7:15rano usłyszałam stuknięcie zamykającego się kufra. Zaspana wyłałem z sypialni, przekonana, iż Piotr szykuje się do wyjazdu służbowego. Zamiast tego stanął w przedpokoju w kurtce, trzymając walizkę. Jego twarz była napięta, jakby od tygodni ćwiczył w lustrze to, co zaraz wypowie.
Wyprowadzam się rzucił, nie patrząc na mnie. Do Grażyny.
Zamarłam. Przez kilka sekund nie pojęłam, o kim mówi.
Potem obraz wyostrzył się niczym zdjęcie w albumie: Grażyna, koleżanka z jego biura, z którą dzieliłam jedną ladę przy kilku grillach, z którą kiedyś pocieszałam po rozwodzie i której pożyczałam książki. Grażyna, której ufałam.
Zaczęło się kilka miesięcy wcześniej, choć wtedy nie widziałam znaków. Piotr wracał późno, tłumacząc się nawałem projektów. W weekendy nagle miał spotkania z klientami.
Czasem słyszałam, jak chowa telefon do kieszeni, gdy wchodziłam do pokoju. Wmawiałam sobie, iż przesadzam przecież byliśmy razem prawie trzy dekady, a ja znałam go na pamięć.
Najgorsze przytłoczyło mnie, gdy uświadomiłam sobie, iż Grażyna była przy nas przez cały ten czas. Była na naszych rocznicach, widziała, jak kupujemy nowy stół do jadalni, jak śmiejemy się z Kacprem przy niedzielnym obiedzie. Wiedziała, kim jestem dla niego, a mimo to
Pierwsze tygodnie po jego odejściu były jak koszmar na jawie. Znajomi dzwonili, pytali, czy to prawda. Czułam wstyd, jakby zdrada była moją winą. Najgorsze były noce budziłam się z przeczuciem, iż zaraz wejdzie do sypialni, położy się obok, jakby nic się nie stało. ale panował jedynie chłód.
Pewnego dnia poszłam do sklepu i zobaczyłam ich razem. Nie chowali się. Grażyna miała płaszcz, który kiedyś pochwaliłam, a Piotr trzymał ją za rękę w taki sposób, w jaki kiedyś trzymał mnie. Pomyślałam, iż to chyba koniec mojego upokorzenia zobaczyłam wszystko, co musiałam zobaczyć.
Zaczęłam powoli odzyskiwać siebie. Najpierw małe kroki zmieniłam fryzurę. Potem większe pojechałam na weekend nad Bałtyk, sama, do Sopot. Patrząc na fale, zrozumiałam, iż choć straciłam męża, zyskałam to, czego nie miałam od lat wolność decydowania wyłącznie o sobie.
Spotkanie z Grażyną nadeszło niespodziewanie. Minęły prawie trzy miesiące. Weszłam do kawiarni, a ona siedziała przy stoliku w rogu. Spojrzałyśmy na siebie i przez chwilę trwała cisza. Nie wiedziałam, czego się spodziewać czy podbiegnę, zrobię scenę? Zamiast tego podeszłam, patrząc jej prosto w oczy.
Wiesz, co jest najgorsze? powiedziałam spokojnie. Nie to, iż mi go zabrałaś. To, iż przez lata byłaś w moim domu i patrzyłaś mi w twarz, planując to w swojej głowie.
Nie odpowiedziała. Odwróciła wzrok. A ja wyszłam, czując, iż to ja tym razem odchodzę. Nie od Piotra, bo on odszedł już dawno. Od wszystkiego, co mnie więziło od wstydu, od poczucia przegranej, od złudzeń.
Dziś wiem, iż 27 lat nie poszło na marne dały mi siłę, której wcześniej nie doceniałam. Nauczyły mnie, iż zdrada nie kończy życia. Kończy tylko pewien jego rozdział. Bo teraz rozumiem, iż największą zemstą nie jest nienawiść, ale szczęście i właśnie zaczynam je pisać na nowo.













