Pewnej burzowej nocy w styczniu 1991 roku wiatr wył wśród ośnieżonych wzgórz Brzozowego Zakątka, spokojnej górskiej wioski przykrytej białym puchem. Siedziałam przy kominku, otulona wełnianym kocem, gdy usłyszałam pukanie — głośne, nerwowe, zupełnie niepasujące do takiej pogody. „Władysławie”, szepnęłam, trącając męża, „ktoś jest u drzwi.” Jęknął, ledwie przebudzony. „W tę zawieję? Pewnie tylko wiatr.” Ale […]