nami, a potem godzinami opowiada o swoich przygodach w urzędzie skarbowym, których nikt nie słucha. I w końcu idzie. Czasem bo czasem zostaje, bo boi się burzy albo kaloryfer u niej nie działa.

Gdy planowaliśmy wyjazd, Bogusia jechała z nami. Nieważne, iż marzyłam o weekendzie we dwoje. Nieważne, iż Krzysztof obiecał mi wyjazd nad morze na urodziny. Bogusia była tam. W naszym pokoju. Pod tym samym dachem. Wszystko opłacone przez Krzysztofa. A zarabia przecież nieźle, oszczędza na czarną godzinę. Najwyraźniej uznała, iż ta czarna godzina to ja.

A teściowa uważa mnie za niewdzięcznicę. Bogusia to nie obca, jest sama i potrzebuje nas mówi. Rozumiem, iż nie ma męża ani dzieci. Ale dlaczego ja mam rezygnować ze swojego komfortu?

Pewnego razu odważyłam się powiedzieć Krzysztofowi:

Mam dość. Nie ma żadnych granic. Jest wszędzie. To nie do zniesienia!

Wzruszył ramionami:

No i co mam zrobić? To moja siostra

Ostatnio przelała się czara goryczy. Poszliśmy do teatru, tylko we dwoje. Naciskałam na ten wieczór. Przyjaciółka miała zająć się synem. Ledwo usiedliśmy na miejscach dzwoni Bogusia.

Gdzie jesteście?! Dlaczego mnie nie zabraliście?! Chcecie mnie wykasować z życia?! wrzeszczała przez telefon.

Dwa dni później wróciła. Z torbą. Z pidżamą. Z ulubionym serialem. Mam wolny weekend, postanowiłam spędzić go z wami oznajmiła.

Stałam w kuchni, kurczowo ściskając blat stołu. Powstrzymałam krzyk. Milczałam. Ale coś we mnie pękło.

Nie wiem, jak powiedzieć Krzysztofowi, iż już nie daję rady. Że potrzebuję domu bez trzeciego dorosłego. Bez ciągłych rad. Bez dram. Bez Bogusi.

I boję się, iż jeżeli nic się nie zmieni, w końcu odejdę. Żeby złapać oddech. Bo choćby miłość nie wytrzyma, gdy między ciebie a męża wciska się czyjeś życie. Zbyt głośne. Zbyt nachalne. Zbyt obce.

Dziś zrozumiałam jedno: szczęścia nie zbuduje się na ciszy. Trzeba stawiać granice, choćby rodzinie. Bo nikt nie powinien żyć uwięziony w wymuszonej gościnności.

Idź do oryginalnego materiału