Niespodziewana wizyta: Jak niepełnosprawna synowa dała lekcję teściowej

twojacena.pl 1 tydzień temu

**Niespodziewani goście. Jak synowa postawiła teściową do pionu**

Kuchnia wypełniła się ostrym aromatem gotującego się barszczu, który energicznie mieszała Wanda Piotrowska, sapiąc i głośno oddychając. Panowała w tym niewielkim pomieszczeniu jak królowa, rozkazując drewnianą łyżką niczym berłem. Za oknem szarzała mgła wczesnej wiosny, ale dla Hanny, synowej Wandy Piotrowskiej, nie było czasu w spokój i ciszę. Jej uporządkowane życie legło w gruzach wraz z przyjazdem wiecznie niezadowolonej gości, która nie tylko zakłóciła porządek, ale zdawała się objąć władzę nad tą małą rodziną z jasnym hasłem: „Ja tu rządzę”.

Wanda Piotrowska była kobietą postawną. Jej pełne policzki nadawały twarzy wyraz ważności, a chłodne oczy pod gęstymi, jeszcze niesiwymi brwiami patrzyły z taką osądzającą przenikliwością, iż aż chciało się natychmiast przepraszać, choćby za samo kichnięcie. Mówiła twardo, jakby jej słowa były nie opinią, ale ostateczną prawdą. Właśnie remontowała swoje mieszkanie i przyjechała do młodych na „krótki” pobyt.

— Sypialnia u was, oczywiście, malutka — mruknęła teściowa pierwszego wieczoru, rozglądając się po pokoju. — No cóż, na raz się nada. Pościel mi świeżą zrób, nie tę, którą sami używacie. Ja nie po hotelach jeżdżę, tylko do rodziny.

Hanna zatrzymała się, zaskoczona tym żądaniem.

— Ale to nasza sypialnia — odparła cicho, nie kryjąc irytacji. — Śpimy tu z Jackiem!

Teściowa tylko prychnęła.

— No i co? W salonie maczie szeroką kanapę. Młodzi, zdrowi, przeżyjecie. Widzę, iż wygodnicka z ciebie? A ja muszę dbać o kręgosłup! Nie martw się, to tylko na chwilę.

„Na chwilę” brzmiało niewinnie, ale Hanna od razu zrozumiała, iż ten „krótki” pobyt przeciągnie się w nieskończoność.

Zaledwie zaczęła oswajać się z nieproszoną gością, gdy po dwóch dniach zadzwonił dzwonek do drzwi. Na progu stała Kasia, młodsza córka Wandy Piotrowskiej. Wesoła, beztroska i bezrobotna dwudziestolatka wtargnęła do mieszkania z wielką torbą.

— Cześć, jestem u was — oznajmiła, zrzucając buty pod drzwiami. — Zostanę na parę dni. choćby na podłodze prześpię się, ale teraz jestem bez grosza, a mama tu jest, więc nie ma kto mnie nakarmić. Hanna, zrób herbaty, jestem padnięta po podróży.

Hanna stała jak rażona gromem. To było jej mieszkanie, jej dom, jej przestrzeń. A jednak z każdym dniem czuła się w nim coraz bardziej obco.

— Jacek! — wykrzyknęła później, gdy zostali sami w kuchni. — Co to ma znaczyć? Dlaczego mam wszystkich obsługiwać? Dlaczego zachowują się, jakby to był ich dom? Kiedy twoja matka wyjedzie? I dlaczego Kasia tu jest?!

Jacek tylko wzruszył ramionami.

— No wiesz, jaka jest mama — odparł spokojnie. — Nie przejmuj się. niedługo wyjadą.

— „Wkrótce”? Za tydzień czy za miesiąc? — Hanna niemal się zakrztusiła. — choćby nie pytają! A ta „królowa” zabiera NASZĄ sypialnię, Jacek!

— Nie zaczynaj, dobrze? — przerwał zirytowany. — Mama jest starsza, trzeba jej pomagać.

Hanna wzięła głęboki oddech i zamilkła. Ale fala gniewu wezbrała w jej piersi.

Każdy kolejny dzień ciągnął się jak błoto. Wanda Piotrowska nie ustawała w komenderowaniu: wysyłała Hannę po zakupy, pouczała, jak „właściwie gotować dla rodziny”, krytykowała wszystko — od fryzury Hanny po jej, jak mówiła, „mizerne umiejętności kulinarne”. Hanna zaciskała zęby, gotując barszcze i bigos, który teściowa uwielbiała.

Aż pewnego dnia Wanda oznajmiła:

— Za kilka dni przyjedzie Tomek, mój syn, twój szwagier. Nie macie nic przeciwko, prawda? Po rozwodzie nudzi mu się na wsi. Niech u was pomieszka z tydzień. Rodzina to przecież świętość, a u was miejsca dostatek. A i pić zaczął od samotności, więc lepiej, żeby był pod opieką.

To było już za wiele.

— Nie. — Głos Hanny zabrzmiał twardo, choćby dla niej samej zaskakująco.

— Co? — Wanda zmarszczyła brwi.

— Powiedziałam: nie. Koniec z tym. Ani Tomek, ani Kasia, ani pani. Dosyć. Gościcie tu od tygodnia i mam dość.

Teściowa powoli się odwróciła, mierząc ją lodowatym wzrokiem.

— Co to za ton? Męża spytałaś?

— Mąż tu nie gra roli. To moje mieszkanie. I nie zamierzam dłużej tolerować, jak pani tu rządzi. To mój dom, Wando Piotrowska. Swój dom ma pani u siebie. Tam niech pani ustala zasady, ale nie tutaj.

Wanda Piotrowska ściągnęła brwi. Jej twarz poczerwieniała, jakby miała wybuchnąć. Ale coś w głosie Hanny sprawiło, iż się zatrzymała.

— Ach, tak? — warknęła po chwili. — No cóż. W takim razie wracam do siebie. Nie da się tu żyć w takich warunkach. Będę pamiętać, jaka z ciebie gospodyni.

I jeszcze tego wieczoru Wanda Piotrowska wraz z córką pakowały swoje rzeczy, rzucając Hannie pogardliwe spojrzenia.

Jacek coś bąkał w obronie matki, ale Hanna tylko zimno spojrzała mu w oczy.

— jeżeli chcesz, żebyśmy mieli normalną rodzinę, Jacek, lepiej stań teraz po mojej stronie.

Pół roku później Wanda Piotrowska zadzwoniła, by pogratulować im rocznicy. W jej głosie brzmiała niespotykana dotąd serdeczność. Już nigdy nie nocowała w ich mieszkaniu, nie próbowała zająć sypialni, a choćby czasem chwaliła Hannę za jej ciasta, gdy wpadała w odwiedziny na krótko. Przestała grać królową — zachowywała się jak gość. A Hanna po raz pierwszy od dawna poczuła, iż wreszcie zaczęto ją szanować.

Idź do oryginalnego materiału