Nowa Szansa

newsempire24.com 14 godzin temu

Drugą Szansę

Na sercu Haliny było ciężko, jak zawsze bywa po wizycie na cmentarzu. W autobusie jechało z nią jeszcze kilka osób. Wszyscy pogrążeni w swoich myślach.

Autobus skręcił z obwodnicy w stronę miasta. Za oknem ciągnęły się parterowe i piętrowe domy przedmieścia. niedługo i one znikną z powierzchni ziemi, a na ich miejscu powstaną nowe osiedla z szerokimi ulicami i blokami.

Halina, ulegając impulsowi, wysiadła na najbliższym przystanku. Nagle przyszło jej do głowy, iż gdy przyjedzie następnym razem, dzielnica, w której dorastała, odejdzie w zapomnienie? Szła ulicą z odrapanymi, niskimi domkami i z niepokojem myślała, iż nie znajdzie swojego domu, gdzie przeżyła najszczęśliwsze chwile życia.

Większość okien była wybita, drzwi klatek otwarte, jak otwarte usta w niemym krzyku. Mieszkańców dawno już przesiedlono do nowych, wygodnych mieszkań. Pusto, tylko samochody i autobusy mijały domy. I oto jej dom. Hala ucieszyła się na jego widok jak na spotkanie starego przyjaciela.

Bez mieszkańców dom wydawał się martwy. Zachowała się ławka pod klatką, sczerniała od czasu. A dwa domy dalej już widać było strzałkę dźwigu. Lada chwila zburzą i ten budynek.

Hala zamknęła oczy i nagle ujrzała mamę w oknie na drugim piętrze, która wypatrywała jej wśród dziewczynek grających w klasy na podwórku. Z otwartych okien dobiegał brzęk naczyń, pachniało smażoną cebulą. W czyimś mieszkaniu mamrotał telewizor. Z okna cioci Zosi rozlegał się jej piskliwy głos. Właśnie krzyczała na swojego pijanego męża.

*„Hala, na obiad!”* – rozległ się z dalekiej przeszłości dźwięczny głos mamy.
Hala drgnęła i otworzyła oczy. Nie było ani mamy, ani nikogo, tylko puste okna patrzyły na nią obojętnie.

Ale Hala nie mogła już przestać i wspominała, wspominała…

***

*„Hala, na obiad!”* – krzyczy przez okno mama.

A ona biegnie po zniszczonych schodach na drugie piętro, wpada do mieszkania i jeszcze w przedpokoju słyszy głos mamy: *„Umyj ręce i siadaj do stołu!”* A tata siedzi między stołem a lodówką i czyta gazetę, czekając, aż wszyscy usiądą do obiadu…

Hala tak żywo to przypomniała, iż choćby poczuła zapach kwaśnej kapuśniaków. Z oczu popłynęły łzy, łaskocząc skórę. Koniuszkami palców otarła je spod powiek.

A oto idzie z tornistrem do szkoły. Nie zdążyła odejść więcej niż kilka kroków, gdy z tyłu usłyszała tupot butów Jurka.

*„Hala, zaczekaj!”* – woła.
Dogonil, szedł obok.

*„Dasz ściągnąć z matmy?”*

*„A czemu wieczorem nie zajrzałeś?”* – spytała Hala.

*„Twoja mama patrzy na mnie tak podejrzliwie, jakby się bała, iż coś ukradnę.”*

*„Nie wymyślaj.”* – Hala lekko odwróciła głowę i spojrzała na profil Jurka.
Jak się zmienił przez lato, wyrósł. Ciemne włosy wypłowiały na słońcu, a opalona skóra stała się jeszcze ciemniejsza. Z kołnierza koszuli wystawała smukła szyja, na której pulsowała żyłka. Wydawało jej się, iż ją widzi. Nie, oczywiście, nie widzi. Ale pewnego razu zauważyła i zapamiętała.

Kiedy to się stało? Hala rozpoznawała i jednocześnie nie rozpoznawała swojego przyjaciela z dzieciństwa, sąsiada Jurka, mieszkającego w tej samej klatce, na parterze. Zobaczył ją przez okno i wybiegł za nią.

Jurek poczuł jej wzrok, też na nią spojrzał. Hala nie zdążyła odwrócić oczu. Spojrzenie koloru herbaty sparzyło ją wrzątkiem, policzki i uszy zalał rumieniec, serce zaczęło bić nierówno.

Ojcowie obojga pracowali w fabryce, która zapewniła im mieszkania w starym budownictwie. Mama Jurka też pracowała w fabryce, jako księgowa, a mama Hali była pielęgniarką w szpitalu. Fabryka też stała w pobliżu, dymiła wysokimi kominami.

*„Gdzie będziesz zdawać?”* – nagle spytała Hala.

*„Na politechnikę. Po studiach pójdę do fabryki jako inżynier, a potem zostanę dyrektorem i wszystko tutaj zmienię.”*

*„Naprawdę?”* – zdziwiła się, nie wierząc, Hala. *„Nigdy nie słyszałam, żeby ktoś marzył o zostaniu dyrektorem fabryki.”*

*„Nie wierzysz? A zobaczysz”* – powiedział pewnie Jurek.

*„Z inżynierem rozumiem, ale po co ci ta fabryka? Lada dzień ją zamkną. Maszyny stare, hale się walą. Łatwiej nową postawić”* – zauważyła Hala.

*„Mało się znasz. Nigdy jej nie zamkną. To jedna z najstarszych w kraju. Zabytkowa. Zakład o znaczeniu regionalnym. Bez fabryki tysiące ludzi zostaną bez środków do życia”* – powiedział poważnie Jurek. *„A ty?”*

*„Ja zdaję na uniwersytet, ale nie tutaj, tylko w Warszawie. Będę tłumaczem, zobaczę mnóstwo krajów. Chociaż lekarzem też fajnie zostać, psychoterapeutą. Jeszcze się nie zdecydowałam, mam cały rok”* – powiedziała Hala, przechwalając się.

W ostatnią niedzielę września całą klasą pojechali do kolegi na działkę świętować jego urodziny. Działka niedaleko miasta, nad Wisłą. Pod nogami szeleściły złote liście, niskie słońce, przebijając się przez rzadką koronę drzew, oślepiało.

Rodzice z dziewczynami nakrywali stół w ogrodzie. A chłopaki grali w siatkówkę. Po obiedzie wszyscy rozeszli się po lesie. Tam Jurek po raz pierwszy pocałował Halę.

Co to był za rok! Oboje nagle dorośleli, szaleli z miłości, całowali się i przytulali do utraty tchu. Pewnego razu mama Hali miała nocną dyżur w szpitalu, a w fabryce był nagły zryw, tata też się spóźnił. Jurek przyszedł do Hali, żeby odpisać zadania.

Wtedy to się stało, szybko, nieporadnie. Oboje patrzyli na siebie zdezorientowani, nie wiedząc, co robić. Hala wzięła od Jurka obietnicę, iż to się nie powtórzy. Zasmucony Jurek kiwnął głową i wyszedł. Następnego dnia szli razem do szkoły, ale przez całą drogę milczeli, nie wiedząc, o czymHala spojrzała w oczy Jurka i zrozumiała, iż tym razem nie odejdzie – bo ich miłość, choć przerywana latami, wciąż była żywa jak pierwszy pocałunek w lesie pełnym jesiennych liści.

Idź do oryginalnego materiału