Dzisiaj zapisuję tę historię, bo warto pamiętać, iż życie potrafi zaskoczyć.
Po otrzymaniu premii w fabryce, Andrzej z dwoma kumplami siedzieli w małej knajpce. Premia nie była duża, ale on, jako kawaler, nie przywiązywał wagi do pieniędzy.
Jak są dobrze mówił z uśmiechem. Jak nie ma, poczekam do wypłaty.
Tak tłumaczył kolegom, gdy narzekali, iż wszystkie zarobki idą na żony, a jeżeli uda się coś odłożyć to już sukces.
No tak, Andrzej, samotnemu łatwiej westchnął Piotrek. A u mnie trzech synów, a pensja niewielka. Słuchaj, radzę ci nie żenić się, bo i tak żona będzie cię męczyć: dzieci jeść chcą, buty się rozpadają, z ubrań wyrastają
Chłopaki śmiali się, ale wtedy podeszła do nich dziewczyna, żywiołowa i ładna. Od razu usiadła Andrzejowi na kolanach. Był najmłodszy z nich i trochę się speszył, ale mimo to ją objął.
Nazywam się Kasia powiedziała wesoło. A ty?
Andrzej odparł, a kumple, mrugając porozumiewawczo, chichotali.
Kasia wstała i usiadła na krześle, które Piotrek przysunął z sąsiedniego stolika. Andrzej, chłopak ze wsi, od roku mieszkał i pracował w mieście. Skromny z natury, nie wiedział, jak się zachować wobec takich śmiałych dziewczyn. Ale Kasia bardzo mu się spodobała i tej nocy wyszli razem. Rano obudził się obok niej.
Muszę do pracy powiedział, gwałtownie się ubierając, a ona leżała dalej.
Andrzeju, mam nadzieję, iż to nie nasze ostatnie spotkanie? przeciągnęła się. Przyjdź po pracy, będę czekać.
Dzień w pracy dłużył się niemiłosiernie, ale zaraz po zmianie Andrzej pobiegł do Kasi. Czekała na niego w akademiku. Zakochał się w tej pełnej życia dziewczynie, choć prawie jej nie znał, mimo iż koledzy ostrzegali, iż często bywa w męskim towarzystwie. Mimo to Andrzej niedługo się z nią ożenił.
Rok później urodziła się im córeczka Ola. Na początku Kasia była dobrą gospodynią. Gotowała, sprzątała, opiekowała się dzieckiem. Ale kiedy Ola skończyła rok, wszystko się zmieniło. Andrzej był w pracy, a ona zostawiała córkę sąsiadce i wychodziła. Wracał, a Ola u sąsiadki, która narzekała:
Andrzej, ja mam dwie córki i swoje sprawy, a tu jeszcze twoją opiekować się muszę. Powiedz swojej Kasi, iż już nie będę.
Kłótnie, awantury, Andrzej groził, iż jeżeli znów zostawi dziecko i wróci pijana, to Ale Kasia zaczęła przyprowadzać mężczyzn do domu. Wracał z pracy, a tam impreza. Wyrzucał wszystkich za drzwi. W końcu, po kolejnej kłótni, Kasia rzuciła:
Zabieraj Olę i wynoś się, nie potrzebuję was obojga. Wracaj na swoją wieś.
Andrzej tak zrobił. Już wcześniej o tym myślał, ale wciąż miał nadzieję, iż Ksia się opamięta. Na wsi jego matka, Zofia, ciężko chorowała i już nie wstawała. Sąsiadka, Agnieszka, się nią opiekowała. Ich domy stały blisko, choćby nie trzeba było wychodzić przez bramę płot był prawie rozwalony. Agnieszka schodziła z ganku i od razu była u sąsiadki. Praktycznie.
Andrzej dawno nie był w domu i nie wiedział, iż matka już nie wstaje. A poza nim nie miała nikogo. Teraz miał trudną sytuację chora matka i dwuletnia Ola. Znalazł pracę we wsi, a nad Olą czuwała Agnieszka, która miała trzyletniego synka Jacka. Dzieci razem się bawiły.
Dziękuję, Agnieszka, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił mówił wdzięcznie.
Agnieszka była mężatką, ale mąż, Marek, był nieodpowiedzialny pił, awanturował się. Andrzej nie raz musiał go pouczać. Ostatnio tak go pouczył, iż ledwo się pozbierał, spakował i odszedł na dobre. Podobno wyjechał do sąsiedniej wsi, do matki. Agnieszka nie rozpaczała, wręcz była wdzięczna Andrzejowi. Bała się męża.
Andrzej, w domu wreszcie spokój. Dobrze, iż go przepędziłeś, już nie wróci. Tylko mnie się nie bał, a innych mężczyzn tak. Rozwiodła się z nim, a miesiąc później Zofia zmarła.
Po pogrzebie Andrzej chodził do pracy, a Ola biegła do Agnieszki. W podzięce pomagał sąsiadce we wszystkim. Jego domek był mały i stary, jeszcze dziadkowie w nim mieszkali. Dom Agnieszki był solidny jej ojciec, Jan, był cenionym cieślą. Sam postawił porządny dom, ale niedługo w nim żył.
Rodzice Agnieszki odeszli jeden po drugim najpierw ojciec, mówili, iż się przepracował, nosząc belki sam. Matka dwa lata później też zachorowała i gwałtownie zmarła. Agnieszka została z siostrą, mając szesnaście lat.
Wkrótce siostra wyszła za mąż i wyjechała. Agnieszka miała osiemnaście lat, została sama. Wtedy oświadczył się jej Marek. Zofia, matka Andrzeja, doradziła:
Wyjdź za niego, Agnieszka. Samej w domu nie siedź. I wyszła.
Urodził się Jaś. Agnieszka była szczęśliwa, kochała syna, ale stopniowo rozczarowała się mężem, gdy zaczął pić codziennie.
Po śmierci matki Andrzej zaczął myśleć. Podobała mu się Agnieszka, bardzo. Nie to co Kasia. Gospodarna, troskliwa, dobra, gotowała pysznie, a na niego patrzyła ciepło.
Jak mogłem związać się z Kasią, kiedy taka kobieta jest obok? rozmyślał.
Pewnego dnia wrócił z pracy, a Ola leżała u sąsiadki z gorączką.
Zachorowała. Wezwałam felczera, dałam leki. Niech śpi, niech zostanie. Napoiłam herbatą z malinami.
Przeraził się o córkę, źle spał, a rano przed pracą zajrzał.
Całą noc gorączkowała, pilnowałam. Równo przed świtem temperatura spadła, teraz śpi. Idź spokojnie do roboty.
Wieczorem od razu pobiegł do Agnieszki. Ola siedziała na łóżku, uśmiechała się, choć była jeszcze słaba.
Tato ucieszyła się. Zostańmy u cioci Agnieszki. Będę ją nazywać mamą. Wypowiedziała to, o czym myśleli oboje.
Ciągnęli się do siebie, ale nikt nie śmiał zrobić pierwszego kroku.
Córciu, no jak toAndrzej uśmiechnął się, wziął Agnieszkę za rękę i powiedział: „No, skoro Ola tak postanowiła, to chyba czas, żebyśmy wreszcie zostali rodziną naprawdę”.