Obudziła się tuż przed kremacją. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw

zycie.news 29 minut temu

65-letnia mieszkanka północnej Tajlandii miała w ciągu kilku minut zostać skremowana. Jej rodzina była pewna, iż zmarła. Trumna została już przewieziona do świątyni, a ceremonia miała rozpocząć się lada moment. Wtedy wydarzyło się coś, czego nikt nie potrafi racjonalnie wyjaśnić.

Ogłoszono jej śmierć w domu. Po godzinach obudziła się w trumnie

Kobieta, 65-letnia Chonthirot, została uznana za zmarłą w swoim domu w Phitsanulok 23 listopada, wczesnym rankiem. Rodzina przygotowała ciało zgodnie z lokalną tradycją i umieściła je w białej trumnie. Następnie rozpoczęła się czterogodzinna podróż do świątyni pod Bangkokiem — miejsca, które oferuje bezpłatne kremacje dla ubogich, informuje Fakt.

Nic nie wskazywało na to, iż wydarzy się coś niezwykłego. Rodzinie towarzyszył smutek, pożegnanie, modlitwy. Wszystko zmienił jeden dźwięk.

Pukanie z trumny. "Nie wierzyłem własnym uszom"

Tuż przed przeniesieniem trumny do pieca, pracownik świątyni przygotowywał ją do krótkiej ceremonii. Nagle usłyszał uderzenia i ciche, słabnące wołanie o pomoc. Dźwięki dochodziły z wnętrza drewnianej skrzyni.

— Odwinąłem materiał i zamarłem. Ona się ruszała. Oddychała, kiwała głową. Nigdy w życiu nie widziałem czegoś takiego — powiedział pracownik świątyni Thammanoon, cytowany przez zagraniczne media.

W tym samym czasie rodzina, która stała obok, zaczęła płakać… tym razem z radości.

Brat: "To cud. Myślałem, iż umrę z wrażenia"

Brat kobiety w rozmowie z „Daily Mail” przyznał, iż od dwóch lat była przykuta do łóżka i w nocy wyglądała na zmarłą — nie oddychała, a jej ciało było chłodne.

— Byłem zszokowany, zaskoczony i szczęśliwy. To cud, iż moja siostra się obudziła — powiedział.

W całej sytuacji nie ma wątpliwości: gdyby trumna została przesunięta do pieca zaledwie kilka minut wcześniej, kobieta nie miałaby szans na przeżycie.

Zamiast kremacji — karetka i szpital

Natychmiast wezwano karetkę. Kobieta była słaba, ale przytomna. Trafiła pod opiekę lekarzy, a świątynia Wat Rat Prakhong Tham zadeklarowała, iż pokryje koszty leczenia.

Opat świątyni, Phra Kitti Wachirathada, przyznał, iż w całej swojej posłudze nigdy nie spotkał się z podobnym przypadkiem.

Idź do oryginalnego materiału