Pracowała Zuzanna w uzdrowisku pod Krakowem, do którego dojeżdżała podmieńskim pociągiem. Podróż męczyła, ale płacono porządnie, a grafiki pasowały mogła łączyć pracę z przedszkolem. Lato nie było problemem, ale zimą strasznie było biec do stacji: ciemno, ludzi mało, a garaże jeszcze nie otwarte Zanim wsiadła do samochodu, zaparkowano jej auto nie przy garażach, ale tuż przy peronie. Zatrzymał się czarny jeep, opadło okno i mężczyzna z gęstą brodą zapytał:
Jechamy, piękna?
Zuzanna nigdy nie uważała się za piękną, a w innym kontekście mogłoby jej to przypaść do gustu. Jednak w starych kaloszach nie czuła zimna w stopy, nos kapał, a do pociągu zostało jeszcze siedem minut. Najbardziej na świecie marzyła o ciepłym, rozgrzanym domu. Kto go bez niej rozgrzeje? Najpierw pół godziny w pociągu, potem bieg do przedszkola, szybki wypad do sklepu i w domu rozpalanie pieca, gotowanie kolacji. Tyle obowiązków, więc mało czasu w gadanie. Zuzanna odparła:
Otwórz oczy, co za piękność jestem!
I ruszyła wzdłuż drogi po wydeptanej ścieżce. Samochód wyprzedził ją, znowu zahamował, wysiadł kolejny mężczyzna bez brody, wyższy i mocniejszy. Zgrabnie chwycił ją i wciągnął na tylną kanapę.
Brodaty, z uśmiechem na twarzy, odezwał się:
Podobałaś mi się, więc pojedziesz ze mną na kolację.
Wtedy Zuzanna pojął, iż facet jest mocno podchany i nie zna sposobu na odmowę. Rozpłakała się.
Puśćcie mnie, córka czeka! Po co mnie macie! Mam trzydzieści dwa lata, nie jestem urodziwa i nie potrafię konwersować. Nie patrzcie na mój płaszcz, podarowała mi go sąsiadka z dobrej duszy. A pod płaszczem mam starą koszulkę i spodnie co za kolacja?
Silny, który wsiadł ją do auta, pochylił się i szepnął coś brodatemu. Ten pokręcił głową i powiedział:
Dobrze, nie płacz. Odprowadzam cię z uzdrowiska, myślisz, nie widziałem twojej koszulki? Przypominasz mi mamę, a ona marzyła, żeby zaproszono ją do restauracji. Ruszaj, nie zawracaj. Chcesz, kupię ci sukienkę?
Chcę do domu wymamrotała Zuzanna. Muszę odebrać córkę.
Ile lat ma dziewczynka?
Cztery.
A ojciec?
Odszedł.
To mój był. Do innej babci?
Nie. Jego matka twierdzi, iż dziecko jest nienaturalne.
Co to znaczy nienaturalne?
Zrobiliśmy in vitro. On początkowo się zgodził, potem ona powiedziała, iż takie dzieci nie mają duszy. To takie sprawy. On jest miły, ale bardzo podatny na wpływy przyznała Zuzanna, broniąc byłego męża.
Nienaturalne, czyli wtrącił brodaty. Dobra, jedziemy oglądać. Powiedz, gdzie jest wasza żłobek, a nie wiem, jak to się nazywa. Wójek, jedź.
Zuzanna usiadła w fotelu i gorączkowo kombinowała, co dalej robić. Jasne było, iż brodaty nie odpuści bez powodu. Jedyną nadzieją była silna postura wydawał się patrzeć na Zuzannę ze współczuciem.
Kiedy przybyli na miejsce, cała grupa: opiekunka, rodzice wkładający dzieci w ciepłe pajacyki, nagle zamilkła i spojrzała na Zuzannę. W takiej kompensacji nie widziano jej wcześniej. Irka, czterolatka, nie drżała przed obcymi wujkami, była po prostu nieustraszona: od razu zapytała, czy to nie Dziadek Mróz z brodą i czy nie widzieli jej tatę. O tatę pytała wszędzie Zuzanna już przyzwyczaiła się i nie wstydziła. Gdy wsiadły do auta, Irka zainteresowała się kierownicą i oznajmiła, iż potrafi też prowadzić.
Brodaty roześmiał się:
Zabawna dziewczynka. Mówisz, iż jesteś nienaturalna. Chcesz loda?
Chcę! rozpromieniła się Irka.
Pojechali do lodziarni, a później do supermarketu, gdzie brodaty napełnił kosz pełen bezużytecznych produktów: solonej ryby, egzotycznych owoców i serów pleśniowych. Zuzanna wolałaby kurczaka i makaron, ale nie patrzy się w zęby darowanemu koniowi.
Dojechali prosto pod dom, a brodaty, już trochę trzeźwiejszy, poprosił o herbatę. Gdy Zuzanna rozgrzewała piec, on patrzył zdziwiony i rzucił:
Myślałem, iż mam ciężkie dzieciństwo U was naprawdę jest toaleta na zewnątrz?
Naprawdę uśmiechnęła się Zuzanna.
Brodaty już nie wywoływał strachu. Zrozumiała, iż jest nieszkodliwy, po prostu niefrasobliwy. Jego pomocnik wójek okazał się przyjazny: podsuwał mleko, chleb, zwykły ser i dziecięce twarożki. Pewnie sam ma dzieci.
Kiedy udało się pozbyć nieproszonego gościa, Zuzanna poczuła dziwny dreszcz. Zapłakana wybuchła, bo przestraszyła córkę, ale nie mogła się powstrzymać: łzy lały się same, po raz pierwszy od dnia, kiedy mąż spakował rzeczy i wrócił do mamy, zostawiając ją samą, głodną, w nowo zakupionym domu. Dzięki, iż nie podzielił mieszkania. Powiedział, iż choć dziecko jest nienaturalne, dom niech im zostanie.
Następnego ranka przy wyjściu z uzdrowiska stał ten sam jeep. Brodaty nie było, pojawił się tylko kierowca Wójek.
Wsiadaj rzekł. Zawieziemy do miasta.
Po co? zdziwiła się Zuzanna. Czy mam twoją mamę w kieszeni?
Hej, odpuść obraził się Wójek. Nieobchody, po prostu myślałem, iż nie odprowadzę cię.
Dobra westchnęła Zuzanna. A gdzie twój szef?
Odpoczywa. Nie gniewaj się, to gość całkiem normalny. Wczoraj miał urodziny jego matka. No, jakby żyła. Nie pije.
Zuzanna skinęła głową. Co jej tam. Wsiadła.
Na początku jechali w milczeniu. Wójek nie był typem rozmówcy, ale w końcu zapytał:
Czy to naprawdę dziecko z probówki?
Tak.
No pięknie. Co ludzie wymyślą, co nie?
Masz dzieci?
Nie. Nie chcę dzieci, mam troje młodszych, wszyscy wciągnęli mi mózg. Jednego lepiej.
Rozumiem przyznała Zuzanna.
Irka zachwyciła się autem i zapytała, czy znowu pojedziemy do lodziarni.
Nie przestraszyła się Zuzanna nie ma pieniędzy na lody.
No to jedźmy zaproponował Wójek.
Nie stać mnie odrzekła prosto Zuzanna.
Ja płacę machnął ręką.
W drodze powrotnej Irka zasnęła. Gdy Zuzanna rozmyślała, jak ją wydostać z auta, Wójek sam podniósł dziewczynkę i zaniósł pod dom.
Delikatna, co nie? zdziwił się. I wcale nie do niczego.
Kilka dni Zuzanna nie widziała Wójka. Potem znów natknęła się na auto, już z brodatym.
Witalij przedstawił się. Przepraszam za tamten raz, nie miałem pojęcia. Chciałbym naprawdę zaprosić cię na kolację w restauracji. Nie dziś, kiedy ci pasuje.
Zuzanna najpierw chciała odmówić, ale pomyślała: czemu nie? Sukienka i tak znajdzie się w szafie. Tylko kogo zostawić córkę?
Wójek od razu zaproponował:
Mogę się nią zająć.
Oddać dziecko nieznajomemu mężczyźnie nie byłoby to najlepsze. Ale Wójek budził zaufanie. Zuzanna zasugerowała, iż odprowadzi dziewczynkę do pokoju zabaw wtedy będzie mu łatwiej i mniej strachu, iż zostanie sama z nieznajomym.
Kolacja wyszła zabawnie. Witalij był gadatliwy i lekko egocentryczny, ale miał urok. Zuzanna poczuła się po raz pierwszy kobieco! Kiedy zaproponował wyjście na wystawę w następnym tygodniu, zgodziła się.
Irka zachwyciła się zarówno pokojem zabaw, jak i Wójkiem. Gdy przyniósł torbę z zakupami, Zuzanna pomyślała, iż to już za dużo, ale Wójek rzekł:
To od Witalija Lwowicza.
Paczki pojawiały się co trzy dni, a Zuzanna nie wiedziała, czy dziękować Witalijowi, czy już odmówić takiej pomocy. Przecież pracuje i zarabia, ma na chleb i masło, jak mówią. Nie znajdowała słów. Co więcej, Witalij wydawał się troszczyć o nią: woził ją do restauracji i na kulturalne wydarzenia, choć rzadko, bo miał dużo pracy, ale to przypominało randkę. Wójek stał się z siebie opiekunem, wszyscy byli zadowoleni.
Pewnego dnia Wójek wyleciał:
Witalij Lwowicz chyba się w tobie zakochał. Myśli o małżeństwie. Dziecko go przeraża, bo jest obce.
Zuzannę to dotknęło. Zakochał się? Nie wziął choćby ręki. A dziecko obce
Boli mnie małżeństwo rzuciła.
Co, nie zgodzisz się? ożywił się Wójek. On jest bogaty, będzie jak kamienna twierdza.
Nie potrzebuję bogactwa
Jakiego potrzebujesz?
Zuzanna wzruszyła ramionami, przypominając byłego męża nie potrzebuje takiego opiekuna.
Nie wiem odpowiedziała szczerze.
Wójek nagle podszedł, przyciągnął ją do siebie i pocałował. Zuzanna przestraszyła się, odskoczyła. Wójek też się przestraszył, zarumienił.
Przepraszam, nie wiem Przepraszam
I uciekł. Zuzanna nie zdążyła pojąć, czy to było przyjemne, czy nie. Nagle niespodziewane. Jak teraz z nim rozmawiać?
Następnego dnia Irka zachorowała. Gorączka, koszmar! Musiała wziąć zwolnienie, czego w uzdrowisku nie lubiano. Witalij był rozczarowany mieli iść do teatru.
Może Wójek z nią zostanie?
A nie zarazi się? niepewnie powiedziała Zuzanna.
Co mu szkodzi! Jedźmy, i tak chciałaś ten spektakl!
Trudno powiedzieć, dlaczego Zuzanna się zgodziła. Nie chciała tracić drogich biletów, a Irce było lepiej pod wieczorem Wójek przyjechał, nie patrzył na nią, w powietrzu było niezręcznie. Zuzanna kupiła nową, odkrytą sukienkę, poczuła się nieco zawstydzona. W teatrze nie mogła znaleźć miejsca, myśląc o córce, a gdy Witalij wspomniał o wyjeździe na stok narciarski, Zuzanna go zatrzymała:
Posłuchaj, kupujesz mi jedzenie i bilety do teatru, ale to już za dużo. Nie pojadę na Twój koszt na kurort.
Jakie jedzenie? zdziwił się Witalij.
To przynosi Wójek.
Nic nie rozumiem. Wójek chyba ma dobrą duszę. A co do kurortu moja mama uwielbiała jeździć na nartach, niech ktoś ją tam zaprosi!
Wtedy Zuzanna, jakby olśniona, wzięła Witalija za ręce i rzekła:
Słuchaj, twoja mama z pewnością byłaby dumna, iż jesteś taki, a ja wiem, iż starasz się jak możesz. Ale nie trzeba tak przesadzać. Znajdź kogoś, kogo naprawdę pokochasz. Co zrobimy razem? Nieważne, jak się ubiorę, wciąż będę sobą. Twoja mama? A ja chyba kocham kogoś innego.
Witalij się obraził, choćby łzę wylany. Narzekał, iż nie rozumie kobiet. Zabrał ją do domu i powiedział, iż sam pojedzie, niech Wójek robi, co chce.
Irka zasnęła w objęciach pluszowego misia, którego podarował Wójek. Sam Wójek przytulił się w fotelu. Zuzanna przysunęła się na palcach, nachyliła się i lekko pocałowała go w usta. On się obudził, nie wiedział, co się stało. Irka dodała:
Wczoraj uciekłeś za szybko. Nie spodziewałam się tego. Bałam się, rozumiesz?
I pocałowała go jeszcze raz. Tym razem już nikt się nie bał.













