Ślimaki stożkowe to mięczaki o wyjątkowo pięknych muszlach i… śmiertelnie niebezpiecznych adekwatnościach. Należą do rodzaju "conus", który obejmuje ponad 700 gatunków, od mniejszych okazów żywiących się robakami po te, które polują na ryby. Występują głównie w ciepłych wodach Indo-Pacyfiku, szczególnie w okolicach raf koralowych, choć ostatnio pojawiły się tez doniesienia o ich obecności w wodach Egiptu. Mimo iż większość z nich nie zagraża człowiekowi, jeden z gatunków uchodzi za absolutnie zabójczy. Conus geographus, czyli stożek geograficzny, to niepozorny drapieżnik, którego jad działa szybciej niż ukąszenie niejednego węża. I niestety do dziś nie opracowano na niego antidotum.
REKLAMA
Zobacz wideo "Gdyby nie podwójne łóżko, nie zaszłabym w ciążę", czyli najbardziej absurdalne skargi turystów na biura podróży
To najbardziej jadowity ślimak morski. Gdy zobaczysz jego muszlę, lepiej jej nie ruszaj
Jeden gest wystarczy, by ciało zaczęło odmawiać posłuszeństwa. Tak działa neurotoksyna, którą stożek geograficzny wstrzykuje dzięki harpunopodobnej wypustki. Choć ślimak mierzy zaledwie kilkanaście centymetrów, jego jad może zabić dorosłego człowieka w ciągu kilku minut. A wszystko zaczyna się niewinnie. Turyści podnoszą muszlę z morskiego dna, nieświadomi, iż w dłoni trzymają żywego drapieżnika. Jego atak jest niemal bezbolesny, więc często można go nie zauważyć. Jad zawiera związki znieczulające, które maskują objawy, dlatego zamiast bólu pojawia się drętwienie, mrowienie i... nagłe, paraliżujące osłabienie.
Ukłucie może nastąpić podczas kąpieli, nurkowania albo spaceru po rafach w płytkiej wodzie. Choć stożek geograficzny nie poluje na ludzi, reaguje gdy poczuje się zagrożony. Wystarczy nieuważny dotyk. W jednej chwili wypuszcza "harpun" i wstrzykuje toksynę, najczęściej w okolice palców. Osoba ukłuta nie wie, co się dzieje, aż nagle pojawiają się trudności z oddychaniem, problemy z mową, a choćby utrata przytomności. Śmierć może nastąpić w kilkanaście minut, jeżeli nie zostanie udzielona natychmiastowa pomoc. Problem w tym, iż nie istnieje odtrutka na jad stożka. Leczenie ma charakter objawowy: ukąszeni trafiają pod respirator i są monitorowani, aż organizm sam poradzi sobie z toksyną. Nie zawsze jednak się to udaje.
Jak często zdarzają się śmiertelne ukąszenia? Tu leży granica ryzyka
Choć brzmi to jak scena z thrillera, przypadki śmiertelnych ukąszeń wydarzyły się naprawdę. I to wiele razy. Zostały dobrze udokumentowane zarówno w literaturze naukowej, jak i w szpitalnych kartotekach. Według analizy opublikowanej w "International Journal of Clinical Pharmacology and Therapeutics", odnotowano 139 potwierdzonych przypadków ukąszeń, z czego aż 36 zakończyło się śmiercią. Opisy te obejmują ponad trzy stulecia historii, a zdecydowana większość ofiar pochodziła z rejonów Azji Południowo-Wschodniej: z Filipin, Indonezji i Papui-Nowej Gwinei. Za atakami z tragicznym finałem stoi przede wszystkim stożek geograficzny. Im większy osobnik, tym silniejszy jad, dlatego to właśnie dzieci i osoby starsze znajdują się w największym niebezpieczeństwie.
Jak się chronić przed zagrożeniem? Najlepiej w ogóle nie dotykać żadnych muszli. Szczególnie w rejonach raf koralowych i spokojnych, piaszczystych zatok, gdzie stożki potrafią czaić się zaledwie kilka metrów od brzegu. Nie ostrzegają, nie uciekają, po prostu czekają. A już wiemy, iż ich jad działa wyjątkowo skutecznie. Pamiętaj, iż pod wodą to nie człowiek rozdaje karty. Zwłaszcza gdy przeciwnikiem jest mistrz kamuflażu, który ma muszlę jak z pocztówki, ale skrywa broń ostrą jak sztylet. Czy dotykałeś/aś kiedyś muszli znalezionych na plaży? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.