Niepiękna

polregion.pl 16 godzin temu

Krwawa plama Szybki huk Ciemność Ciemność W końcu ciemność zaczęła ustępować. Usłyszałem głos: Pani Weroniko, lekarz przychodzi, coś u nich wybuchło. Przez ból poczułem na karku przycisk ręki. Próbowałem otworzyć powieki, udało się ledwie. Przed oczami migotał wisiorek w kształcie prostokąta, na którym wygrawerowano znaki zodiaku Oczy kobiety w białym fartuchu Do sali operacyjnej! rozległ się głos tuż obok.

Rodzice wrócili z pracy. Matka od razu pobiegła do kuchni, zaglądając do pokoju, gdzie syn odrabiał lekcje. Dmytro, wchodząc, od razu zauważył, iż nastrój syna nie najlepszy. Tomku, co się stało? przyłożył mu dłoń do głowy. Nic mruknął chłopiec, uczniak czwartej klasy. Dobra, mów. Szkoła zatrzymała nas dzisiaj po lekcjach i mówi, iż musimy zrobić prezenty dla dziewczyn na 8 marca. No i w czym problem? uśmiechnął się ojciec. Mamy chłopców i dziewczęta po równo. Nauczycielka rozdzieliła, kto komu ma dać westchnął syn. Dostałem brzydką Jagodę Erofej. Każda z dziewczyn chce prezent na 8 marca, i brzydkie też próbował tłumaczyć ojciec, jakby rozmawiał z dorosłym. A jak ona przydzielała? Alfabetycznie? Nie, według znaków zodiaku? To co? Dmytro nie powstrzymał się od śmiechu. Według zgodności. Jagoda to Panna, a Panny najchętniej pasują do Byka. A ja właśnie Byk. To świetnie, jeżeli pasujecie! Może w końcu się w niej zakochasz. Ja?! W Jagodę Erofej?! Ojciec wybuchnął śmiechem. Do pokoju wpadła matka: Co tu się dzieje? Lena, idź do kuchni powiedział ojciec surowym tonem. Mamy poważną rozmowę. Gdy matka wyszła, Tomek zapytał smutnym głosem: Tato, co teraz mam zrobić? Przygotować prezent! Jaki? Jutro w pracy zrobię prezent dla twojej wybranki. Tato, co możesz zrobić? Pracujesz w fabryce. Tak! Pracuję w galwanizacji. Pokrywamy wszystkie rodzaje metalowych powłok. Tato, nie rozumiem. Jutro zobaczysz!

Następnego dnia ojciec przyniósł wisiorek na łańcuszku, przypominający złoto. Z jednej strony wygrawerowano dwa znaki zodiaku Byk i Panna, a po drugiej drobnym, ale eleganckim pismem: Mojej koleżance Jagodzie z okazji 8 marca! Anatol. Ten wisiorek wyglądał przepięknie, a gdy matka włożyła go do foliowego woreczka, lśnił jeszcze bardziej.

Nadszedł 8 marca. Nauczycielka nie zamierzała lekcji. Najpierw uczniowie wręczyli jej prezent, podziękowała serdecznie, a potem ogłosiła, iż chłopcy mają dawać prezenty dziewczynom. Wszyscy rzucili się do swoich wybranych. Tomek podszedł do Jagody Erofej i wypowiedział, jak nauczył go tata: Jagodo, wszystkiego najlepszego z okazji 8 marca! Może kiedyś los połączy Byka i Pannę. Po wymowie tej wyuczonych słów wrócił na miejsce, nie zauważając, iż serce tej, według niego brzydkiej, dziewczyny już zabija. Niedługo rodzice Jagody przeprowadzili się do innej dzielnicy, a sama Jagoda od piątej klasy uczęszczała do innej szkoły.

Anatol otworzył oczy. Biały sufit szpitalnego pokoju. Spróbował ruszyć rękami i nogami, ale działała tylko lewa ręka. Gdzie ja? zwrócił się niezrozumiale do kogoś. Usłyszał stukot i podszedł pościelowa pielęgniarka, przyglądając się mu: Zbudzono? Jesteś w oddziale chirurgii ratunkowej. Czy mam całe ręce i nogi? zapytał cicho. Wszystko na miejscu odpowiedziała z radością. Tylko przewiązany od głowy do stóp. To dobra wiadomość, jeżeli wszystko jest w całości. Podszedł lekarz i zapytał: Jak się czujesz? Co się ze mną stało? odpowiedział Anatol. Życie nie jest zagrożone. Ręce, nogi będą działać. Trochę blizn zostanie, ale matka chciała, żebym zadzwoniła, gdy się obudzę. Synu, zabrzmiał przez łzy głos matki. Mamo, wszystko w porządku starał się brzmieć jak najbardziej optymistycznie. Powiedzieli, iż tylko małe blizny zostaną, niedługo wypiszą. Nie pozwolono mi nocą przy Tobie zostać. Zaraz wrócę. Mamo, nie zrzędź tak! Położył telefon przy sobie i uśmiechnął się pielęgniarce: Dziękuję! Niebawem już mnie nie wypiszą odpowiedziała z uśmiechem. Trzy tygodnie jeszcze. To pewne! Co się stało? zapytał współpacjent, gdy pielęgniarka wyszła. Ja ratownik. Na fabryce eksplodowały cylindry gazowe wspominał Anatol. Zostaliśmy wezwani, pożar w wielkim magazynie, trzech rannych. Wbiegliśmy, balony wybuchły, ogień wszędzie. Wydobyłem się ostatni, przy drzwiom eksplodował kolejny balon Nie po mnie. Gonczar Anatol odezwała się pielęgniarka. Przychodzi kolega, podbiegł do łóżka: Cześć, Tomku! Co słychać? Ręce i nogi całe! odpowiedział ranny, choć jedynie lewą ręką może się przywitać. Nie ma co! Co dalej? Wyszliśmy, kiedy wybuchł, natychmiast wróciliśmy, wyciągnęliśmy Cię krew wszędzie lekarze już przybyli. Dzięki! Tomku, o czym mówisz?! nagle przyjaciel się uśmiechnął. Mamy się może pochwalić medalami. Kiedy mnie wypiszą? ale przyjaciel odszedł, wchodząc lekarz, mężczyzna w czterdziestce: Jak leci, bohaterze? podszedł do łóżka. Normalnie. Skoro już rozmawiasz, będziesz żyć. Daję Ci kontrolę! Czy mnie zakłócacie? zapytał Anatol. Nie, pani Weronika Władysławówna przyjdzie pojutrze.

Dwa dni później Anatol próbował wstać. Ból w nogach wciąż był silny, prawa ręka była rozedrągana, a po całym ciele było wiele siniaków. Dwa na twarzy, kiedy wybuchło, i dobrze, iż prawą rękę zdążył wyciągnąć. Spojrzał w lustro twarz wciąż spuchnięta. Dzisiaj miał przyjść lekarz, który dwa dni temu szwował go w sali operacyjnej. Anatol trochę się denerwował. Weszła młoda, szczupła lekarka w okularach, które jej nie szkodzą, a biały fartuch pasuje jej idealnie. Anatol miał już dwadzieścia siedem lat i był żonaty, ale po pół roku rozstali się charakterów nie dogadało się, a pensja byłej żony ratownika nie podobała mu się. Dzień dobry! przywitała się lekarz, podchodząc do łóżka. Dzień dobry! To Pan mnie szył? zapytał. Tak, coś nie tak? uśmiechnęła się. Wprost przeciwnie, wszystko w porządku! Dziękuję bardzo! Proszę, obejrzę Pana! Pochyliła się nad nim, a przed oczami pojawił się wisiorek ze znakami zodiaku, zwisający z jej szyi: Jagoda Erofej!!! wykrzyknął. Lekarka przyjrzała się jego spuchniętej twarzy. Przepraszam! powiedziała, nie rozpoznając go. Jestem Bykiem wskazał wisiorek. Tomasz Gonczar? jej usta drgnęły. Pamiętasz mnie? zapytał. Ojej, Jagodo? zobaczyła łzy w jej oczach, położył delikatnie łańcuszek na jej rękę. Przepraszam! wyciągnęła chusteczkę i wytrąciła łzy. Nigdy nie myślałam, iż tak się spotkamy.

Od tego dnia Jagoda nie wchodziła już do jego sali, ale Anatol wiedział, iż mają podobny grafik dzień, noc i dwa dni wolne. Nie chciał wyglądać przed nią bezradnie. Cały kolejny dzień próbował chodzić po sali, opierając się o łóżka, kilka razy trzymając się ściany, wyszedł na korytarz. Wieczorem zmieniła się zmiana było słychać różne rozmowy w korytarzu. Nagle krzyki, pośpieszne kroki przywołują kolejnego rannego. Po dziesięciu godzinach weszła pielęgniarka, wyłączyła światło w pokoju, ale nie mogła spać. Po północy w korytarzu usłyszała stłumione płacze. Wstał i ostrożnie wyszedł. Przy stole dyżurnym siedziała jego była koleżanka ze szkoły, z głową w rękach płacząc. Położył jej zdrową rękę na ramieniu: To ty, Jagodo! Ona wbiła się w jego ramię: Operowałam kobietę, która spadła pod samochód szlochając, opowiadała. Zrobiłam wszystko, co mogłam jest w reanimacji, nie przeżyje. Ma dwoje dzieci, mąż przy niej w sali Uspokój się, Jagodo! Trzy lata praktykuję chirurgię i nie mogę się przyzwyczaić, iż ludzie umierają. Uspokój się! takie są nasze profesje. Po pięciu latach widziałem tyle zgonów, ale i wiele uratowałem westchnął Anatol. Dlatego żona mnie zostawiła. Mówi, iż nie przychodzę do domu, mało zarabiam. A ja zawsze mam czterdzieści żyć da się. Ja też tak mam spojrzała w jego twarz. Patrzą na mnie jak na szaloną. Nie wyszłam za mąż, mieszkam z rodzicami. No wiesz, mamy po dwadzieścia siedem lat przed nami całe życie. Nie, Tomku, już po dwadzieścia siedem. Pani Weronika, puls jej spada krzyknęła przerażona pielęgniarka. Przepraszam! i Jagoda ruszyła do reanimacji. Anatol nie mógł spać tej nocy. Rano pielęgniarka jak zwykle przyniosła mu leki. Czy kobieta, której dziś nocą operowano, żyje? zapytał nieoczekiwanie. Żyje, ale stan jest krytyczny.

Minęły trzy tygodnie. Rany na ciele Anatola się zagoiły. Z Jagodą spotykali się, kiedy była na dyżurze, a on coraz mocniej odczuwał do niej przyciąganie. Oddział chirurgii ratunkowej jednak nie jest miejscem na prywatne sprawy. Podczas jednego z porannych obchodu lekarz zadał: Dzisiaj wypisuję pana, czyli z szpitala. Zaraz trafi pan do przychodni, a tam zdecydują, ile jeszcze będzie pan miał wizyt. Można się zbierać! Tak, nie spieszcie się. Zaraz przygotują wypis. Gdy lekarz odszedł, Anatol ogolił się. Patrząc w lustro, zauważył, iż dwa niewielkie blizny nie psują twarzy, a raczej dodają męskości. Reszta blizn nie warta uwagi. gwałtownie wyszedł na korytarz. W końcu się wyrabiam! przeszła mu myśl. Pielęgniarka podała wypis: Do widzenia, Anatolu! Nie wracaj już!

Miał własne jednopokojowe mieszkanie, ale pojechał do rodziców, bo mama tak na niego czekała i się martwiła. Wzięła urlop. Synku! rzuciła się w objęcia. Wszystko w porządku, żyję i mam się dobrze. Chodź, przygotowałam obiad. Jaki schudłeś! Och, jak tęsknię za domowym jedzeniem! Dopóki się nie wyleczysz i nie poślubisz się, zostaniesz w domu rodzinnym. Twój pokój wciąż pusty krzyknęła niczym dziecko. Idź, umyj ręce!

Do wieczora poszedł do fryzjera, wrócił do mieszkania, zabrał trochę ubrań, a matka od razu zaczęła je porządkować. Wieczorem przyszedł ojciec z pracy, usiedli razem, jak kiedyś, i rozmawiali do późna. Poszedł spać w swoim pokoju, w którym dorastał, ale nie zasnął od razu: Jutro muszę iść do przychodni, potem do pracy, a wieczorem tak myśląc, zasnął, długo po północy.

Następnego dnia Anatol rano poszedł do przychodni. Przed południem spacerował po gabinetach, po południu wrócił do fabryki, bo miał zmianę. Wieczorem szykował się do wyjścia. Dokąd idziesz? zapytał ojciec. Tato, pamiętasz, jak kiedyś, w czwartej klasTato, pamiętasz, jak kiedyś w czwartej klasie zrobić przyjacielowi wisiorek, który później połączył nasze losy?.

Idź do oryginalnego materiału