Niezłomna Dusza: Historia Niezrozumianej Kobiety

newsempire24.com 4 dni temu

Czy wiesz, iż ta dziwna starsza pani z pierwszego piętra to tak naprawdę potwór? Jarek, jakby nic się nie stało, chrupał czekoladowy batonik. Mateusz zawsze zadziwiał się, jak przyjaciel potrafi nieprzerwanie żuć, niezależnie od tego, co się wokół dzieje. Jarek pożerał słodycze na lekcjach, w przerwach i po szkole. Pewnego razu, w trakcie kontrolnej z matematyki, podśmieczał się cukierkiem, za co dostał reprymendę od pani matematyczki!

Mateusz od razu odłożył swój baton i spojrzał na przyjaciela:
Co? Jaki jeszcze potwór?
Najprawdziwszy! Ma na głowie nie włosy, a węży skórę, a nocą pożera dzieci! Słyszałeś, iż w mieście znikają chłopcy?
Mateusz słyszał w telewizji o dwóch dziesięcioletnich chłopcach, których od tygodnia nie mogli znaleźć. Co on gada? Cały szóstoklasista i wciąż wierzy w takie bajki!
Te bajki nie mogły mu jednak wyjść z głowy przez cały dzień. Schodząc na swój siedmy piętro (Jarek mieszkał na dziewiątym), Mateusz nie mógł się skupić na zadaniu domowym i cały czas myślał o sąsiadce.

Była naprawdę dziwna: wychodziła z mieszkania na pierwszym piętrze wyłącznie wieczorem albo przy deszczu, zawsze w ciemnym płaszczu z kapturem zasłaniającym twarz. Nikt nie wiedział, jak ma na imię, ile ma lat ani czym się zajmuje, a okna zawsze były przysłonięte ciężkimi zasłonami. Gdy ktoś spotkał ją w klatce, milcząco przemykała obok, pochylając głowę. Nie słyszano od niej ani jednego słowa.

Nawet starsze sąsiadki nie znały jej szczegółów, nazywając ją szaloną i nieprzyjazną. Raz usłyszeli taką rozmowę:
Wyszłam na zakupy, niosę ciężkie torby, a ta szalona właśnie wychodzi z mieszkania. Gdy mnie zobaczyła, przycisnęła się do ściany i tylko spojrzała z pod kaptura. Ani cześć, ani do widzenia!
Tak, totalnie nie do opanowania. Unika ludzi jakby od zarazy! Widziałam ją kiedyś, jak o 23:00 wychodzi z klatki, jak cień. Gdzie ona nocą wędruje? Cały dzień siedzi w domu.
Cóż, nie da się nic zrobić ona i tak jest nieprzyjazna.

Dzień od samego rana nie szedł po myśli Mateusza. Na lekcji historii został wywołany do tablicy, gdzie papltał coś o Jastrzębskim Mądrym, udając, iż coś wie. Nauczyciel jednak zauważył, iż to tylko wymówka, i wystawił mu dwójkę. To był cios w serce mógłby przynajmniej nauczyć się czegoś o władcy, który nosił to samo imię, co najlepszy przyjaciel.

Na przerwie podszedł do Jarka podły Koltunow, nazywając go Jarek Gruby. Jego koledzy Tomek i Żorek natychmiast podchwycili przezwisko i wyciągnęli z rąk Jarka opakowanie rogalika, którym miał się właśnie delektować, i zaczęli je podrzucać sobie wzajemnie.
Oddaj rogalika! krzyknął Mateusz, wiedząc, w co się pakują. Nie mógł zostawić przyjaciela w potrzebie, bo zawsze bronił Jarka przed napastnikami, a to zdarzało się często.
Kolunow odwrócił się do niego z szerokim uśmiechem:
O, Cienki broni Tłustego!
W klasie przyjaciele nosili przydomki Tłusty i Cienki. Siedzieli przy jednym stoliku i chodzili razem do i ze szkoły. Mateusz był szczupły, wyglądał młodziej niż jego lata, a przy Jarku wydawał się jeszcze słabszy.

Mateusz rzucił się, by wyrwać rogalika z ręki Kolunowa. Prawie mu się udało, ale źle wylądował i uderzył w globus stojący na biurku nauczyciela. Ten spadł z hukiem, rozpadł się na dwie połówki, a w jednej pojawiła się długa pęknięcie. Właśnie wtedy weszła do klasy pani geograf,
Pani Geograf, pani Natalia Konstantyńska, spojrzała surowo:
Mateusz, zostań ze mną.

Boyczał się podchodząc do biurka, nie chcąc patrzeć w oczy pani. Ona przyjrzała mu się dokładnie:
Co ty robisz, chłopcze? Przecież jesteś rozsądny
Zrobiła długą pauzę, a jej spojrzenie sprawiło, iż Mateusz chciał schować się pod ławką. Myślał już o rozmowie z dyrektorem i telefonie do mamy. Na dodatek rodzice mieli go niedługo skarcić za słabe oceny.

Na szczęście pani Natalia nie wezwała rodziców, ale poprosiła:
Pomóż mi po lekcjach poukładać podręczniki.
Dobrze, pani nauczyciel westchnął Mateusz, patrząc na swoje stare trampki.
Choć nie wezwano rodziców, nastrój pozostał przygnębiony. Jarka po lekcjach od razu odprowadzili do lekarza, więc nie mógł zostać z Mateusiem przy karze.

Po lekcjach chłopcy z hukiem wyrzucili kurtki, a Mateusz, zmartwiony, wpadł do gabinetu pani Natalii. Kazała mu nosić książki z biblioteki i sprzątać klasę. Zajęło to ponad dwie godziny, a gdy w końcu opuścił pustą szkołę, na zewnątrz wisiały wilgotne zmrokłe chmury.

Niechętnie ruszył w stronę domu, patrząc pod nogi i rozmyślając o tym, co się stało. Deszcz mu się przytulał do kaptura. Dlaczego życie jest takie niesprawiedliwe? Zrobił, co chciał, a potem sam został ukarany. Koltunow nie został ukarany, choć to on był winny. A deszcz?

W drodze do domu przemyślał wszystko, a gdy już był w parku, zauważył, iż ścieżka jest mokra i pełna kałuż. Drzewa bezlistne wbijają się w szare niebo, a po bokach czają się ciemne krzaki. Pomyślał, iż może ktoś czai się w krzakach, czekając na ofiarę.

Nagle przypomniał sobie o dziwnej sąsiadce z pierwszego piętra. Co, jeżeli właśnie ona wychodzi na nocną wyprawę, czując się jak węgorzy kły w ciemności? Myśl ten podsunęła mu dreszczyk, przyspieszył kroku.

Zimny dreszcz przeszył go, nie przez wiatr, ale przez obecność kogoś za plecami. Zobaczył w oddali ciemną postać w kapturze. Zrobił sprint, a zza niego dobiegł głos:
Hej, chłopcze, poczekaj!
Głos był męski, ale nie przynosił ukojenia. Mateusz wiedział, iż nie powinien rozmawiać z nieznajomymi, zwłaszcza w pustej, ciemnej alei.

Ciężka torba spadała mu na plecy, dociążając każdy krok. Ktoś ciężko ciągnieł go w dół, a w parku nie było nikogo innego poza nim. Nagle ktoś silnie pociągnął go w tył, prawie go przewracając. Jego plecak został chwycony.

Powoli odwrócił się i ujrzał mężczyznę w kapturze, trzymającego go za rączkę plecaka. Mężczyzna uśmiechnął się podstępnie i rzekł:
Co biegasz? Chciałem tylko pogadać.
Strach sparaliżował Mateusza, język przywarł do podniebienia, a w drugiej ręce mężczyzny ukazał się kolejny przedmiot brudna, cuchnąca szmatka. Zapach przypominał płyn do mycia okien, wprawił chłopca w zawroty.

Zanim stracił przytomność, z krzaków wyłoniła się inna postać mniejszy chłopiec w kapturze, który rzucił się na napastnika. Ten zwolnił uścisk, a Mateusz cofnął się z przerażeniem. Cienie w kapturach stały w milczeniu, a w powietrzu szeleścił wiatr i dźwięk, jakby ktoś chrzęścił suchymi gałęziami.

Nagle rozległ się przerażający krzyk napastnika, który wraz z wiatrem przebił się aż do kości. Potem zabrzmiał nieprzyjemny dźwięk, jakby ktoś przygryzał suchy chleb. Lampy w alejce rozbłysły żółto, a mniejsza postać pochyliła się nad agresorem, przyciskając mu szyję. Z kaptura wystrzeliły długie ciemne kosmyki włosów to była kobieta.

Mateusz nie zdążył choćby przetrawić tego, co widzi. To była sąsiadka z pierwszego piętra. Zobaczył ją kilka razy: bladą, szczupłą, w niezmiennym czarnym kapturze. Teraz jej twarz była splamiona krwią, a z ust wystawały dwa długie kły. Bez słowa przecierała usta rękawem, jakby to była zwykła śmietana, po czym błyskawicznie zniknęła w krzakach. Obok leżało bez życia ciało mężczyzny, jego szyja pokryta krwią, a przy nim biała, cuchnąca szmatka.

Po chwili Mateusz odzyskał siły i pobiegł z parku. W ciągu pięciu minut wpadł do swojego mieszkania, przytłoczony i dyszący. Na szczęście rodzice nie było w domu, więc nie musiał tłumaczyć, dlaczego tak uciekał.

Postanowił nikomu nic nie mówić nie choćby Jarkowi. Co się stało w parku nie mieściło się w jego głowie. Czy Jarek miał rację, mówiąc o potworze? Może nie o wężowej skórze i dzieciach, ale o tym, iż istota w kapeluszu wolała pożerać dorosłych. Czy wampiry naprawdę istnieją? Wydaje się, iż potwór uratował Mateusza przed człowiekiem, a nie odwrotnie, jak w filmach.

Miał wrażenie, iż nikt mu nie uwierzy. Rodzice zrzucą wszystko na dziecięcą wyobraźnię, a Jarek pomyśli, iż to jedynie fantazja. Nie rozumiał, czemu sąsiadkawampir zostawiła go przy życiu.

Od tej nocy Mateusz spędzał wolny czas przed telewizorem, bojąc się przegapić wiadomość o ciele znaleziona w parku. Tylko po trzech dniach w wieczornych wiadomościach krótko wspomniano, iż dwóch zaginionych chłopców znaleziono w domu mężczyzny, który żył na przedmieściach i trzymał ich w piwnicy. Nie padło słowo, gdzie i jak zginął. Może nie chcieli wstrząsnąć mieszkańcami, bo myśl o wampirze krążyłaby po mieście jak pożoga.

Mateusz przestał śledzić wiadomości i z czasem zapomniał o wydarzeniach. Wspomnienia o wampirzej sąsiadce stopniowo zniknęły w szkolnych troskach i przygotowaniach do świątecznych ferii.

Zima wreszcie nadeszła grudzień już na dobre. Mateusz i Jarek wracali z sekcji szachowej, kiedy z klatki wypadła ona bladą, jeszcze nie starą kobietę bez kłów i żółtych oczu. Stała przed nimi, spojrzała na Mateusza i odparła:
O, to ta nieprzyjazna z pierwszego piętra!
Jarek westchnął, wreszcie odwróciwszy się od opowieści o szachowej partii.
Tak, ona…
Dziś chyba przyjazna, nie schowała głowy! Pewnie najedzona! dodał z uśmiechem.

Mateusz nie odpowiedział, ale zanim weszli do klatki, jeszcze raz spojrzał za siebie na ciemną sylwetkę w kapturze, która powoli znikła w białym puchu śniegu.

Kiedy w lesie znikają ludzie i ich krwi zapach przygasa pod naporem śniegu, pozostaje nam jedno iż nie każdy potwór to zło, a nie każdy przyjaciel jest niewinny. Najważniejsze, by nie oceniać po wyglądzie, ale po tym, co naprawdę czujemy w sercu. Tak oto Mateusz nauczył się, iż odwaga nie polega na walce z potworami, ale na umiejętności rozpoznać, co jest prawdziwym zagrożeniem i jak bronić siebie i innych przed nim.

Idź do oryginalnego materiału