Nieunikniony wybór

newsempire24.com 1 dzień temu

Wybór jest nieunikniony

Kasia drgnęła od ostrego okrzyku:

— Ej, smarkaczu! — Wojciech uniósł ciężką torbę nad szczeniakiem, po czym zwrócił się do niej: — Oszalałaś? Karmić bezpańskie psy moimi zakupami?

Pewnego wiosennego dnia Kasia poczuła nagły głód miłości.

Stała przed lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. „Jak gwałtownie płynie czas — westchnęła. — Wydaje się, iż jeszcze wczoraj byłam młoda jak polny kwiat, a teraz… no cóż, raczej dojrzała astra. Piękna, ale już z nutą jesieni. Zima tuż-tuż, a potem… czas wziąć życie w swoje ręce!”

Trzydzieści siedem lat — wiek, gdy mądrość już się zebrała, a uroda jeszcze nie zbladła. Najwyższa pora na odważne decyzje! Ale gdzie szukać tej miłości? W pracy — same kobiety, przypadkowe znajomości na ulicy to nie jej styl, a internet budził tylko nieufność.

Ale mówią przecież: kto szuka, ten znajdzie.

I oto szczęście się uśmiechnęło: w ich dziale kadr pojawił się nowy pracownik — Tomasz Nowak. Wysoki, nieco przy tuszy, z dobrodusznym uśmiechem i w poważnych okularach. Mniej więcej w jej wieku. Kasia od razu zauważyła jego spokój i pewność siebie.

Konkurencja, oczywiście, była niemała. Choćby ta młodsza specjalistka od kadr, Ewelina — świeża jak poranek, z długimi nogami, pełnymi ustami i rzęsami, które zdawały się móc wznieść wiatr jednym mrugnięciem.

Kasia początkowo zwątpiła. Jak ona, skromna i stateczna, może rywalizować z taką pięknością? Na pewno Tomasz choćby na nią nie spojrzy, padając u stóp Eweliny, olśniony jej młodością i śmiałym wdziękiem.

Ale się myliła. Ewelina kręciła się wokół Tomasza jak paw, prezentując raz dekolt, raz zgrabne nogi, ale on pozostawał niewzruszony:

— Ewelina, masz do mnie pytanie? Zaraz skończę i pomogę.

Patrzył przy tym prosto w oczy, ignorując jej sztuczki.

Za to gdy Kasia pewnego dnia przyniosła do pracy swój słynny jabłecznik, Tomasz nagle ożywił się:

— Kasia, jesteś czarodziejką! Takie ciasto piekła moja babcia. Jakbym wrócił do dzieciństwa!

Komplement był dziwny. Kasia nie chciała przypominać dorosłemu mężczyźnie o jego babci. Potrzebowała faceta, nie chłopca tęskniącego za przeszłością. Ale po namyśle uznała, iż to i tak dobry początek. Lepiej taki komplement niż żaden.

Poza tym Kasia zrozumiała: Tomasz łasy na domowe jedzenie. A gotować umiała i lubiła, choć przez to cierpiała — kiedyś nosiła rozmiar 42, teraz pewnie zmieściłaby się już tylko w 46. Zaczęła więc przynosić do pracy swoje kulinarne dzieła: i koleżankom radość, i sama mniej zje.

Tak, przez ciasta i zupy, Kasia znalazła drogę do serca Tomasza. Prosta, banalna, ale skuteczna — przez żołądek. niedługo ich relacja rozkwitła: kwiaty, komplementy, długie rozmowy.

— To niesamowite, Tomasz — wyznała kiedyś Kasia. — Właśnie zaczęłam marzyć o miłości, a tu pojawiasz się ty. Taki… prawdziwy. A ja, przyznaję, myślałam, iż nie mam szans. Zwłaszcza z tą Eweliną, która przed tobą prawie tańczyła.

— Ewelina? — szczerze zdziwił się Tomasz. — Daj spokój, o czym ty? Jakich jak ona jest milion: rzęsy nałożone, paznokcie długie, nogi wiecznie na pokaz. Myślą, iż faceci za nimi szaleją. Nie, dziękuję, nie dla mnie. Kobieta powinna być prawdziwa: dobra, ciepła, gospodarna. Jak ty, Kasieńko.

„Oto moje szczęście! — radowała się Kasia. — Może długo błądziło, ale w końcu mnie znalazło!”

Wydawało się, iż Tomasz nie ma wad. Ale, niestety, idealnych ludzi nie ma…

Ich romans trwał już pół roku, a sprawy zmierzały ku ślubowi. Może doszłoby do niego, gdyby nie tamten ponury listopadowy wieczór.

Pogoda tego dnia szalała: raz lało, raz sypał mokry śnieg, a wiatr zmieniał kierunek, jakby bawił się ludźmi. Kasia i Tomasz, pod rękę, biegli do domu, chowając się pod parasolem.

— Patrz, kotek! — nagle krzyknęła Kasia, zatrzymując się.

Pod latarnią, drżąc z zimna, siedział mały czarny kotek. Mokry, brudny, żałosny.

— Daj spokój, Kasia, chodźmy! Zmarzłem i jestem głodny — Tomasz pociągnął ją za rękaw.

— Zaraz, chwilę — Kasia pochyliła się nad kotkiem. — Chodź tu, malutki.

— Kasia, serio? — zirytował się Tomasz. — Twój prawie narzeczony głodny i zmarznięty, a ty bawisz się z bezdomnymi kotami!

— Zabierzemy go — stanowczo powiedziała Kasia, chowając kotka pod płaszcz. — Nie marudź, Tomaszu, jemu jest gorzej niż nam.

— Wariatka kocia — burknął i ruszył przed siebie.

Kasia z kotkiem podążyła za nim.

— Nie bój się, on dobry, tylko marudzi — szepnęła do kotka.

Ale w domu dobroć Tomasza gdzieś wyparowała.

— Nakarm go, skoro już przyniosłaś, i wyrzuć! — oświadczył.

— Jak to — wyrzucić? Na dwór? Tam śnieg, deszcz, zimno! On jest mały, bezbronny! — oburzyła się Kasia.

— Kasia, nie bądź głupia. Na ulicy takich kotów pełno. Nie będziesz wszystkich do domu znosić? Zrobiłaś dobry uczynek — i wystarczy. Wyrzuć go, ja też jestem głodny!

— Nie, Tomaszu, nie wyrzucę go. Jak ty tego nie rozumiesz?

Ale Tomasz nie chciał zrozumieć.

— Nie znoszę kotów! — odciął się. — Zwierzęta w domu to zbędny balast. Powinny być pożyteczne: mięso, mleko, wełna. A twoje koty to tylko kłopot. Tego w moim domu nie będzie!

Kasia jakby ujrzała innego człowieka. Zimnego, egoistycznego, wyrachowanego.

— Po pierwsze, to mój dom — powiedziała twardo. — A po drugie, powiedz mi, Tomaszu: to i żonę wybierasz pod kątem „pożyteczności”?

— No i co w tym złego? — zmieszał się. — Tak, chcę, żeby żona nie tylko paznokcie malowała, ale i dom prowadziła. To normalne!

— Aha, już wiem — cicho powiedziała Kasia. — Więc ja dla ciebie jestem pożyteczna. Gospodarna. A Ewelina, znaczy się, zadbana, więc taka ci niepotrzebStary kot Kasi, który zwykle spał w kącie, nagle podniósł głowę i spojrzał na nią znacząco, jakby mówił: “Widzisz, zawsze wiedziałem, iż on nie był dla ciebie odpowiedni.”

Idź do oryginalnego materiału