Kobieta to takie stworzenie, które wiecznie jest nienasycone. Za mały porządek w domu, niedosyt zrzuconych kilogramów, niewystarczająca ilość miłych słów od ukochanego, czy też zbyt małe opakowanie lodów czekoladowych. Najgorszy jednak jest chyba niedosyt zakupowy. Będąc posiadaczką niekończącej się listy "rzeczy niezbędnych" bardzo kiepsko radzę sobie z niedoborem banknotów w portfelu. Miałam wielkie, wiosenne, zakupowe ambicje, jednak ostatecznie zdecydowałam nie zginąć śmiercią głodową. Ostatnimi czasy nie pozwalam więc sobie na wielkie zakupowe szaleństwa, ale nazbierało się kilka nowości, których wcześniej nie miałam okazji zaprezentować.
1. "Pogromca lwów" czyli najświeższe cudeńko, które wyszło spod pióra Camili Lackberg.
2. Coś kobiecego w postaci "Zakochać się" Cecelii Ahern".
3. Oraz ukłon w stronę polskiej twórczości i "Alibi na szczęście" Anny Ficner-Ogonowskiej.
Jest frędzel i jest wiosenny kolor,
a kombinacja ta daje idealne botki z DeeZee na nadchodzący sezon.
Pasiak ze Stradivariusa oraz półgolf z Medicine,
bo ot tak, naszło mnie na bardziej obcisłe wdzianka.
A na koniec coś, co cieszy mnie wyjątkowo, czyli kolejny worek (tym razem ze sklepu I'm),
aczkolwiek bardziej rozmiarowo przypominający worek prawdziwy.
Ot i koniec. A lista potrzeb przez cały czas długa...
A jak Wy radzicie sobie z zakupowymi pokusami?