Kiedy Marcin wrócił w piątek wieczorem do domu, w powietrzu unosił się zapach smażonych ziemniaków i czegoś kwaśnego. Skrzywił się – Agnieszka znowu gotowała kapustę, choć dobrze wiedziała, iż jej nie znosi. Zdjął elegancką marynarkę, powiesił ją starannie na wieszaku i ruszył do kuchni.
— Cześć – mruknął.
— Już jadłeś w pracy, co? – zapytała bez uśmiechu.
— Był bankiet po spotkaniu. Klient z branży IT, wydali fortunę. Ale podpisałem umowę na dwa miliony złotych.
Agnieszka milczała. Stała przy kuchence w starym szlafroku, włosy związane w nieporządny kok. Na twarzy malowało się zmęczenie. Naprawdę nie obchodziło jej to – choćby zarobił sto milionów. Pieniądze nie przywrócą tego, co było między nimi jeszcze dwa lata temu.
Marcin usiadł przy stole, otworzył butelkę wody mineralnej. W oczach żony błysnęło coś, co wyglądało na wyrzut.
— choćby sposób, w jaki na mnie patrzysz, się zmienił – powiedziała.
— Jaki „zmienił”?
— Wyniosły. Jakbym była twoją pokojówką. To wszystko… to nie jest o nas. Stałeś się kimś innym, Marcin.
— Aga, mówisz serio? Zapieprzam po dwanaście godzin! Wszystko, co mamy, to moja robota. Mieszkanie, nowe auto, wakacje. A ty co? choćby nie pracujesz.
— Nie pracuję, bo ty tego chciałeś! – głos jej zadrżał. – Sam mówiłeś: „Zostań w domu, odpocznij, teraz ja zarabiam”. A teraz patrzysz na mnie, jakbym była pasożytem.
Marcin odsunął talerz.
— Po prostu jesteś zazdrosna. Ja idę do przodu, a ty stoisz w miejscu. To nie moja wina.
— Stoję, bo ty mi na to nie pozwalasz.
Wstał, gwałtownie odsuwając krzesło:
— jeżeli ci się nie podoba – możesz żyć, jak chcesz. Tylko później nie narzekaj.
Ich małżeństwo zaczęło się pięknie. Marcin był wtedy menedżerem w agencji reklamowej, Agnieszka – nauczycielką angielskiego. Wynajmowali mieszkanie, oszczędzali grosz do grosza, razem wybierali sobie skromne prezenty. Ich szczęście było w drobiazgach – wieczornych spacerach nad Wisłą, piknikach w lesie, domowych seansach filmowych.
Wszystko zmieniło się, gdy Marcina zaproszono do nowej agencji, oferując stanowisko dyrektora rozwoju. Pensja – trzy razy wyższa. Zaczął gwałtownie piąć się w górę: delegacje, premie, nowe kontakty. Kupili dwupokojowe mieszkanie w nowym budynku, Agnieszka rzuciła pracę – bo on nalegał: „Po co ci ta szkoła? Ja cię utrzymam”.
Na początku przypominało to bajkę. Ale potem Agnieszka zaczęła czuć, iż w ich domu zamieszkał ktoś trzeci – chłód. Przychodził z Marcinem w wieczorowych garniturach, w zapachu drogich cygar, w rozmowach o rynkach, trendach i KPI. Marcin się zmieniał, a Agnieszka pozostawała taka sama. I to go irytowało.
— Ciągle myślę – powiedziała Agnieszka koleżance, Kasi, przy kawie – iż może wrócę do szkoły?
— Wracaj. Przecież to kochałaś. Albo znajdź kursy online. Jesteś mądra, Aga. To tylko kryzys.
— Nie chodzi choćby o pracę. Marcin jest jakby… obcy. Nie jest zły. Po prostu traktuje mnie jak element wystroju. Siedzę w domu, gotuję, sprzątam. Wszystko jak trzeba. Tylko nikt nie pyta, jak się czuję.
Kasia westchnęła:
— Słuchaj, to typowe. Zarobił, poczuł władzę. Pieniądze odsłaniają prawdziwe wnętrze. I nie zawsze jest tam ładko.
Pewnego dnia Marcin wrócił w środku tygodnia w świetnym humorze, z torbą z ekskluzywnego butiku.
— Spójrz, kupiłem ci sukienkę.
Agnieszka rozwinęła materiał – czarną, obcisłą, z rozcięciem. Drogą. Stylową. Tyle iż nie w jej stylu.
— To nie dla mnie. Nie noszę takich rzeczy.
— Po prostu masz kompleksy. Wyjdziemy gdzieś. Przy okazji, w piątek mamy firmową imprezę. Jedź ze mną. Pokażę wszystkim, jaką mam żonę.
— Jak eksponat? – spytała cicho.
Nie usłyszał. Albo udawał.
Impreza odbywała się w willi pod Warszawą. Wszyscy – w markowych kreacjach. Agnieszka czuła się obco. Przy stole słuchała rozmów o inwestycjach, kursach walut, drogich samochodach i zalewała nudę szampanem.
Kiedy wróciła z tarasu, Marcin siedział obok dziewczyny w czerwieni. Młoda, pewna siebie, lśniące włosy, śnieżnobiały uśmiech. Agnieszka zauważyła, jak tamta dotknęła jego dłoni. Marcin nie odsunął ręki.
W samochodzie Agnieszka milczała. Dopiero pod domem zapytała:
— Kim ona jest?
— Tylko PR-owcem. Mamy wspólny projekt.
— I pozwalasz, żeby cię obmacMarcin odwrócił wzrok i nie odpowiedział, bo w głębi duszy wiedział, iż Agnieszka ma rację – ale przyznać się do tego było już za późno.