No to się zjawił ten, na kogo nie czekaliśmy! warknął Tadeusz Kowalski. Możesz się zaraz wynosić! Tato, o co ci chodzi?
Tato, o co ci chodzi? zdziwił się Krzysztof. Dwadzieścia lat mnie nie było w domu, a ty mnie tak witasz?
Gdybym miał siłę, to bym cię pasem przywitał! Tadeusz złapał się za pasek. Ale nic z tego! Zaraz to naprawimy!
Hej, spokojnie! Krzysztof cofnął się. Nie mam pięciu lat, mogę odpowiedzieć!
A właśnie taka twoja natura! warknął Tadeusz, nie puszczając pasa. Słabych atakować, przed silnymi uciekać, dobrych oszukiwać, a złym służyć!
O co ci adekwatnie chodzi? O co mnie oskarżasz? Krzysztof wzruszył ramionami. jeżeli choćby kiedyś zawiniłem, to minęło dwadzieścia lat! Powinniście zapomnieć!
Łatwo mówić, kiedy to ty zawiniłeś! Oczywiście, chciałbyś, żeby ci wszyscy wybaczyli! Ale ja ci nie wybaczę! odparł Tadeusz.
A w czym niby wobec was zawiniłem? W szkole myślałem, czemu rodzice uznali mnie za zdrajcę i zakazali wracać! Na moje listy nigdy nie odpowiedzieliście! A pisałem!
A ty naprawdę nie wiesz? drwił Tadeusz.
Krzysztof wyraźnie nie rozumiał i chciał dopytać, ale na hałas wyszła matka.
O, nie! krzyknęła Wanda Kowalska. Przyniósł cię los! Wypędź go, Tadeuszu, za drzwi! Hańba dla naszych siwych włosów!
Zaskoczenie Krzysztofa było tak wielkie, iż zastygł jak słup soli. A matka dodała:
Dałby Bóg siły, to bym cię pogoniła miotłą! Całą duszę bym w to włożyła! Ale widzę, iż Bóg już cię naznaczył! Wskazała na sinek pod okiem Krzysztofa.
Ktoś ci porządnie przyłożył! uśmiechnął się Tadeusz. Chętnie bym mu rękę uścisnął!
Rodzice, co się z wami dzieje? krzyknął Krzysztof. Zupełnie zwariowaliście? Dwadzieścia lat mnie nie było! Dlaczego takie przyjęcie?
Kto ci tę robotę zrobił? spytał Tadeusz. Zaraz cię wygonimy, a jemu przy okazji podziękujemy!
Skąd mam wiedzieć? wściekł się Krzysztof. Jechałem autobusem do domu! A tu sąsiad Piotrek mnie poznał! Rzucił się witać!
Gdy autobus zatrzymał się, podbiegł jakiś młokos, walnął mnie w oko, plunął w twarz i uciekł! A jak się ocknąłem, już go nie było!
Niespodziewany bohater! zaśmiał się Tadeusz. Trzeba będzie spytać Piotrka, kto ci to zrobił!
Tato, tylko to cię interesuje? krzyknął Krzysztof. To znaczy, iż jak mnie dwadzieścia lat nie było, to mogłem nie przyjeżdżać?
A po co tu zdrajcy? odparła Wanda.
Z czego niby jestem zdrajcą?
Bo jesteś! warknął ktoś trzeci z głębi kuchni.
A to kto taki odważny? wściekł się Krzysztof.
Z cienia wyłoniła się postać.
To ten dureń mi tego siniaka zrobił! krzyknął Krzysztof, wskazując na chłopaka.
Brawo, wnuczku! uśmiechnął się Tadeusz. Nie przegapiłeś okazji!
Jaki do cholery wnuk? odskoczył Krzysztof.
Właśnie taki! Wanda zasłoniła chłopaka. Twój syn! Porzucony!
Nie mam syna! wybuchnął Krzysztof. I nigdy nie miałem! A gdybym miał, to bym wiedział!
A ty przypomnij sobie, dlaczego dwadzieścia lat temu uciekłeś ze wsi! z bólem w głosie powiedział Tadeusz.
***
Krzysztof nie nazywał swojego wyjazdu ze wsi dwadzieścia lat temu ucieczką. Wyjazd był zaplanowany. Tylko odjechał trochę wcześniej. I miał ku temu powody.
Jechał daleko, niemal przez cały kraj. Wybierał się na studia. Wcześniejszy wyjazd miał mu pomóc nie tylko się urządzić, ale i znaleźć pracę na uczelnię.
Stypendium było, ale raczej niewystarczające. A prosić rodziców o pomoc? Wstyd. Mogli co najwyżej przysłać jedzenie, ale jak?
Ale był i drugi powód. Tuż przed wyjazdem Krzysztofa we wsi zaczęła się dziwna aktywność. Gdyby został jeszcze dwa tygodnie, mógłby w ogóle nie wyjechać. Zaloty się mnożyły. Właśnie przed nimi postanowił uciec.
Na pytanie dlaczego? odpowiedziałby:
Chcę związać życie z morzem! A zostawiać żonę samą, gdy jestem w rejsie? Kiepski pomysł. Nie chcę rogów!
Morze pojawiło się w jego życiu przypadkiem.
Po szkole poszedł do wojska spłacić dług ojczyźnie. Trafił na flotę. Rok służby wystarczył, by zrozumiał, iż ziemia to nie dla niego!
Wrócił do domu z papierami do szkoły morskiej. Miał zostać mechanikiem okrętowym.
Ale przed studiami postanowił się wyszaleć, by później nie ciągnęło.
Jak szaleją młodzi po wojsku? Piją, biją się, zalecają do kobiet aż do utraty przytomności.
Krzysztof, gdy ochłonął, patrzył na takich z politowaniem.
Wraca z wojska dumny, chce zmieniać świat. A potem obrączka na palec, łańcuch obowiązków żona, dzieci, gospodarstwo.
I z orła zmienia się w kurczaka.
Krzysztof nie chciał takiego losu. I choć imprezował, trzymał się z dala od kobiet. choćby sobie pasek drutem skręcał, by nie dać się skusić.
Tak, miał trudności z potrzebami. Ale lepiej cierpieć, niż potem całe życie mękę mieć!
A iż był perspektywiczny młody, z planem na życie, a do tego nieskazitelny stał się obiektem westchnień wiejskich panien.
Zapraszali go, częstowali, obiecywali czułość. A do rodziców wysyłali swatów, by układali małżeństwo.
Krzysztof zrozumiał, iż nie obroni się przed tym. Albo go przekonają, albo rodziców. Więc wyjechał półtora miesiąca wcześniej.
Jak to mówią strzeżonego Pan Bóg strzeże!
Na miejscu znalazł pracę w porcie, wynajął pokój w akademiku, zdał dokumenty. Napisał rodzicom, iż dojechał, iż wszystko w porządku.
A w odpowiedzi dostał







