Nieznajomy: Dramat Domowego Ogniska

twojacena.pl 2 tygodni temu

W małym miasteczku nad jeziorem, gdzie zachody słońca odbijają się w tafli wody, a drewniane domki trzymają jeszcze ciepło dawnych lat, Anna Kowalska wróciła ze sklepu, dźwigając ciężkie torby z zakupami. Na deser kupiła ogromnego arbuza, wyobrażając sobie euforia syna. Postawiła torby w przedpokoju i nadsłuchiwała. Z pokoju syna dobiegały ciche głosy, jakby ktoś prowadził rozmowę szeptem. Serce Anny zabiło mocniej. Weszła do pokoju i zamarła, nie wierząc własnym oczom. Jej syn bawił się drewnianymi figurkami z nieznajomym mężczyzną. Obaj z przejęciem przesuwali zabawki, uśmiechali się i mówili tak cicho, jakby bali się spłoszyć tę chwilę. Anna przyjrzała się gościowi i westchnęła.

– Ciągle siedzisz w domu, Wojtku – gderała nie raz. – Całe życie tak spędzisz sam! Popatrz na Krzysia, twojego dawnego kolegę. Wyuczył się na mechanika, pracuje, wszystko mu się układa. Ożenił się, syna ma, werandę wybudował. Z żoną się roześli, no cóż, charakterami nie przystawali. Ale Krzyś nie załamał rąk – nową znalazł, z dzieckiem, potem swoje urodzili. A syna z pierwszego małżeństwa na wakacje do babci wysyła. Wszyscy zadowoleni, choćby była żona – też za mąż wyszła. A sąsiadka ciocia Zosia wniebowzięta: troje wnucząt, dom pełen śmiechu, życie wre! Krzyś z nową żoną, Kasią, radzą sobie z dziećmi, a ciocia Zosia zawsze pod ręką. Wszystko im się udało, a ty wciąż siedzisz!

– U nas cisza – ciągnęła Anna, kręcąc głową. – W kogoś ty taki, moje utrapienie? Jak nas zabraknie, sam zostaniesz, i choćby pogadać nie będziesz miał z kim! Wyłącz ten twój warsztat, gdy matka do ciebie mówi!

Wojtek wyłączył stolarską maszynę, podniósł wzrok znad pracy:

– Wszystko w porządku, mamo, pilne zamówienie.

– Oczywiście, Wojtku – westchnęła matka. – Nic się nie zmieni. Trzydzieści dwa lata w domu siedzisz i będziesz siedzieć. Nic cię nie ruszy. A jeszcze ojciec cię wspiera, tylko milczy i milczy. Oj, synku, ojciec cichy, ale ty jeszcze cichszy!

Anna wyszła z szopy, gdzie Wojtek miał swój warsztat.

Wojtek ledwie skończył dziewięć klas w miejscowej szkole. Uczył się dobrze, ale szkoły nie znosił. Nie podobało mu się, iż wszyscy wrzeszczą, biegają, przeszkadzają w myśleniu. Po szkole oznajmił: dalej się nie uczę, mam swoje zajęcie, starczy na całe życie. Stolarzem był już niezłym. Ojciec całe życie pracował w miejscowej fabryce mebli i syna do rzemiosła przyuczył. Wojtek okazał się jeszcze większym milczkiem niż ojciec. Lubił pracować z drewnem w samotności, cały czas coś przemyśliwając.

Matka martwiła się: może z chłopakiem coś nie tak? Na zabawy nie chodzi, na dziewczyny nie patrzy, ciągle sam. Za głośne są, mówił, nudne. Dobrze mi tak. Zarabiał Wojtek jednak nieźle. W szopie urządził pracownię, całymi dniami coś majstrował: raz zabawki drewniane, raz mebelki. Stół zrobił – istne cudo! Zamówienia miał zapisane na pół roku naprzód, z miasta ludzie przyjeżdżali. A matka wciąż się niepokoiła: czwarty krzyżyk na karku, a on sam! Żenić się nie chce, dzieci nie chce. Na przyjaciół się napatrzył – nie podoba mu się takie życie.

I teraz Wojtek dostał pilne zlecenie – biurko z krzesłem dla chłopca. Przez internet z klientem wszystko ustalił, prosili o pośpiech. Starał się, by wszystko wyszło starannie, by było pożyteczne. Z pracy, uważał, powinna płynąć radość.

Po tygodniu biurko było gotowe: blat i krzesło z regulacją, by dopasować do wzrostu i pochylenia. Klient napisał, iż chłopiec, dla którego zamówienie, jest słabego zdrowia, uczy się w domu. Prosili Wojtka, by sam przywiózł zamówienie, by na miejscu poprawić, jeżeli coś nie tak. Sami przyjechać nie mogli. Wojtek nie miał ochoty jechać – zwykle ojciec przywoził materiały i odwoził gotowe. Wojtek nie lubił rozmawiać z obcymi: za głośni, za dużo słów.

Ale klient nalegał, by przyjechał właśnie mistrz, dla dobra dziecka. Nie było wyjścia – Wojtek z ojcem pojechali do dalekiej wsi. Przyjechali, wyładowali zamówienie. Dobrze, iż Wojtek był krzepki, a biurko lekkie. Zaniósł, zapukał. Otworzyła dziewczyna. Wojtek się nie spodziewał – korespondował z jakimś Tomkiem, myślał, iż mężczyzna. A tu dziewczyna, i to jeszcze z tak precyzyjnymi rysunkami!

– Dzień dobry, gdzie Tomek? Przywiozłem zamówienie – powiedział Wojtek.

– Dzień dobry, to ja Tomek, proszę wejść – odpowiedziała cicho, odsuwając się, by przeprowadzić go z biurkiem. Głos miała łagodny, uśmiech ciepły. – Proszę do pokoju, tylko niech pan nie mówi głośno. Mój synek, Staś, obawia się obcych.

Wojtek wszedł – chłopiec siedział przy małym stoliku, wyraźnie niewygodnym, budował coś z klocków. Tomek dodała:

– Niech się pan nie dziwi, Staś mało mówi. Chodź, synku, spróbujmy nowego biurka, które pan Wojtek zrobił.

Staś nie chciał się oderwać – Wojtek to rozumiał, sam taki był. gwałtownie złożył biurko, ostrożnie przeniósł klocki, posadził chłopca. Wyszli z Tomkiem do przedpokoju. Staś wyprostował się, nóżki postawił na podpórkę i wrócił do zabawy. Tomek, zauważywszy wzrok Wojtka, krótko wyjaśniła:

– Mąż hulał, inną znalazł. Staś i tak ma problemy, a on go jeszcze przestraszył, przyszedł pijany. Lekarze mówią, iż z czasem minie. Wyrzuciłam go, żyjemy we dwie. Za zamówienie przeleję pieniądze, dziękuję.

– Szczęścia i zdrowia dla synka – powiedział Wojtek. – jeżeli coś będzie potrzebne, niech pani napisze. A wody można? – w gardle mu zaschło.

Wypił szklankę wody, zszedł do ojca do samochodu i pojechali do domu.

Cały tydzień Wojtek pracował nad nowym zleceniem, ale szło opornie. Wciąż myślał o chłopcu. Odłożył robotę, wziął resztki dębu i lipy, do rana majstrował w szopie. Matka się niepokoiła: całkiemMatka nie mogła uwierzyć własnym oczom, gdy po raz pierwszy zobaczyła, jak Staś śmieje się głośno, trzymając za rękę Wojtka, który z dumą pokazywał mu nową zabawkę, którą dla niego wyrzeźbił.

Idź do oryginalnego materiału