Obcy w moim domu: rodzinny dramat

newskey24.com 2 dni temu

W ciasnym mieszkaniu na obrzeżach Wrocławia panowała duszna cisza, przerywana tylko od czasu do czasu cichym płaczem dzieci. Agnieszka stała w drzwiach własnego domu, kurczowo ściskając walizkę, podczas gdy jej mąż Marek próbował dodzwonić się do swojej matki. Ich dzieci – sześcioletnia Zosia i czteroletni Tomek – płakały, nie rozumiejąc, dlaczego nie mogą wejść do swojego mieszkania. Drzwi zamknęła przed nimi siostra Marka, Kasia, która odmawiała opuszczenia lokalu. A w tle tego chaosu majaczył cień teściowej, Barbary, której plany dotyczące życia syna i jego rodziny niszczyły ich przyszłość.

Agnieszka i Marek byli małżeństwem od dziewięciu lat. Poznali się tuż po studiach w Poznaniu, gdzie pobrali się mimo sprzeciwu Barbary. Teściowa marzyła, iż Marek, jej jedyny syn, poświęci się pomocy młodszej siostrze, Kasi, i jej dziecku. „Musisz myśleć o rodzinie, o siostrze!” – powtarzała, ale Marek wybrał Agnieszkę, co było pierwszym ciosem w plany matki.

Barbara nie kryła niechęci do synowej. Wszystko było nie tak: obiad za mało słony, Agnieszka „za dużo wydaje”. Ale Agnieszka nie reagowała, a Marek zawsze stał po jej stronie. „Mamo, nie chodzi o Agnieszkę – mówił. – Jesteś po prostu wściekła, iż żyję nie po twojej myśli.” Mimo to cień niezadowolenia Barbary wisiał nad ich rodziną.

Ojciec Marka zmarł, gdy ten był jeszcze dzieckiem. Później Barbara urodziła Kasię z drugiego związku, ale nowy mąż ją porzucił, gdy dowiedział się o ciąży. Życie teściowej nie było łatwe – sama wychowywała dwoje dzieci. Marek, jeszcze jako uczeń, dorabiał, by pomóc matce, a na studiach brał każdą pracę. Nie tylko nie prosił o pieniądze, ale choćby oddawał swoje, by wspierać rodzinę. Jednak po ślubie wszystko się zmieniło – Marek miał już własną rodzinę i finansowa pomoc matce stała się niemożliwa. To doprowadzało Barbarę do wściekłości.

Agnieszka też nie miała łatwego życia. Jej ojciec odszedł, gdy była mała, a matka zmarła, gdy kończyła studia. Został jej niewielki apartament, gdzie razem z Markiem zaczęli wspólne życie. Zrobili remont, ale z dziećmi nie spieszyli się – chcieli stanąć na nogi. Przez cztery lata budowali swoją przyszłość: Marek znalazł dobrą pracę, kariera ruszyła, kupili choćby samochód. A potem dostał propozycję pracy w Gdańsku wraz z mieszkaniem od firmy. To była szansa.

„Jeśli sprzedamy mieszkanie mamy, kupimy trzypokojowe!” – marzyli. Postanowili przeprowadzić się na kilka lat, a mieszkanie Agnieszki zostawić puste. W tym czasie Kasia wyszła za mąż i wynajmowała lokal z mężem. Gdy Barbara dowiedziała się o planach przeprowadzki, przyszła z niespodziewaną prośbą: „Po co ma stać puste? Niech Kasia tam zamieszka. Oni się męczą na wynajmowanym, a przez te kilka lat coś wymyślą – albo kupią swoje, albo wezmą kredyt.”

Marek, choć nie był blisko z siostrą, zgodził się. „Tylko na dwa lata – powiedziała Agnieszka. – Potem niech szukają swojego.” Marek przytaknął: „Rok, najwyżej dwa, i się wyprowadzą. Może choćby wcześniej.”

W Gdańsku życie potoczyło się swoim torem. Agnieszka znalazła pracę w szkole, Marek zarabiał, a część pensji wysyłał matce – bo, jak mówiła Barbara, Kasi „jest ciężko”. Żyli z wynagrodzenia Agnieszki, oszczędzali, ale byli szczęśliwi. Po kilku latach urodzili się Zosia i Tomek. Ale klimat Gdańska nie służył dzieciom – lekarze zalecili powrót do Wrocławia. Agnieszka i Marek nie uprzedzili teściowej, myśląc, iż ich mieszkanie jest wolne, a Kasia dawno się wyprowadziła.

Ale gdy wrócili, czekała ich szokująca scenGdy w końcu otworzyli drzwi, zobaczyli, iż Kasia urządziła w ich mieszkaniu prawdziwy dom, a Barbara stała za nią z wyrazem zimnej satysfakcji.

Idź do oryginalnego materiału