Niespodziewani goście. Jak synowa postawiła teściową w ryzach

twojacena.pl 1 tydzień temu

**Nieproszeni goście. Jak synowa postawiła teściową do pionu**

Kuchnia wypełniła się intensywnym zapachem gotującego się barszczu, który energicznie mieszała Barbara Stanisławowa, sapiąc i głośno oddychając. Dominowała w tej niewielkiej przestrzeni niczym królowa, rozdając rozkazy machnięciem drewnianej łyżki. Za oknem szarzała mgła wczesnej wiosny, ale Alicja, synowa Barbary Stanisławowej, nie miała czasu cieszyć się spokojem. Jej poukładane życie legło w gruzach wraz z przyjazdem wiecznie niezadowolonej teściowej, która nie tylko zakłóciła porządek, ale zdawała się przejąć dowodzenie nad tą małą rodziną pod jasnym hasłem: „Tu rządzę ja”.

Barbara Stanisławowa była kobietą postawną. Jej pełne policzki nadawały twarzy odcień powagi, a chłodne oczy pod gęstymi, jeszcze niesiwymi brwiami patrzyły z taką osądzającą przenikliwością, iż od razu chciało się przepraszać, choćby jeżeli tylko się kichnęło. Mówiła z obraźliwą stanowczością, jakby jej słowa były nie żartem czy opinią, ale najwyższą prawdą. Właśnie remontowała swoje mieszkanie i przyjechała do młodych „na chwilę” – jak twierdziła.

— Sypialnia macie jak klitka — mruknęła teściowa pierwszego wieczora, rozglądając się po pokoju. — No, trudno, jakoś się pomieścę. Pościelecie mi świeżą pościel, nie tę swoją starą. W końcu nie do hotelu przyjechałam, tylko do dzieci.

Alicja zamarła, zaskoczona tą wypowiedzią.

— Ale to nasza sypialnia — odparła cicho, nie kryjąc irytacji. — Śpimy tu z Jackiem!

Teściowa tylko prychnęła.

— No i co? W salonie macie szeroką kanapę. Młodzi, zdrowi, przeżyjecie. Widzę, iż lubisz wygodę? A ja, wybacz, mam problem z kręgosłupem! No nic, jakoś się dogadamy. Zresztą ja tu tylko na chwilę, nie dramatyzuj.

„Na chwilę” brzmiało obiecująco. Tylko Alicja już wtedy przeczuwała, iż ten „krótki” pobyt wystarczy, by oszaleć.

Gdy ledwie zaczęła godzić się z niechcianą gościną, po dwóch dniach zadzwonił dzwonek. W progu stała Kinga, młodsza córka Barbary Stanisławowej. Radosna, beztroska i bezrobotna dwudziestokilka wpadła do mieszkania z ogromną torbą.

— Cześć, zamieszkam z wami — oznajmiła, rzucając buty pod drzwiami. — Tylko na parę dni. choćby na podłodze prześpię się, ale akurat jestem bez grosza, a mama tu jest, więc ktoś mnie nakarmi. Ale wy tacy gościnni, to może zostanę na dłużej! Alicja, zrób herbatę, zmęczona jestem po podróży.

Alicja stała jak rażona gromem. To było jej mieszkanie, jej dom, jej przestrzeń. A z każdym gościem czuła się w nim coraz bardziej jak intruz.

— Jacek! — wykrzyknęła później, gdy zostali sami w kuchni. — Co to ma znaczyć? Dlaczego ja mam wszystkim usługiwać? Dlaczego zachowują się, jakby to był ich dom? Kiedy twoja matka wreszcie wyjedzie? I skąd tu się wzięła Kinga?!

Ale Jacek tylko wzruszył ramionami.

— No wiesz, jaka jest mama — odparł spokojnie. — Taka już jej natura. Nie przejmuj się, gwałtownie sobie pójdą.

— Szybko, czyli kiedy? Za tydzień czy za miesiąc? — syknęła Alicja, podnosząc głos. — choćby nie pytają! A ta „królowa” zajęła NASZĄ sypialnię, Jacek, twoja własna matka!

— Nie zaczynaj, dobrze? — przerwał zirytowany mąż. — Mama jest starsza, trzeba jej pomóc.

Alicja wzięła głęboki oddech i zamilkła. Ale w jej piersi buzowała stłumiona złość.

Każdy kolejny dzień ciągnął się jak leniwa niedziela. Barbara Stanisławowa nie przestawała rządzić, wysyłała Alicję po zakupy, pouczała, jak „prawdziwie gotować dla rodziny”, i krytykowała wszystko: od fryzury synowej po jej, jak to ujęła, „mizerne talenty kulinarne”. Alicja zaciskała zęby i gotowała barszcze oraz bigos, który teściowa tak uwielbiała.

A potem Barbara Stanisławowa oznajmiła:

— Za parę dni przyjedzie Grześ, mój syn, a twój szwagier. Mam nadzieję, iż nie macie nic przeciwko? Po rozwodzie nudzi mu się na wsi. Niech też u was pogrzebie tydzień. W końcu rodzina to rodzina, a miejsca u was jak w banku. No i zaczął samotnie popijać, więc go zaprosiłam.

To była kropla, która przelała czarę.

— Nie. — Głos Alicji zabrzmiał twardo, choćby dla niej samej zaskakująco.

— Co? — Barbara Stanisławowa zmarszczyła czoło.

— Powiedziałam: nie. Koniec z tym. Ani Grześ, ani Kinga, ani pani. Dosyć. Gościcie tu od tygodnia i mam tego dość.

Teściowa powoli się odwróciła i zmierzyła ją lodowatym spojrzeniem.

— Co to za ton? Męża się spytałaś?

— Mąż nie ma tu nic do gadania. To moje mieszkanie. I nie zamierzam dłużej tolerować, jak pani ustala tu swoje zasady. To mój dom, Barbaro Stanisławowo. Swój dom ma pani u siebie. Tam niech pani rządzi, ale nie tutaj.

Barbara Stanisławowa zsunęła brwi. Jej twarz poczerwieniała; wyglądała, jakby zaraz miała eksplodować. Ale coś w głosie Alicji sprawiło, iż się powstrzymała.

— A tak? — rzuciła po chwili. — No cóż. Chyba czas wracać do siebie. Jak można żyć w takich warunkach. No, ale przynajmniej wiem, na kogo liczyć.

I jeszcze tego wieczoru Barbara Stanisławowa wraz z córką pakowały swoje rzeczy, rzucając Alicji pogardliwe spojrzenia.

Jacek coś mamrotał pod nosem w obronie matki. Ale Alicja tylko spojrzała mu zimno w oczy.

— jeżeli chcesz, żebyśmy mieli normalną rodzinę, Jacek, lepiej stań teraz po mojej stronie.

Pół roku później Barbara Stanisławowa zadzwoniła, by życzyć im rocznicy. W jej głosie brzmiała niespotykana wcześniej serdeczność. Więcej nie nocowała w ich mieszkaniu, nie próbowała zająć sypialni, a choćby od czasu do czasu chwaliła Alicję za jej pierogi, gdy wpadała w gości — na krótko. Przestała grać królową i zachowywała się jak gość. A Alicja po raz pierwszy od dawna poczuła, iż wreszcie stała się kimś, kogo traktuje się z szacunkiem.

Idź do oryginalnego materiału