W kilku poprzednich bałkańskich
wpisach wielokrotnie wspominałem o toczących ten region konfliktach
– niektórych poważniejszych, innych mniej – i choć nie jest to
miła tematyka, to wojna jest niestety nierozerwalnie związana z
ludzką naturą. Na Bałkanach widać to bardzo wyraźnie, wszak
przez cały XX wiek wrzało.
Bałkany - tygiel kulturowy
I – wspominałem o wojskowych
serbskich ciężarówkach jadących na granicę z Kosowem – nie
zanosi się na to, żeby na dłużej zagościł tam
spokój.
Mural w dawnej jugosłowiańskiej bazie wojskowej: "Kosowo jest Serbią"
Najlepiej chyba widać to w Bośni i Hercegowinie –
gdzie wciąż są zapomniane pola minowe i liczne dziury po kulach.
Także w stolicy kraju, Sarajewie.
Panorama starego Sarajewa
Uroczo położone miasto w XX
wieku na międzynarodowej arenie pojawiło się trzykrotnie – z
tego dwa razy było to związane z krwawymi konfliktami. Wszak to tu,
na Moście Łacińskim padły dwa strzały rozpoczynające Wielką
Wojnę.
Most Łaciński, miejsce zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda
Oczywiście konflikt i tak by wybuchł – nie po to
Cesarstwo Niemieckie od lat się zbroiło, żeby teraz jeszcze
mocniej nie rozpychać się na mapie. choćby samo zabójstwo
arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego morganatycznej małżonki
przez serbskiego studenta Principa wcale nie musiało być iskrą na
beczce prochu. Ale zostało – i w przeciągu czterech lat zginęło
kilka milionów ludzi (a nie liczymy wojen następczych, jak białych
z czerwonymi w Rosji czy polsko-radzieckiej, pandemii czy klęsk
głodu). Te tragiczne wydarzenia zostały jednak wymazane z pamięci
miasta kilkadziesiąt lat później, podczas trzyletniego oblężenia
w czasie wojny bośniackiej. Dziś przypomina o nich tablica na wciąż
istniejącym Moście Łacińskim – i replika pojazdu arcyksięcia,
którą można w okresie przejechać się po centrum
Sarajewa.
Atrakcja dla turystów
Natomiast tragiczne wydarzenia z lat 90-tych zeszłego
wieku przez cały czas są żywe. Na ulicy Marszałka Tito – słynnej alei
snajperów – płonie Wieczna Watra, olbrzymi znicz ku czci
poległych. - My – stwierdziła koleżanka która przez te trzy
lata oblężenia jako dziecko mieszkała w Sarajewie – mówiliśmy
na to: rosyjska ruleta; nigdy nie wiedziałeś, czy przechodząc
przez aleję wrócisz do domu, czy cię serbska kula
dosięgnie. Swoją drogą koleżanka opowiadała też, jak to gdy
bawiła się na placu zabaw z kolegami ogień snajperski otworzyła
do nich nauczycielka geografii. Można by tu rzucić żarcik, że
widocznie nie uważała na lekcjach, ale byłoby to nie na miejscu. W
tej konkretnej sytuacji nikt nie zginął, ranny został jeden z
żołnierzy ewakuujących dzieci, ale pokazuje ona tragizm i jakiś
taki surrealizm wojny w Bośni. Po porozumieniu w Dayton w 1995 roku
nauczycielka otrzymała wyrok więzienia.
Ślady po kulach w centrum Sarajewa
Zresztą w mojej opinii
konflikt w Bośni i Hercegowinie nie jest zakończony. Wygaszony,
owszem. Kraj podzielono według kryterium etniczno-religijnego na
Republikę Serbską i Federację Bośni i Hercegowiny zamieszkałą przez Boszniaków i Chorwatów. Spowodowało
to spore wewnętrzne przemieszczenia ludności – po obu stronach
tej niewidzialnej linii demarkacyjnej pozostał majątek
przesiedleńców, który niszczeje. Serbowie nie chcą remontować
domów pobośniackich i pochorwackich, bo przecież gospodarze mogą
kiedyś wrócić, więc nie ma co im powrotu ułatwiać. Podobnie
rzecz się ma z serbskim majątkiem w części
muzułmańsko-katolickiej. Widok podziurawionych kulami ruder jest
charakterystyczny dla całego państwa. A, żeby ktoś nie pomyślał,
że w Bośni walczyły tylko dwie strony: zabytkowy most w Mostarze
zniszczyli Chorwaci w czasie walk z Boszniakami. Wszystkie strony
dopuszczały się też czystek etnicznych.
Odbudowany Stary Most na Neretwie w Mostarze
Dziś Bośnią i
Hercegowiną zarządza trzyosobowe kolegium z jednym prawosławnym
Serbem, jednym Chorwatem-katolikiem i jednym muzułmańskim
Boszniakiem. I chyba wszyscy zdają sobie sprawę, iż to stan trochę
tymczasowy, uniemożliwiający normalne funkcjonowanie kraju. -
Czy wojna znowu wybuchnie? - zapytałem znajomego Bośniaka z
podsarajewskiej Vogoszczy; Vogoszcza to niewielkie miasteczko tuż
obok Sarajewa, całkiem nieznane, bo w przeciwieństwie do
pobliskiego Visoko nie ma tak zwanych piramid będących celem
odwiedzin Teoretyków Starożytnej Astronautyki. - Nie – odparł
stanowczo. - A kiedy będzie tu normalnie? -
Nigdy. Osobiście nie byłbym pewien, czy miejscowi nie chwycą
za broń kiedy sytuacja do tego dojrzeje – choć może się to
wydarzyć za wiele lat, ludzie tu są zawzięci i pamiętliwy, a krwi
przelało się zdecydowanie zbyt dużo. Na tą chwilę jedynymi
widocznymi przejawami konfliktu jest bazgranie po tablicach z nazwami
miejscowości (jak w Macedonii): w części serbskiej zamalowywane są
informacje pisane łacinką, a w Federacji pod sprejem znikają
litery cyrylicy.
Zamazane znaki w Federacji Bośni i Hercegowiny
Do tego dochodzą napisy na murach – kiedyś
była to jedyna forma wyrażania emocji przez ulicę, dziś
przeniosła się ona głównie do internetów, ale dalej warto czytać
takie graffiti. Jak choćby to, uwiecznione przeze mnie na obrzeżach
Belgradu, a mówiące o dowódcy wojsk serbskich w czasie wojen w
Chorwacji i Bośni, Ratko Mladiciu.
Murale na przedmieściach Belgradu - "Ratko Mladić - bohater"
Ocena społeczności
międzynarodowej tej postaci jest zgoła inna. A. Ten trzeci raz kiedy Sarajewo zaistniało w szerokim Świecie to były Zimowe Igrzyska Olimpijskie 1980. Pozostało po nich trochę ruin i jedno czynne lodowisko.