Poprzednie części artykułu:
O zabawach dzieci i młodzieży w dawnej Rzeczypospolitej (cz.1)
O zabawach dzieci i młodzieży w dawnej Rzeczypospolitej (cz.2)
„Młodzież obojej płci zabawiała się różnymi igraszkami uczciwymi, a to w godziny wieczorne, najwięcej w dni uroczyste, aby w próżnowaniu nie nudziła. Te zaś igraszki działy się w obecności starszych, dozierających przystojności i z młodocianych krotofili ukontentowanie dla siebie znajdujących, a czasem do takich igraszek między młodzież mięszających się. Te zaś igraszki były: ślepa babka, gdy jedna osoba z zawiązanymi oczami póty musiała biegać po izbie, póki drugiej z kompanii grających nie złapała; ci zaś wszyscy, którzy grali, rozpierszchnąwszy się po izbie, powinni byli jękiem odzywać się ślepej babce; ale jęknąwszy, co prędzej uchodzili w inne miejsce, przeto trudne było schwytanie; złapany lub złapana musiał znowu biegać po izbie z zawiązanymi oczami, póki innej nie złapał osoby.
Druga igraszka zależała na pytaniach i odpowiedziach; na przykład pytanie wzięto: „Na co się słoma przyda?” – Każdy za koleją musiał odpowiedzieć, i to szło w kolej do kilku razy; więc kiedy się przebrało odpowiedzi coraz nowych, gdyż powiedzianych powtarzać nie wolno było, rosła trudność, zatem kto nie mógł wprędce odpowiedzieć, musiał dać fant, który po skończonej grze musiał wykupić jaką pokutą, od siedzącej wedle siebie osoby naznaczoną. Która iż bywała nakazywana w alegorycznych terminach, osobliwie między dworakami, niejednego nowicjusza lub nowicjuszkę wstydu i mozołu nabawiła, na przykład gdy kazano przynieść węgiel rozpalony w uchu, a to znaczyło ucho u klucza, albo pokazać pannie wstydliwy członek lub gołe kolano, co znaczyło oko, łokieć u ręki. Która zaś tego nie wiedziała, zabierała się do ucieczki od takiego dekretu; toż dopiero naśmiawszy się z niej dopowiedziano, co miała pokazać. Tymi i tym podobnymi zabawkami zbywali chwile wieczorne młodzi ludzie, gdy im zbywało na lepszej zabawie.”1
Tak opisywał zabawy młodzieży ksiądz Jędrzej Kitowicz. Opis ten dotyczy co prawda epoki panowania Augusta III Sasa (1733-1763), ale można go śmiało rozciągnąć i na inne lata. Na przykład o „babce” w XVII wieku pisał Wacław Potocki.
Gdy zieleń okrywała pola i łąki, młodzież płci obojga bawiła się w grę zwaną „zielone”. Już w XVII wieku pisali o niej Wespazjan Kochowski i Jan Andrzej Morsztyn2. Chodziło w niej o to, aby umówiona para nosiła przy sobie świeży listek, gałązkę, czy trawkę. jeżeli przyłapano drugą osobę na jej braku, to płaciła ona umówioną wcześniej karę.
Istniały także inne gry. Na przykład „sitko”. Gra ta polegała na szybkiej zamianie miejsc („Jak dzieci zamieniają miejsca, grając w sitko”3).
Kolejna gra, to „pliszki”. Jędrzej Kitowicz opisywał ją następująco:
„Pliszki były cztery drewienka z rózgi brzozowej urznięte, rozpłatane na dwoje, na pół cala długie, grube jak pręt w miotle. Każda zatem pliszka miała jednę stronę płaską, drugą okrągłą; rzucali nimi z ręki na stół; kto urzucił do pary, dwie na jednę stronę wywrócone, ten wygrał; komu padły trzy jednę stroną, a czwarta inszą, ten przegrał; kto zaś urzucił wszystkie cztery na jednę stronę płaską lub okrągłą, ten brał stawkę dubeltową. Że te pliszki były łatwe do zrobienia i lada na czym można w nie grać było, dlatego były w częstym używaniu u pokojowców i tych wszystkich służalców, którzy musieli być na zawołaniu pańskim w przedpokoju.”4
Grywano także w „jaworowych ludzi”, chowanego, „żurawia” i „kota”. Ta ostatnia zabawa polegała na tym, iż dzieci przekazywały sobie z rąk do rąk palącą się trzaskę, czy słomkę. Komu zgasła ona w ręku, ten przegrywał. Jak w XVII wieku pisał Wacław Potocki:
„Tak więc kota grawają dzieci właśnie,
I tego karzą, w czyich ręku słomka zgaśnie.”5
Wspomnieć też w końcu należy o tańcach. Były one bardzo rozmaite, a zamiłowanie do nich bynajmniej nie wygasało po wyjściu z wieku dziecięcego. Polacy byli znani z tego iż dużo i chętnie tańczą. Wśród dorosłych królował taniec polski, który dzisiaj znamy pod nazwą poloneza. Dzieci i młodzież również się go uczyły, tak jak i np. mazura, ale jeden taniec był zarezerwowany niemal wyłącznie dla nich. Był to taniec kozacki. Dawał on możliwość popisania się zręcznością i siłą. Pod koniec wieku XVIII „taniec ten przez stan wyższy udoskonalony, służył do okazania gracyi płci jednej, a zręczności płci drugiej”.6
Jak pisał urodzony w 1791 roku Kazimierz Brodziński, kozak stał się:
„[…] tańcem, w którym dzieci przyjemnie się wydają. Śmiałość i pewność chłopca i niepokryta pretensya, dziewczyny, nadają dzieciom szczególny powab w tym tańcu.”7
Podobnie pisał Fryderyk Schulz, który miał go okazję obserwować wtedy, gdy Brodziński dopiero raczkował, bo w latach 1791-1793:
„W menuecie i anglezie nie odznaczają się polscy tancerze, bo ich obojga nie lubią – ale osobliwsze karykaturalne kozackie tańce z wielką zręcznością i lekkością wykonywają. Najznośniej patrzeć, gdy dzieci tańcują kozaka. Zresztą uczą je wszelakich skoków bardzo wcześnie.”8
Tańce mogły mieć też żartobliwy charakter. Charles Ogier, sekretarz francuskiego poselstwa do Polski, który w 1636 roku był świadkiem zabaw polskiej szlachty i gdańszczan, pisał:
„[…] mężczyzna (był nim Kazanowski) po kilku pląsach i obrotach wybiera sobie niewiastę (wybraną była Konstancja), czynią razem kilka poważnych i powolnych kroków, po czym mężczyzna stawia w środku swą niewiastę, która tam stoi nieruchomo, a sam dokoła niej tańcząc i śmieszne czyniąc ruchy do śmiechu ją pobudzić usiłuje. Górą są te niewiasty, które zachowują powagę i niby to surowość a śmiech przez dłuższy czas powstrzymują. Gdy się uśmiechną, mężczyzna – iż to niby zwyciężył – chwyta niewiastę swą za rękę i razem tak pląsają w kilkakrotnych zwrotach i obrotach. Teraz ta sama niewiasta wybiera sobie inszego mężczyznę, którego chce do śmiechu pobudzić. Równocześnie koło tego, co tak pod spojrzeniem wszystkich stoi, zjawia się któryś ze swobodniej się poruszających dworzan ze świecą w lichtarzu, którą coraz to podsuwa do twarzy owej osoby na sztych wystawionej, aby tym prędzej śmiech jej wywołać; kto dowcipny, kto ogładzony, kto śmielej sobie poczynający, ten się do tej komedii najlepiej nadaje.”9
Ogier pisał o zabawie i dorosłych, i młodzieży. Zauważył też, iż w zabawie nie było podziałów na stan szlachecki i miejski:
„Wielce to uciesznie było patrzeć, jak owe dziewczątka gdańskie i niewiasty, które doprawdy z rodu królewskiego zgoła nie pochodzą, bawiły się z owymi wojewodami, częstokroć ludźmi starszymi, i jak poufale się do nich odzywały, i jak ich głaskały. […] nie brakło i wielce przylepnej dziewczyny, która mnie wyprowadziła na środek [sali do opisanej powyżej zabawy].”10
Ogierowi zawdzięczamy też opisy innych zabaw. Na przykład:
„Potem drugą zabawę urządzono: rozściela się na ziemi kobierzec, kładzie na nim piórko, które zarówno mężczyźni jak niewiasty, nawzajem się do tego wybierający, wargami chwytając podnoszą, przy czym ręce mają na plecach związane.”11
Francuz, chyba jako pierwszy w naszej historii, wspomniał o znanej do dziś zabawie, którą nazywamy salonowcem, czy też dupniakiem:
„Potem przyszła inna zabawa, w której na podołku jednego insi chowają głowę i zgadują, kto ich z tyłu uderza; przy tym wszystkim ciągła rozbrzmiewała muzyka śpiewaków i instrumentów.”12
Przejdźmy do podsumowania. W trzyczęściowym cyklu postarałem się zaprezentować najciekawsze i najbardziej popularne formy zabaw, jakimi umilano sobie czas w przedrozbiorowej Rzeczypospolitej. Wyliczanka ta bynajmniej nie wyczerpuje tematu13. Mam jednak nadzieję, iż choćby po zapoznaniu się z tak ograniczonym tekstem, jego Czytelnik przekona się jak różnorodna i interesująca była rozrywka dzieci i młodzieży w XVI-XVII wieku.
Grafika: Zabawy i krotochwile młodzieży gdańskiej na początku XVII wieku. Źródło: Michael Heidenreich, Album amicorum.
_______________________________
1 Jędrzej Kitowicz, Opis obyczajów za panowania Augusta III. Opr. Zbigniew Goliński. Warszawa 2003. s. 296.
2 Jan Stanisław Bystroń, Dzieje obyczajów w dawnej Polsce. Wiek XVI-XVIII. t. II. Warszawa 1976. s. 213.
3 Tamże.
4 Kitowicz, Opis, s. 296.
5 Cytat za: Dorota Żołądź-Strzelczyk, Dziecko w dawnej Polsce. Poznań 2006. s. 175.
6 Kazimierz Brodziński, Wyjątek z pisma o tańcach przez Kazimierza Brodzińskiego. „Melitele” 1829, nr 1, s. 101.
7 Tamże.
8 Fryderyk Schulz, Podróże Inflantczyka z Rygi do Warszawy i po Polsce w latach 1791-1793. Opr. Wacław Zawadzki. Warszawa 1956. s. 170.
9 Karol Ogier, Karola Ogiera dziennik podróży do Polski 1635–1636, cz. 2. Tłum. Edwin Jędrkiewicz, Gdańsk 1953. s. 5.
10 Tamże.
11 Tamże, s. 7.
12 Tamże, s. 13.
13 Zainteresowanych jego pogłębieniem odsyłam do książki Katarzyny Kabacińskiej („Zabawy i zabawki w osiemnastowiecznej Polsce” Poznań 2007), czy wiekowej już, ale wciąż zajmującej książki Łukasza Gołębiowskiego („Gry i zabawy różnych stanów, w kraju całym, lub niektórych tylko prowincyach […]”, Warszawa 1831). Ta ostatnia ma tę wielką zaletę, iż jest dostępna za darmo w Internecie (np. pod linkiem: https://www.pbc.rzeszow.pl/dlibra/show-content/publication/edition/5463?id=5463 ).