Nie pasujesz tutaj drwił z matki w klasie biznesowej, aż głos kapitana zmiótł jego uśmieszek
Łukasz Nowak żył w przekonaniu, iż kontroluje wszystko. Harmonogramy. Spotkania. Każdy najmniejszy szczegół, który mógłby go spowolnić.
Tego ranka, gdy wsiadał do samolotu do Warszawy, satysfakcja rozpierała go na widok swojego nazwiska na karcie pokładowej miejsce 4A w klasie biznesowej, z przestrzenią na laptop, notatki i trzygodzinne spotkanie online z inwestorami z Singapuru.
Idealnie.
Wrzucił torbę, zdjął marynarkę i zaczął rozkładać swoje minibiurowko: laptop, ładowarki, dokumenty, długopis, telefon w trybie Nie przeszkadzać. W jego głowie nic nie mogło zakłócić skupienia.
Aż nagle ciszę przerwał gwar dziecięcych głosów.
Łukasz spojrzał w stronę przejścia i ujrzał *ją*.
Młodą kobietę, może trzydziestkę, z włosami spiętymi w kucyk, ubraną w wyblakłą bluzkę i znoszone dżinsy. W jednej ręce trzymała bagaż podręczny, drugą prowadziła małego chłopca ściskającego pluszowego królika. Za nimi szła dwunastoletnia dziewczynka ze słuchawkami na szyi i drugi chłopiec, może dziewięcioletni, wlokący plecak z superbohaterem.
Łukasz błyskawicznie przejrzał numery miejsc na ich kartach pokładowych, gdy zatrzymali się obok niego. Rząd 4. *Jego* rząd.
Nie krył irytacji.
NIE WYGLĄDACIE NA TAKICH, CO POWINNI TU SIEDZIEĆ rzucił ostro, przesuwając wzrokiem po jej ubraniach i dzieciach.
Kobieta zamarła, zaskoczona. Zanim zdążyła odpowiedzieć, pojawiła się stewardesa z profesjonalnym uśmiechem.
Proszę pana, to pani Danuta Kowalska z dziećmi. Mają poprawne bilety.
Łukasz nachylił się. Słuchaj, mam międzynarodowe spotkanie w czasie lotu stawką są miliony. Nie będę pracował w otoczeniu kredek i płaczu.
Uśmiech stewardesy zbladł, choć głos pozostał spokojny. Proszę pana, zapłacili za te miejsca tak jak wszyscy.
Danuta odezwała się cicho, ale stanowczo: W porządku. jeżeli ktoś zechce się z nami zamienić, możemy przejść.
Stewardesa potrząsnęła głową. Nie, proszę pani. Ma pani pełne prawo tu być. jeżeli komuś to przeszkadza, może sam się przenieść.
Łukasz głośno westchnął, wbijając się w fotel i wkładając słuchawki. W porządku.
Danuta pomogła dzieciom się usadowić. Najmłodszy, Tomek, dostał miejsce przy oknie, by mógł przykleić nos do szyby. Średni, Kacper, usiadł obok matki, a najstarsza, Zosia, zajęła środkowe miejsce z godnością, na jaką stać tylko dwunastolatkę.
Łukasz zerkał na ich znoszone ubrania i podrapane buty. *Pewnie wygrana w konkursie* pomyślał. *Albo marzenie na wykupioną kartę kredytową*.
Silniki zawyły. Gdy samolot unosił się w powietrze, Tomek pisnął: Mamo! Patrz! Lecimy!
Kilku pasażerów uśmiechnęło się na ten wybuch radości. Łukasz nie należał do nich.
Wyjął jedną słuchawkę. Możecie *proszę* kontrolować swoje dzieci? Zaraz zaczynam rozmowę. To nie plac zabaw.
Danuta odwróciła się, przepraszająco. Oczywiście. Dzieci, mówmy cicho, dobrze?
Przez następną godzinę zajmowała je w ciszy Kacper dostał książkę z łamigłówkami, Zosia kolorowanki, a Tomek wysłuchał szeptanej historii o latarni morskiej.
Łukasz choćby tego nie zauważył. Był zbyt pochłonięty rozmową przez kamerkę, rozprawiając o prognozach marży i dystrybucji kwartalnej, rozkładając próbki tkanin na stoliku kaszmir, jedwab, tweed, ułożone jak trofea. Wspominał Mediolan i Paryż, jakby to były jego prywatne podwórka.
Gdy w końcu zakończył połączenie, Danuta spojrzała na próbki. Przepraszam zapytała grzecznie czy zajmuje się pan branżą tekstylną?
Łukasz uśmiechnął się drwiąco. Tak. Nowak Fashion. Właśnie podpisaliśmy międzynarodową umowę licencyjną. Nie iż pani by to znała.
Danuta skinęła głową. Prowadzę mały butik w Poznaniu.
Roześmiał się cicho. Butik? To tłumaczy styl. Nasi projektanci pokazują kolekcje w Mediolanie i Paryżu. Nie na targowiskach.
Jej głos pozostał spokojny. Podobał mi się pana granatowy wzór w kratę. Przypomniał mi projekt mojego męża sprzed lat.
Łukasz przewrócił oczami. Jasne. Może kiedyś wam się uda wejść do wielkiej ligi. A na razie trzymajcie się tego, co robicie. Pchle targi?
Palce Danuty zacisnęły się na poręczy, ale nie odpowiedziała. Tylko wzięła za rękę Tomka, potem Kacpra, w końcu Zosię jakby przypominała sobie, co jest ważne.
Gdy byli już nad Warszawą, rozległ się głos kapitana.
Panie i panowie, witamy na lotnisku Chopina powiedział. Rozpoczynamy podejście do lądowania. Proszę zająć miejsca i zapiąć pasy.
Łukasz schował laptop, zadowolony, iż dzień przebiega zgodnie z planem.
Wtedy kapitan mówił dalej, cieplej.
Zanim wylądujemy, chciałbym coś dodać. Dziękuję wszystkim za podróż, ale szczególnie jednej osobie: mojej żonie, Danucie Kowalskiej, i naszym trzem wspaniałym dzieciom, za to, iż po raz pierwszy lecieli ze mną.
W kabinie rozległy się westchnienia i uśmiechy. Pasażerowie patrzyli na Danutę, ich twarze łagodniały.
Łukasz zesztywnieł.
Jak większość z państwa wie kontynuował kapitan latam od dziewiętnastu lat, ale nigdy z rodziną. Moja żona trzymała dom, gdy ja byłem tysiące kilometrów stąd. A dziś, po raz pierwszy, są ze mną dzieląc niebo.
Stewardesa, która wcześniej interweniowała, przeszła obok Łukasza, uśmiechając się z satysfakcją. Należała się tu bardziej niż ktokolwiek, proszę pana.
Danuta wstała, pomagając dzieciom zebrać bagaże. Spojrzała Łukaszowi prosto w oczy. Mówiłam panu, iż mój mąż jest na pokładzie.
Odeszła, z głową uniesioną dumnie