Niespodziewane spotkanie: zapłakana teściowa na progu po zdradzie męża.

polregion.pl 23 godzin temu

Zadzwonili do drzwi. Otworzyłam, a na progu stała moja teściowa, zalana łzami – okazało się, iż jego kochanka okradła ich do ostatniego grosza.

Piętnaście lat temu wzięliśmy z Witkiem ślub. Jego matka od razu dała mi do zrozumienia, iż nigdy nie będziemy przyjaciółkami. Pogodziłam się z tym. Mimo iż gwałtownie się pobraliśmy, dzieci długo nie przychodziły. Dziesięć lat nadziei, modlitw i oczekiwań… W końcu los się do nas uśmiechnął – najpierw urodził się synek, a niedługo potem córeczka.

Życie układało się całkiem nieźle. Witek zrobił świetną karięrę – został dyrektorem dużej firmy. Ja mogłam skupić się na dzieciach, wziąć urlop macierzyński i całkowicie oddać się rodzinie. Mojej mamy nie było w pobliżu – mieszkała w innym mieście, więc nie miałam na kogo liczyć. A teściowa? Przez te wszystkie lata jej stosunek do mnie ani trochę się nie zmienił. Dla niej zawsze byłam tylko przebiegłą intrygantką, która porwała jej syna. W jej marzeniach Witek miał poślubić „porządną dziewczynę”, tę, którą sama dla niego wybrała. Ale on wybrał mnie.

Żyliśmy razem, wychowywaliśmy dzieci. Starałam się ignorować jej niechęć. Ale pewnego dnia wszystko się zawaliło.

Pamiętam tamten dzień w najmniejszych szczegółach. Właśnie wróciłyśmy z dziećmi ze spaceru. Maluchy bawiły się w przedpokoju, a ja poszłam do kuchni nastawić czajnik. Nagle mój wzrok padł na szafkę przy wejściu – leżała na niej kartka papieru. Gdy do niej podeszłam, poczułam zimny dreszcz niepokoju. W domu nie było śladu po Witku. Jego rzeczy zniknęły.

Na skrawku papieru, niestarannie i pospiesznie, napisał:

*„Przepraszam. Pokochałem inną. Nie szukaj mnie. Jesteś silna, dasz radę. Tak będzie lepiej dla wszystkich.”*

Telefon męża był wyłączony. Żadnego połączenia, żadnej wiadomości. Po prostu zniknął. Zostawił mnie samą – z dwójką małych dzieci.

Nie wiedziałam, gdzie jest ani kim ta „inna” jest. W desperacji zadzwoniłam do teściowej. Myślałam, iż coś powie, iż może pomoże, wytłumaczy. Ale usłyszałam tylko:

– Sama jesteś sobie winna – jej głos brzmiał niemal triumfalnie. – Zawsze wiedziałam, iż tak się skończy. Powinnaś to przewidzieć.

Byłam zupełnie zdezorientowana. Co zrobiłam nie tak? Czym zasłużyłam na taką nienawiść? Ale nie miałam czasu w roztrząsanie win – miałam dwójkę dzieci na głowie i grosze przy duszy. Witek nie zostawił nam ani złotówki.

Pracować nie mogłam – nie miałam z kim zostawić maluchów. Przypomniałam sobie, iż kiedyś dorabiałam pisaniem prac naukowych. Z tego się utrzymywałyśmy. Każdy dzień to była walka o przetrwanie. Pół roku – ani słowa od Witka.

Był deszczowy, jesienny wieczór. Właśnie kładłam dzieci spać, gdy nagle rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Serce mi zamarło. Któż to o tej porze? Może sąsiedzi?

Otworzyłam – i oniemiałam.

Na progu stała moja teściowa. Zmoknięta, zrozpaczona, z twarzą mokrą od łez.

– Wpuścisz mnie? – szepnęła, a ja odruchowo zrobiłam krok w tył, wpuszczając ją do środka.

Usiadłyśmy w kuchni. Z trudem ocierając łzy, zaczęła mówić. Okazało się, iż ta „nowa miłość” Witka to zwykła oszustka. Oszukała go, wyczyściła mu konto, wzięła kredyt na jego nazwisko i uciekła, zabierając wszystko, co cenne.

Witek został z niczym. Dom jego kochanki okazał się ułudą, a marzenia – kłamstwem. Teściowa też straciła – zastawiła swoje mieszkanie dla syna, a teraz bank groził eksmisją.

– Nie mamy już nic – szlochała. – Pomóż… Proszę, pomóż… Nie mam dokąd pójść…

Patrzyła na mnie jak zbite zwierzę, błagając, żebym pozwoliła jej zostać choć na trochę.

Siedziałam, ściskając ręce. W głowie kłębiły się myśli. Przypominałam sobie jej ostre słowa, pełne pogardy spojrzenia, te lata samotności w ich domu, kiedy czułam się obca choćby w rodzinie własnego męża. A teraz prosi o pomoc?

Część mnie chciała odpłacić pięknym za nadobne. Powiedzieć: „Wynoś się, teraz nikt ci nic nie jest winny!” Ale druga część – ta, która pamiętała o miłości, o dobru, o dzieciach – nie pozwoliła mi być tak okrutna.

Milczałam. W oczach miałam łzy.

Co wybrać? Zemstę czy miłosierdzie?

Zanim podjęłam decyzję, po prostu wstałam, zaparzyłam herbatę i postawiłam przed nią kubek.

Bo czasami bycie człowiekiem to wybór nie sercem, ale sumieniem.

Idź do oryginalnego materiału