Obudziliśmy się od głośnego szczekania psa, który siedział na środku pokoju i wpatrywał się w sufit: gdy spojrzeliśmy w górę, zobaczyliśmy coś przerażającego i wezwaliśmy policję

newsempire24.com 3 dni temu

Obudziliśmy się od nieoczekiwanego szczekania psa, który siedział pośrodku pokoju i wpatrywał się intensywnie w sufit. Dopiero wtedy zauważyliśmy coś przerażającego i wezwaliśmy policję.
Tej nocy wyrwał nas ze snu głośny, przejmujący szczęk.
Z początku nie rozumiałam, co się dzieje. W pokoju panowała ciemność, serce waliło mi jak młot, a nasz pies szczekał bez przerwy, jakby próbował ostrzec nas przed czymś strasznym.
Mąż gwałtownie zapalił światło. Siedzieliśmy na łóżku, zdezorientowani. Pies stał naprzeciwko rogu pokoju, wpatrzony w jeden punkt.
Znowu widzi duchy? próbowałam żartować, ale głos mi drżał.
Tym razem nie było jednak śmiechu. Zmęczenie, irytacja z powodu przerwanego snu i dziwne napięcie w powietrzu sprawiły, iż moment stał się jeszcze bardziej niepokojący.
Poprosiłam męża, żeby zabrał psa do innego pokoju, byśmy mogli spokojnie zasnąć. ale zaledwie sięgnął po niego, zwierzę wyrwało się i znów pobiegło w ten sam kąt, warcząc i szczekając.
Czego ty chcesz?! warknął mąż, wyraźnie poirytowany. Dlaczego nie dajesz nam spać?
Wtem zastygł. Spojrzał uważnie w miejsce, w które wpatrywał się pies.
Natychmiast dzwoń na policję powiedział ostro.
Dlaczego? Co tam jest? spytałam drżącym głosem, podążając wzrokiem za jego spojrzeniem.
I wtedy zobaczyliśmy coś przerażającego… W naszym własnym domu.
W rogu, ledwo widoczna, wśród fałd tapety i cienia od szafy, była maleńka czarna kropka obiektyw kamery.
Zdrętwieliśmy. Urządzenie było tak dobrze ukryte, iż bez psa nigdy byśmy go nie zauważyli.
Policja przyjechała po pół godzinie. Funkcjonariusze zdjęli kamerę, podłączyli do laptopa i sprawdzili nagrania.
Nie dało się ustalić twarzy ktoś wcześniej zatroszczył się o swoją anonimowość. Policja wyjaśniła jednak, iż takie urządzenia służą najczęściej do inwigilacji lokatorów lub zbierania kompromitujących materiałów.
Zastanawialiśmy się po co komu nasze życie? Nie mieliśmy wrogów, nic cennego nie trzymaliśmy w mieszkaniu.
Kilka dni później zadzwonił śledczy. Kamera była podłączona do sieci i przesyłała nagrania na serwer w piwnicy sąsiedniego budynku.
Gdy tam wtargnęli z rewizją, okazało się, iż jeden z naszych sąsiadów cichy, niepozorny mężczyzna w średnim wieku od lat gromadził podobne nagrania z mieszkań innych lokatorów.
Ukrywał kamery choćby w mieszkaniach, do których był zapraszany na herbatę, wykorzystując zaufanie ludzi.
Najstraszniejsze było to, iż wśród setek plików znaleźliśmy folder z naszym nazwiskiem. Były tam nagrania z ostatnich tygodni. Każdy nasz ruch, rozmowy, choćby najbardziej intymne chwile wszystko zostało zarejestrowane.
Sąsiada aresztowano.
A pies? Stał się dla nas prawdziwym bohaterem. Gdyby nie jego nocne szczekanie, jeszcze długo żylibyśmy pod czyjąś obserwacją, choćby o tym nie wiedząc.

Idź do oryginalnego materiału