Nowe życie, stawia mnie przeciw córce i wnuczce

newsempire24.com 1 dzień temu

Kiedy wreszcie odnalazłam swoje życie osobiste, córka nazwała mnie wariatką i zabroniła widywać się z wnuczką.

Całe swoje życie poświęciłam najpierw córce, a potem wnuczce. Ale chyba zapomnieli, iż i ja mam prawo do szczęścia, które nie kręci się wyłącznie wokół nich. Wyszłam za mąż bardzo młodo – miałam dwadzieścia jeden lat. Mój mąż, Wojtek, był cichym, spokojnym człowiekiem, harował od rana do nocy. Pewnego dnia dostał propozycję wyjazdu na dwa tygodnie – niby dobra fucha, transport towaru do innego województwa.

Nigdy nie wrócił. Do dziś nie wiem, co się wtedy stało. Po prostu pewnego dnia zadzwoniono i powiedziano mi, iż Wojtka już nie ma. Zostałam sama z dwuletnią córeczką, zupełnie osamotniona. Jego rodzice dawno nie żyli, a moi mieszkali w innym mieście. Nie wiedziałam, jak przeżyć i zapewnić dziecku byt.

Na szczęście po Wojtku zostało nam maleńkie mieszkanie. Gdyby nie to, nie wiem, jak byśmy sobie poradzili. Z wykształcenia jestem nauczycielką, więc początkowo próbowałam udzielać korepetycji w domu, ale trudno uczyć, gdy obok biega i marudzi małe dziecko.

Nie mogłam podjąć normalnej pracy przez małą Zosię. Jak zostawić dwulatkę samą na cały dzień? Mama przyjechała pewnego dnia, zobaczyła moją rozpacz – i zabrała córkę do siebie. Prawie dwa lata Zosia mieszkała z dziadkami, a ja harowałam bez wytchnienia. Pracowałam w szkole, brałam dodatkowe godziny, udzielałam prywatnych lekcji.

W weekendy jeździłam do córki. Każde pożegnanie łamało mi serce. Potem przyszła kolej na przedszkole – bałam się, iż znów będę musiała siedzieć na zwolnieniach, ale na szczęście Zosia rzadko chorowała. Z czasem zostałyśmy tylko we dwie. Potem szkoła, potem studia.

Zapracowywałam się, by miała najlepsze buty czy bluzkę. Praktycznie nigdy nie pracowałam w jednym miejscu – zawsze w dwóch, a czasem w trzech. Ale gdy Zosia skończyła studia i znalazła pracę, w końcu odetchnęłam. I wtedy poczułam szok – bo nagle okazało się, iż już nikomu nie jestem potrzebna.

Nie musiałam już łapać się każdej dodatkowej pracy. Organizm zaczynał odmawiać posłuszeństwa, a z przyjaciół został mi tylko kot. Córka czasem wpadała na weekend, ale całodzienna rozrywka dla samotnej matki najwyraźniej nie była w jej planach. Czułam się porzucona. Wszystko zmieniło się, gdy na świat przyszła moja wnuczka, Hania.

Kilka miesięcy przed jej narodzinami przeprowadziłam się do córki i jej męża, Darka. Zakupy, sprzątanie, przygotowania do porodu – wszystko spadło na mnie. A gdy Zosia wróciła do pracy, całkowicie przejęłam opiekę nad Hanią. Ale nie narzekałam – wręcz przeciwnie, znów czułam się potrzebna.

W tym roku Hania poszła do szkoły. Po lekcjach zabierałam ją do siebie, karmiłam, odrabiałam z nią zadania, chodziłyśmy do parku czy na zajęcia dodatkowe. Tam, w parku, poznałam Jerzego. On również spacerował z wnuczką. Rozmawialiśmy. Jerzy wcześnie owdowiał, podobnie jak ja, i teraz pomagał córce w wychowaniu dziewczynki.

Poznając go, nie miałam żadnych oczekiwań. Przez całe życie po śmierci męża nigdy nie byłam na randce ani kolacji. Najpierw małe dziecko, potem praca. Po narodzinach wnuczki z dumą nazywałam się babcią. A czy babcie mają adoratorów? Okazało się, iż mają. Jerzy przypomniał mi, iż wciąż jestem kobietą.

Pierwsza wiadomość od niego z propozycją spotkania tylko we dwoje była dla mnie szokiem. Dzięki niemu zaczęłam nowe życie. Chodziliśmy do kina, teatru, jeździliśmy na festiwale i wystawy. Znów poczułam smak życia.

Niestety, moja córka przyjęła to z niechęcią. Wszystko zaczęło się od zwykłego telefonu w sobotni poranek:

– Mamo, przyjedziemy z Hanią, posiedzisz z nią w weekend?

– Przepraszam, kochanie, ale mam już plany. Nie ma nas w mieście. Następnym razem daj znać wcześniej – na pewno się nią zajmę.

Zosia sapnęła niezadowolona i się rozłączyła. W poniedziałek wróciliśmy z Jerzym. Byłam pełna energii, wręcz promieniałam. choćby Hania zauważyła, iż inaczej się uśmiecham. Spokój trwał do piątku, gdy znów zadzwoniła:

– Zaprosili nas znajomi, zostawię Hanię u ciebie?

– Umówiłyśmy się, iż dajesz znać wcześniej. Mam już wszystko zaplanowane.

– Znowu włóczysz się z tym Jerzym? Zupełnie cię ogłupił! – wrzasnęła.

– Co ty wygadujesz? – próbowałam ją uspokoić.

– Zupełnie zapomniałaś o Hani! Mówiłaś, iż nie potrzebujesz własnego szczęścia. A teraz co? Wszystko się zmieniło?

– Tak, zmieniło się! Znów czuję, iż żyję. Chciałabym, żebyś mnie zrozumiała – jak kobieta kobietę.

– A Hania ma to jak zrozumieć? Wymieniłaś ją na jakiegoś faceta?!

– O czym ty mówisz?! Wciąż spędzam z nią większość czasu. Po prostu przeproś za te słowa – i zapomnijmy o sprawie.

– Ja mam przepraszać? Chyba zwariowałaś. Nie zostawię już Hani z tobą. Najpierw weź się w garść – potem pogadamy – rzuciła i rozłączyła się.

Po tej rozmowie rozpłakałam się, aż bolało całe ciało. Tak się starałam, całe życie żyłam dla nich. A gdy przyszła moja kolej – po prostu mnie przekreślili. Tak łatwo. Za to, iż wreszcie pozwoliłam sobie być szczęśliwa.

Mam nadzieję, iż Zosia ochłonie. Zadzwoni. Zrozumie. Bo nie wyobrażam sobie życia bez niej i bez Hani.

Czasem najtrudniej jest zaakceptować, iż ci, dla których poświęciliśmy wszystko, nie potrafią oddać nam choćby odrobiny wolności. Miłość nie powinna być więzieniem.

Idź do oryginalnego materiału