Nieznajomi w moim domu

newsempire24.com 1 tydzień temu

Obcy w moim domu

Tamtej soboty Ewa postanowiła pojechać do rodzinnego domu. Minęły zaledwie trzy miesiące, odkąd odeszła jej mama, a przez cały ten czas nie mogła się zebrać, by zająć się jej rzeczami. Dom stał pusty, bez opieki. Sąsiedzi — sami staruszkowie, niektórzy wyjechali do dzieci, inni wynajęli mieszkania lokatorom. Kiedyś obok mieszkali Kowalscy, z których dziećmi Ewa bawiła się w dzieciństwie, ale teraz i tamten dom zajmowali jacyś obcy ludzie — nie było więc komu poprosić o pomoc.

Mąż wyjechał o świcie na ryby, nastoletnia córka w słuchawkach machnęła ręką, gdy matka zaproponowała jej wspólny wyjazd. Więc Ewa zdecydowała: dość zwlekania. Pojadę, sprawdzę, może zacznę porządkować, a potem wpadnę do Kasi — przyjaciółka od dawna zapraszała na herbatę. Zamówiła taksówkę, stojąc przed blokiem, wspominała ulicę swojego dzieciństwa — przytulną, cichą, z jej własnym zapachem i światłem. Z każdą minutą, gdy taksówka zbliżała się do domu, niepokój ściskał jej serce — tęskniła za rodzicami aż do bólu.

Kilka przecznic przed domem wysiadła, postanowiła przejść się pieszo. Im bliżej była, tym silniejsze ogarniało ją dziwne uczucie. Przed furtką stanęła jak wryta.

— Co jest… — szepnęła.

Okienko w domu było otwarte, firanki rozsunięte, choć wyraźnie pamiętała, iż wszystko zamknęła na głucho. Zamek — wyłamany. W środku wyraźnie ktoś był. Albo, co gorsza, przez cały czas tam przebywał.

Zadzwoniła do męża — połączenie nie mogło zostać zrealizowane. Rozejrzała się — na ulicy ani żywej duszy. Pogodny jesienny weekend, wszyscy rozjechali się poza miasto. Ewa zastanawiała się, czy nie wezwać policji, ale wtedy ogarnęło ją przerażające przypuszczenie.

— A jeśli… to Marek?

Ostatnio zachowywał się dziwnie. Był raz obojętny, to znów nagle wesoły, jak na huśtawce. Może „wypad na ryby” to tylko przykrywka, a on jest tutaj, z inną? Ta myśl sparzyła ją jak rozżarzony węgiel. Nie wierzyła, nie potrafiła go sobie wyobrazić w takiej roli. Ale i odrzucić podejrzenia już nie mogła.

Stała tak dziesięć minut, wpatrując się w okna. Nagle — kobiecy śmiech. Dźwięczny, radosny, jakby ktoś rozkoszował się życiem… w jej rodzinnym domu! Wszystko w niej się skurczyło.

I nagle — trzasnęły drzwi. Z domu wyszła szczupła kobieta w krótkim szlafroczku, z ręcznikiem w dłoni. Kierowała się w stronę przybudówki z sauną.

— Kochanie, no chodź ze mną! Tak mi samotnie! — zawołała do środka.

Ewa zlodowaciała. Młoda, ładna… Oczywiście, zamienił ją na taką! Wszystko stało się jasne.

Zaciśnięta z gniewu, stanowczo podeszła do furtki. Sprytnie obejrzała podwórko, znalazła kij i podparł nim drzwi sauny, by ta „gościa” nie przeszkadzała. Potem na ganku zauważyła stary pas ojca — ciężki, z masywną klamrą. „Idealny” — pomyślała.

Wpadając do domu, ujrzała nakryty stół, butelkę szampana i włączony telewizor. A na kanapie w salonie — spał mężczyzna.

— A ty draniu! Córka już prawie dorosła, a ty! — krzyknęła i zamachnęła się pasem.

— Ał! Co ty robisz?! Ewo… przecież to ja, Krzysiek!

Ewa zamarEwa opuściła rękę z pasem, czując, jak gniew ustępuje miejsca uldze, iż to jednak nie Marek, ale jedynie jego niezbyt rozgarnięty kuzyn.

Idź do oryginalnego materiału