Prawie każdy z nas ogląda filmy i seriale. Ich akcje toczą się w Berlinie, Rzymie, Paryżu i wielu innych zakątkach świata. Obserwując poczynania bohaterów, ale i miejsca, które odwiedzają, zaczynamy marzyć o podążaniu ich śladem. Właśnie na tym polega błyskawicznie rozwijający się trend Set-Jetting. I już udowadniam wam, jak bardzo lubią go Polacy.
Set-Jetting po polsku. W końcu kto nie chciał zobaczyć Wilkowyj
Na polskim gruncie idealnym przykładem Set-Jettingu jest wioska Wilkowyje z popularnego serialu "Ranczo". Kultowa ławeczka pod sklepem, drewniany kościół, czy plebania istnieją naprawdę. Znajdziecie je w Jeruzal, wiosce położonej w powiecie mińskim, która w momencie szczytu popularności serialu przyciągała tłumy. Teraz też pewnie nie narzeka na brak zainteresowania.
Świetną reklamą dla Sandomierza jest natomiast serial "Ojciec Mateusz". Choć plebanii, na której ksiądz grał w szachy z posterunkowym, tam nie znajdziecie, to po starym mieście, gdzie duchowny jeździł rowerem, możecie spacerować do woli. Zresztą miejscowi bardzo gwałtownie wykorzystali popularność serialu. Chętni mogą na starówce zwiedzić Wystawę Figur Woskowych z "Ojca Mateusza".
Moda na "podróże filmowe" ciągnie nas także za granicę
Polacy, chcąc zobaczyć miejsca z popularnych produkcji, ruszają nie tylko w Polskę, ale i za granicę. Dubrownik to miejsce idealne dla miłośników "Gry o Tron". Fani tej produkcji, ale i "Napoleona", "Hrabiego Monte Christo" z 2002 roku, albo obu odsłon "Gladiatora" chętnie ruszają na Maltę.
Idealnym dowodem na modę na "wyjazdy filmowe" jest także stale rosnąca w Polsce popularność Sycylii. Ilu z was oglądając drugi sezon "Białego Lotosu" nie marzyło o tym, żeby przespacerować się uliczkami Taorminy? A ilu pod wpływem serialu już to zrobiło? Jak podaje Kiwi.com, dwa miesiące po premierze serialu liczba rezerwacji lotów wzrosła choćby czterokrotnie. Pokusie uległo zatem wielu. Teraz, za sprawą kolejnego sezonu tej produkcji oblężenie przeżywa Tajlandia.
I jak w tej sytuacji dziwić się sprzeczce między Rzymem i Francją, które toczą walkę o "Emily w Paryżu". Przypomnijmy, w finale ostatniego sezonu lubiana bohaterka przeniosła się z Paryża do Włoch. Francuzi zapowiedzieli jednak, iż tak łatwo jej nie oddadzą. W końcu niejedna kawiarnia zarabia dodatkowe kilka euro na każdej bułce, którą kupiła "Emily w Paryżu". To świetny biznes i promocja miasta. Warto więc o nią zabiegać.
Sama też ulegam modzie na "podróże filmowe" o czym wielokrotnie pisałam już na łamach naTemat. W Tajlandii byłam w Maya Bay z "Niebiańskiej Plaży". Natomiast podczas podróży do Kambodży odwiedziłam świątynię, w której kręcono "Larę Croft: Tomb Rider". Motyw z "Gwiezdnych Wojen" przewinął się w trakcie mojej podróży do Tunezji. Jak widać magia kina działa także na turystykę. I nie ma w tym niczego złego.