Nieodpuszczalny przypadkowy grzech

polregion.pl 1 tydzień temu

**Dziennik**

Dzisiaj dostałam wiadomość, która zmroziła mi krew w żyłach. „Alicja nie żyje…” – wyszeptałam, patrząc na ekran telefonu z pustką w oczach.

— Oliwia, co się stało? — zapytała Kinga, widząc, jak blednę.

— Moja siostra… odeszła.

— Siostra? Nigdy o niej nie mówiłaś. To kuzynka?

— Nie. Rodzona. Tylko nie widziałyśmy się od prawie dwudziestu lat. Nie… nie mogłam.

— Boże… Ile ona miała lat?

— Była dziewięć lat starsza ode mnie. Pięćdziesiąt osiem…

— Chorowała?

— Nie wiem, Kinga. Zupełnie nic nie wiem… — Zaczęłam płakać, upuszczając telefon na podłogę.

Gdy miałam trzy lata, Alicja opiekowała się mną jak własnym dzieckiem. Rodzice pracowali od rana do nocy, a ona stała się moją drugą mamą. Nierozłączne, jak dwie strony tej samej monety.

Kiedy Alicja skończyła osiemnaście lat, wyszła za Tomasza. Wszyscy go uwielbiali. A ja najbardziej. Byłam w nim zakochana. Mówiłam, iż wyjdę tylko za takiego jak on.

Żyłyśmy w zgodzie, prawie jak jedna dusza. Gdy Alicja z mężem przeprowadzili się do Wrocławia, jeździłam do nich co weekend. Godzinami siedziałyśmy w kuchni, wspominając, śmiejąc się. Tomasz nigdy nie przeszkadzał – wiedział, jak bardzo to dla nas ważne.

Ja też wyszłam za mąż. Niefortunnie. Mój mąż okazał się alkoholikiem. Trzymał się przez jakiś czas, aż w końcu stracił kontrolę. Rozwiodłam się. I wtedy to się stało. To, co zniszczyło wszystko.

Tomasz przyjechał do rodzinnego miasta w sprawach służbowych. Alicja poprosiła go, żeby mnie odwiedził:

— Jesteś dla niej jak brat. Porozmawiaj. Teraz tak bardzo cierpi. Powiedz, iż nie jest sama.

— Jasne — skinął głową. — Pamiętam, jaka jest wrażliwa.

Kupił owoce, wino, moje ulubione cukierki. Zadzwonił. Nikt długo nie otwierał. Już chciał odejść.

W końcu drzwi się otworzyły. Stałam w progu – z twarzą zalaną łzami, pusta.

— Dobrze, iż przyszedłeś… — szepnęłam.

Usiedliśmy przy stole. Ja milczałam, on próbował mnie rozweselić, opowiadał o pracy, o synach. Słuchałam, aż w końcu wybuchnęłam:

— Nie wytrzymałam, Tomek. Pił, upadał na dno… Jak zwierzę. Myślałam, iż jest podobny do ciebie. Dlatego za niego wyszłam. A on… wcale nie był taki jak ty.

— Nie mów tak, Oliwka… — odpowiedział cicho. — Zasługujesz na coś lepszego.

Podeszłam do okna. Wstał, objął mnie od tyłu:

— Popłacz… będzie lżej.

Odwróciłam się. W moich oczach była taka samotność, taki ból… Przyciągnął mnie do siebie. Nie wiem, jak to się stało. Nie pamiętam, kiedy znaleźliśmy się w łóżku.

Rano obudziliśmy się obok siebie. Ubierał się w milczeniu i wyszedł. Ja zostałam, wpatrzona w sufit, nie mogąc uwierzyć w to, co zrobiłam.

Od tamtego dnia między nami przepaść. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło. Nikt się nie domyślił.

Przestałam jeździć do siostry. Alicja nie rozumiała:

— Dlaczego mnie unikasz? Co ci zrobiłam?

Nie mogłam powiedzieć, iż zdradziłam ją z jej mężem. Nie mogłam. Chciałam wymazać tamtą noc. Ale w sercu – paliło.

Tomasz też cierpiał. Kochał Alicję. Nigdy jej nie zdradził. Aż do tamtego wieczoru. Teraz żył z winą, którą chował w najciemniejszym zakątku duszy.

Minęły lata. Wyszłam ponownie za mąż, urodziłam córkę. Z Alicją nie widziałyśmy się, nie rozmawiałyśmy. Ona nie przyjeżdżała, ja też nie. Tomasz zachorował. Leczenie nie pomagało. Gdy się dowiedziałam, pojechałam, mimo iż mnie nie chcieli.

Nie poznałam go – cienki, wygaszony, z oczami pełnymi bólu. Odwrócił wzrok. Nie mógł na mnie patrzeć.

Po moim wyjeździe wezwał Alicję:

— Wybacz mi… — wyszeptał. — Muszę ci wyznać. Zdradziłem cię. Raz. Z Oliwią… wiele lat temu…

Alicja zastygła. Potem wstała i wyszła. Nie wróciła tamtego dnia.

Nocą Tomasz odszedł.

Śmierć męża przeżyła w milczeniu. A kiedy dwa dni później zapukałam do jej drzwi, otworzyła sama. Jej twarz była jak kamień.

— Po co przyszłaś? Też się spowiadać? — rzuciła ostro.

— Co masz na myśli? — zbladłam.

— Wszystko mi powiedział. Zdradziłaś mnie. A potem udawałaś, iż nic się nie stało. Wynoś się. Nie jesteś już moją siostrą!

— Alicjo… choćby na pogrzeb…

— Nie masz tam czego szukać — zatrzasnęła drzwi.

Wybiegłam na ulicę, oszalała z rozpaczy. Płakałam, pukałam, dzwoniłam. Nikt nie otworzył.

Próbowałam jeszcze pół roku. Listy, telefony. Bez odpowiedzi. Pewnego dnia zadzwoniła sama:

— Jeszcze jeden list, a powiem wszystkim, kim naprawdę jesteś. Zniknij z mojego życia.

Zniknęłam.

Minęło dwadzieścia lat. Ani jednego słowa, ani jednego spotkania. A teraz, gdy wreszcie odważyłam się odetchnąć, przyszła ta wiadomość: Alicja nie żyje…

Pojechałam się pożegnać.

Przywitali mnie siostrzeńcy. Dorośli, chłodni. Powiedzieli, iż matka długo chorowała, milczała. O mnie nie wspominała.

— Dlaczego mnie nie powiadomiliście?

— Mama zabroniła — odpowiedział starszy. — Mówiła, iż jesteś dla nas obca. Wybacz.

Na cmentarzu zrobiło mi się słabo. Alicja spoczęła daleko od Tomasza.

— Dlaczego nie razem?

— Mama prosiła, żeby nie chować jej z nim. Mówiła, iż nie wybaczyła. Ani jemu… ani tobie…

Nie wytrzymałam. Upadłam na kolana, łkając:

— Ale ja nie chciałam! To był jeden błąd! Czy jedna chwila ma nas dzielić na całe życie?!

Nikt mi nie odpowiedział.

Teraz już wiem:
Czasami jedna noc może przeciąć życie na „przed” i „po”. I zabrać siostrę na zawsze.

Idź do oryginalnego materiału