Dzisiaj wybraliśmy się do Swietłogorska, czyli dawnych Ruszowic - kurortu nieco mniejszego, ale bardziej „zielonego” od Koronowa. Wysiedliśmy na stacji naprzeciw parku i szliśmy nabrzeżem nad jeziorem Cichym, mijając mini amfiteatr z pomnikiem skrzypaczki, park linowy, przystanie dla małych łódek i rowerów wodnych oraz liczne kantyny. W przeciwieństwie do poprzedniego bałtyckiego miasta, Ruszowice nie były płaskie. Droga nad morze wiodła przez wiele wzgórz i wzniesień.
Na głównej ulicy mogliśmy dostrzec stoiska z pamiątkami, głównie z bursztynowym rękodziełem. Jedna babuszka na swoim stoisku sprzedawała choćby stare medale i przypinki z czasów komuny. Kupiłem jedną z flagą pierwszomajową za trzysta rubli. Obok tychże straganów grały lokalne kapele, a młodzieńcy w starych Ładach wciskali gaz do dechy popisując się swoimi „zdolnościami” za kierownicą. Klimat jakby wyjęty wprost z Mielna, bądź Okuninki. Doszliśmy do placu na którym mieściła się niezwykła, nowoczesna hala koncertowa.
|
Kupiłem od babuszki za 300 rubli |
Zejście na plażę było nieco utrudnione, bo większość schodów kierujących do niej była zablokowana przez budowę kilku hoteli jednocześnie. Był to dość przykry widok, jednak gdy znalazłem się w końcu przy brzegu, a spienione fale chłodziły mi bose stopy i kierowałem się w stronę wysokich klifów, zostawiając za plecami plac budowy, poczułem wewnętrzny spokój. Natura nigdy mnie nie zawodziła, w przeciwieństwie do ludzi. Pobrzeże w Ruszowicach było zdecydowanie przyjemniejsze niż to w Koronowie. Pora wracać.