Niezgrabna
Trzask Głośny huk Ciemność Ciemność
W końcu mrok rozproszył się nieco. Dobiegł głos:
Pani Weroniko, to ratownik, coś u nich wybuchło.
Czuję, jak przez ból przyciska się ręka do szyi. Próbuję otworzyć powieki z trudem się udaje. Przed oczami wisi wisiorek w kształcie prostokąta z wygrawerowanymi znakami zodiaku Oczy kobiety w białym fartuchu
Na operację! rozległ się głos tuż obok.
Rodzice wrócili z pracy. Matka od razu rzuciła się do kuchni, zaglądając do pokoju, gdzie syn odrabiał lekcje. Dawid, wchodząc, od razu zauważył, iż nastrój chłopca nie dopisuje.
Tomku, co się stało? ojciec poklepał go po głowie.
Nic, mruknął chłopiec z klasy czwartej.
No, mów.
Już niedługo będzie 8 marca. Nauczycielka nas dziś zatrzymała i kazała przygotować prezenty dla dziewczyn.
I gdzie jest problem? uśmiechnął się ojciec.
Mamy chłopców i dziewczyny w równych liczbach. Pani podzieliła, kto komu ma dać, westchnął ciężko syn. Dostałem niewyględną, Wiktorię Jasińską.
Wszystkie dziewczyny chcą dostać prezent na 8 marca, choćby te nieurodziwe, ojciec starał się rozmawiać z synem jak z dorosłym. A jak ona przydzielała? Alfabetycznie?
Nie, według znaków zodiaku.
To co? nie powstrzymał się Dawid i znów się uśmiechnął.
Według kompatybilności. Wiktoria to Panna, a Panny najchętniej pasują do Byka. A ja właśnie Byk.
No więc to wcale nieźle, skoro pasujecie! Może się jeszcze w niej zakochasz.
Ja?! W Wiktorii Jasińskiej?!
Ojciec nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Do pokoju wpadła matka:
Co tu się dzieje?
Lena, idź do kuchni ojciec przybrał surowy ton. Musimy poważnie porozmawiać.
Gdy matka wyszła, Tomasz zapytał smutnym głosem:
Tato, co mam teraz zrobić?
Przygotować prezent!
Jaki?
Jutro w pracy zrobię twojej wybrankinie prezent.
Tato, co ty możesz zrobić? Przecież pracujesz w fabryce.
A tak! Pracuję w galwanice. Produkujemy wszystkie rodzaje powłok metalowych.
Tato, nie rozumiem.
Jutro zobaczysz!
***
Następnego dnia ojciec przyniósł wisiorek na łańcuszku, który wyglądał na złoty prostokąt. Na jednej stronie wygrawerowano dwa znaki zodiaku Byk i Panna, a na drugiej drobnym, ale eleganckim pismem:
Mojej koleżance Wiktorii z okazji 8 marca! Tomasz.
O, jak ten wisiorek pięknie się prezentował! A kiedy mama włożyła go do przezroczystej torebki, wyglądało to jeszcze lepiej.
***
Nadszedł 8 marca. Nauczycielka nie zamierzała prowadzić lekcji. Najpierw uczniowie wręczyli jej prezent; podziękowała długo. Potem zarządziła, by chłopcy dali prezenty dziewczynom.
Zaczęło się! Wszyscy chłopcy pobiegli do swoich wybranków. Tomasz podszedł do Wiktorii i, jak nauczał tata, wyrecytował:
Wiktorio, życzę Ci wszystkiego najlepszego z okazji 8 marca! Może kiedyś Byk połączy się z Panną.
Po wymówieniu zapamiętanej frazy Tomasz wrócił na swoje miejsce, nie zauważając, iż serce już zapukało tej, według niego, niezgrabnej dziewczynie.
Wkrótce rodzice Wiktorii przeprowadzili się do innej dzielnicy, a sama Wiktoria od klasy piątej zaczęła uczęszczać do innej szkoły.
***
Antoni otworzył oczy. Biały sufit szpitalnego oddziału. Próbował ruszyć rękami i nogami ruszała tylko lewa ręka.
Gdzie ja? zapytał, nie rozumiejąc, do kogo kieruje słowa.
Usłyszał stukot i podszedł do niego pielęgniarka w zestawie kołnierzyków, przyjrzała się uważnie i spytała:
Czy się obudziłeś? Jesteś na oddziale chirurgii ratunkowej.
Czy moje ręce i nogi są całe? zapytał cichym głosem.
Wszystko na miejscu, odpowiedziała z radością. Tylko odczepili cię od głowy do stóp.
To dobrze, iż nic nie brakuje.
Podeszła lekarz i zapytała:
Jak się czujesz?
Co się ze mną stało? odparł Antoni.
Życie cię nie zagraża. Ręce i nogi będą działać. Trochę blizn się pojawi, podniosła telefon. Twoja mama chciała zadzwonić, kiedy się obudzisz.
Synku, odebrał przez łzy głos matki.
Mamo, wszystko w porządku, starał się brzmieć jak najbardziej optymistycznie. Mówią, iż to tylko małe blizny. Niedługo mnie wypiszą.
Nie mogę zostać z tobą na noc, synku. Zaraz przyjdę.
Mamo, nie spiesz się! Położyłem telefon przy sobie, uśmiechnąłem się do pielęgniarki:
Dziękuję!
Niedługo już cię wypiszą, odpowiedziała z uśmiechem. Trzy tygodnie jeszcze.
Co się stało? zapytał współpacjent, gdy pielęgniarka wyszła.
Ja ratownik. Na fabryce wybuchły balony z cieczą, wspominał Antoni. Wezwano nas, ruszyliśmy na miejsce pożaru. Było duże, trzy osoby zostały ranne. Wbiegliśmy, balony były rozbite, w niektórych płonęło. Wyciągaliśmy rannych Ja wychodziłem ostatni Gdy już stałem przy drzwiach, kolejny balon eksplodował Potem nie pamiętam.
No i dostałeś, stwierdził współpacjent.
Gonczarowski Antoni, odezwała się pielęgniarka. Do ciebie przychodzi kolega z pracy.
Wszedł przyjaciel, podbiegł do łóżka:
Hej, Tomku! Co słychać?
Ręce i nogi w porządku! odpowiedział optymistycznie, machając lewą ręką. Tylko lewą mogę przywitać!
No nie mów!
Co dalej było?
Wyszliśmy, kiedy wybuchło. Od razu wróciliśmy, wyciągnęli nas byłeś w krwi lekarze już przybyli
Dzięki!
Tomku, o co ci chodzi? nagle przyjaciel się uśmiechnął. Mamy cię do medali nominować.
Na razie wypiszą mnie.
Dobra, idę. Będzie wasz obchód. Pielęgniarka mówiła, iż nie potrwa długo.
Niedługo po wyjściu przybył lekarz, mężczyzna w ok. czterdziestu lat:
No, jak leci, bohaterze? podszedł do jego łóżka.
Normalnie.
Skoro już rozmawiasz, to żyjesz. Dajmy ci kontrolę!
Czy to wkurwiło mnie? zapytał Antoni. Nie, Pani Weronika. Ona przyjdzie pojutrze.
***
Dwa dni później Antoni próbował wstać. Ból w nogach wciąż był silny, ręka prawa wciąż goła, a na ciele było dziesięć siniaków. Dwa na twarzy, od wybuchu, na szczęście prawą rękę zdążył wyciągnąć do przodu. Spojrzał w lustro twarz wciąż spuchnięta.
Oczekiwał wizyty lekarza, który dwa dni wcześniej pięć godzin sutkował go w operacji. Antoni lekko się denerwował.
Weszła młoda, smukła lekarka w okularach nie psuły jej wcale wyglądu, a biały fartuch pasował jej idealnie. Antoni miał już dwadzieścia siedem lat i był żonaty, choć po pół roku małżeństwo się rozpadło nie zgodne charaktery, a po byłej żonie nie podobała się pensja ratownika.
Dzień dobry! przywitała się i podeszła do łóżka.
Dzień dobry! Czy to pan mnie operował?
Tak, coś się stało?
adekwatnie wszystko świetnie! Dziękuję bardzo!
Pozwól, iż przyjrzę się!
Pochyliła się nad nim w jego wizji pojawił się wisiorek ze znakami zodiaku, zwisający z szyi:
Wiktoria Jasińska!!! krzyknął.
Lekarka spojrzała na jego spuchniętą twarz.
Przepraszam! powiedziała, nie rozpoznając go.
Jestem Bykiem wskazał na wisiorek.
Anatol Gonczarowski? jej usta lekko drgnęły. Pamiętasz mnie?
No, co ty, Wiktorio? zobaczywszy łzy w oczach kobiety, położył rękę na jej dłoni.
Przepraszam! wyjęła chusteczkę i otarła oczy. Nigdy nie myślałam, iż znów się spotkamy.
***
Od tego dnia Wiktoria rzadko wchodziła do jego sali. Antoni jednak zrozumiał, iż jej grafiki są jak jego dziennie, nocą i dwa wolne dni. Nie chciał wyglądać przed nią bezsilny. Cały kolejny dzień próbował chodzić przy ścianie, przy łóżkach, w końcu wyszedł na korytarz.
Wieczór. Lekarz nocny odszedł. Zabrali nową zmianę czuć to po rozmowach w korytarzu. Teraz był obchód
Nagle krzyki, pospieszne kroki w holu tak bywa, kiedy przywożą kolejnego rannego. Minęło już dziesięć godzin. Pielęgniarka weszła, zgasiła światło w sali. Nie mogła zasnąć. Około północy w holu usłyszała płacz. W ciszy poczuł, iż ktoś płacze. Wstał i ostrożnie wyszedł.
Za stołem dyżurnym siedziała, pochylona głową, jego była koleżanka ze szkoły. Położył jej zdrową rękę na ramieniu:
Ty, Weroniko!
Ona przytuliła się:
Operowałam kobietę, wpadła pod samochód łzami opowiadała. Zrobiłam wszystko, co mogłam. Jest w reanimacji, ale nie przeżyje. Ma dwoje dzieci mąż siedzi przy niej w sali
Spokojnie, Weroniko! odpowiedział Antoni, wzdychając. Pracuję od pięciu lat i wciąż nie przyzwyczajam się, iż ludzie odchodzą. Tyle lat i tak ratujemy, a i tak się rozstajemy dodał ciężko. Moja żona odeszła, bo twierdziła, iż przychodzę do domu późno i mało zarabiam. Teraz mam czterdzieści, a żyć można.
Ja mam to samo, odparła, patrząc mu w oczy. Patrzą na mnie jak na szaleńca. Nie byłam zamężna, mieszkam z rodzicami.
Daj spokój, mamy po dwadzieścia siedem, przed nami cały świat.
Nie, Tomku, już po dwadzieścia siedem.
Weroniko, puls jej spada, krzyknęła przerażona pielęgniarka.
Przepraszam! rzuciła się w reanimację.
Antoni nie mógł zasnąć tej nocy. Rano przyszedł pielęgniarz, jak zwykle przytulił go do koca.
Czy kobieta, której dzisiaj nocą operowali, żyje? zapytał zaskoczony sam siebie. Tak, ale stan jest krytyczny.
***
Trzy tygodnie minęły, rany się zagoiły. Z Weroniką spotykali się, kiedy była na swojej zmianie, a on coraz mocniej przyciągany do niej. Oddział chirurgii ratunkowej jednak nie był miejscem na intymne rozmowy.
Podczas jednego porannego obchodu lekarzchirurg oznajmił:
Dziś wypisuję pana, czyli z szpitala. Zaraz po wyjściu będzie pan w przychodni, a tam zdecydują, ile jeszcze będzie pan musiał leżeć w szpitalu.
Mogę już pakować się!
Nie, nie spiesz się. Za chwile wypis będą przygotują.
Kiedy lekarz odszedł, Antoni ogolił się. Patrząc w lustro, zauważył, iż dwa pozostałe blizny nie psują już twarzy, a wręcz dodają jej charakteru. Pozostałe blizny lepiej po prostu zignorować.
Wyszedł na korytarz, przytłumiony myślą: Ona w końcu się wyłamała! Pielęgniarka podała wypis:
Do widzenia, Antoni! Nie wstecz!
Mieszkał w jednopokojowym mieszkaniu, ale pojechał do rodziców. Mama go czekała i martwiła się. Wzięła nawetAntoni wsiadł do rodzinnego auta, obok niego leżała nieopróżniona walizka pełna wisiorków, a w sercu tliła się już pewność, iż najpiękniejsze przygody dopiero się zaczynają.





