Obcy w luksusie” – aż kapitan zmienił jego wyraz twarzy

twojacena.pl 17 godzin temu

Dawno temu, kiedy samoloty jeszcze nie były tak powszechne, żył sobie człowiek o imieniu Ludwik Nowak. Był to mężczyzna, który uwielbiał kontrolować każdy aspekt swojego życia od harmonogramów spotkań po najdrobniejsze szczegóły podróży.

Pewnego poranka, wsiadając do samolotu lecącego do Warszawy, poczuł dumę, widząc swoje nazwisko wydrukowane na karcie pokładowej miejsce 4A, klasa biznesowa. Wygodne, przestronne, idealne dla jego laptopa, notatek i ważnej wideokonferencji z inwestorami z Chin.

Wszystko układało się po jego myśli, dopóki nie usłyszał dziecięcych głosów.

Spojrzał w stronę przejścia i zobaczył młodą kobietę może trzydziestkę, włosy związane w prosty kucyk, ubraną w wyblużoną bluzkę i znoszone dżinsy. Jedną ręką trzymała bagaż podręczny, drugą prowadziła małego chłopca, który kurczowo ściskał pluszowego królika. Za nimi podążała dziewczynka około dwunastu lat ze słuchawkami na szyi i kolejny chłopiec, może dziewięcioletni, wlokący plecak z superbohaterem.

Ludwik gwałtownie spojrzał na numery miejsc na ich kartach pokładowych. Rząd 4. Jego rząd.

Nie ukrywał irytacji.

NIE WYGLĄDACIE NA TAKICH, CO POWINNI TU SIEDZIEĆ powiedział oschle, przeszywając wzrokiem jej ubiór i dzieci.

Kobieta zamrugała, zaskoczona. Zanim zdążyła odpowiedzieć, pojawiła się stewardesa z profesjonalnym uśmiechem.

Proszę pana, to pani Danuta Kowalska z dziećmi. Mają prawo być w tych miejscach, tak jak wszyscy inni.

Ludwik nachylił się do niej. Słuchaj, mam międzynarodowe spotkanie w trakcie lotu miliony złotych w grze. Nie mogę pracować wśród kredek i płaczu.

Stewardesa zachowała spokój, choć jej uśmiech nieco zbladł. Proszę pana, oni zapłacili za te miejsca, tak samo jak pan.

Danuta odezwała się spokojnie: Nie ma problemu. jeżeli ktoś chce się z nami zamienić, możemy się przenieść.

Stewardesa potrząsnęła głową. Nie, proszę pani. Państwo mają prawo tu być. jeżeli komuś to przeszkadza, może sam się przesiąść.

Ludwik westchnął głośno, wcisnął słuchawki do uszu i mruknął: W porządku.

Danuta pomogła dzieciom usiąść. Najmłodszy, Wojtek, zajął miejsce przy oknie, by móc przykleić nos do szyby. Średni, Tomek, usiadł obok matki, a najstarsza, Weronika, zajęła środkowe miejsce z godnością, jaką tylko dwunastolatka potrafi okazać.

Ludwik tymczasem zerkał na ich znoszone ubrania i podniszczone buty. Pewnie wygrali konkurs pomyślał. Albo wydali ostatnie grosze na tę podróż.

Silniki zagrzmiały, a gdy samolot oderwał się od ziemi, Wojtek podskoczył z radości: Mamo, patrz! Lecimy!

Kilku pasażerów uśmiechnęło się. Ludwik nie.

Wyjął jedną słuchawkę. Czy moglibyście uciszyć dzieci? Zaraz zaczynam istotną rozmowę. To nie jest plac zabaw.

Danuta odwróciła się z przepraszającym uśmiechem. Oczywiście. Dzieci, bądźmy cicho, dobrze?

Przez następną godzinę zajmowała je spokojnymi zabawami łamigłówkami dla Tomka, kolorowankami dla Weroniki i cichą opowieścią o latarni morskiej dla Wojtka.

Ludwik choćby tego nie zauważył. Był zbyt zajęty rozmową przed kamerą, omawiając marże zysku i rozkład kwartalny, rozkładając próbki tkanin na swoim stoliku kaszmir, jedwab, tweed, niczym trofea. Wspominał Mediolan i Paryż, jakby były jego prywatnymi podwórkami.

Gdy skończył rozmowę, Danuta spojrzała na próbki. Przepraszam powiedziała uprzejmie czy jest pan w branży tekstylnej?

Ludwik uśmiechnął się lekceważąco. Tak. Nowak Fashion. Właśnie podpisaliśmy międzynarodową umowę. Nie żeby pani mogła to zrozumieć.

Danuta skinęła głową. Prowadzę mały butik w Poznaniu.

Rozbawiło go to. Butik? To tłumaczy ten styl. Nasi projektanci pokazują się na wybiegach w Mediolanie. Nie na targach w niedzielę.

Jej głos był spokojny. Podoba mi się ten granatowy wzór w kratkę. Przypomina mi projekt, który mój mąż stworzył jakiś czas temu.

Ludwik przewrócił oczami. Oczywiście. Może kiedyś uda wam się dobić do wielkiej ligi. Na razie trzymajcie się tego, co robicie. Pchle targi?

Palce Danuty zacisnęły się na poręczy, ale nic nie powiedziała. Tylko wzięła za rękę Wojtka, potem Tomka, w końcu Weronikę jakby przypominając sobie, co jest naprawdę ważne.

Gdy samolot zbliżał się do Warszawy, przez głośniki rozległ się głos kapitana: Panie i panowie, witamy na lotnisku Chopina. Rozpoczynamy podejście do lądowania. Proszę zająć miejsca i zapiąć pasy.

Ludwik schował laptop, zadowolony, iż wszystko poszło zgodnie z planem.

Wtedy kapitan odezwał się ponownie, tym razem cieplejszym tonem:

A zanim wylądujemy, chciałbym podziękować wszystkim pasażerom a szczególnie jednej osobie: mojej żonie, Danucie Kowalskiej, i naszym trzem wspaniałym dzieciom, które po raz pierwszy lecą ze mną.

Wśród pasażerów rozległy się ciche okrzyki zdumienia. Ludwik zdrętwiał.

Jak niektórzy z państwa wiedzą, latałem przez dziewiętnaście lat, ale nigdy z moją rodziną na pokładzie. Moja żona trzymała nasz dom w ryzach, gdy ja byłem tysiące kilometrów stąd. A dzisiaj po raz pierwszy są tu ze mną.

Stewardesa, która wcześniej interweniowała, przechodząc obok Ludwika, uśmiechnęła się znacząco. Ona ma większe prawo tu być niż ktokolwiek inny.

Danuta wstała, pomagając dzieciom zebrać ich rzeczy. Spojrzała Ludwikowi prosto w oczy. Mówiłam panu, iż mój mąż jest na pokładzie.

Odeszła z podniesioną głową, prowadząc dzieci za sobą.

Przy drzwiach do kokpitu czekał kapitan wysoki, w nienagannie wyprasowanym mundurze, z błyszczącymi oczami. Uklęknął, by objąć dzieci. Wojtek przytulił się do jego nogi, Tomek uśmiechał się szeroko, a Weronika zarzuciła mu ręce na szyję. Danuta stała obok,

Idź do oryginalnego materiału