Nieoczekiwany gość zamienia spokojną kolację z przyjaciółmi w koszmar.

polregion.pl 3 tygodni temu

No problem! Here’s your culturally adapted story set in Poland, with Polish names, places, and cultural touches.

Miałam ochotę na spokojną kolację z przyjaciółmi – ale niespodziewany gość zamienił ten wieczór w koszmar.

Ten obiad miał być małym świętem mojej niedawnej awansu. Wymyśliłam wszystko do ostatniego szczegółu: menu, wino, zastawę, choćby playlistę z lekką muzyką w tle. Chciałam czegoś kameralnego, pełnego ciepła. Bez przepychu, ale z klasą. Po prostu zebrać bliskich, pośmiać się, pogadać, poczuć, iż życie to nie tylko praca i rachunki, ale też chwile radości.

Zaprosiłam tylko pięcioro osób: moją najlepszą przyjaciółkę Kasię z mężem Tomkiem, starego kumpla z czasów studiów – Szymona, oraz koleżankę z pracy, z którą ostatnio się zżyłyśmy – Olę. Wszyscy się znali, więc atmosfera miała być swobodna, bez wymuszonych rozmów. Chciałam, żeby każdy czuł się jak u siebie.

Wieczór zaczął się idealnie. Na stole stały przystawki – bruschetty, nadziewane pieczarki, różne sery. Goście przyszli punktualnie, w dobrych nastrojach i elegancko ubrani. Wino lało się gładko, rozmowy płynęły lekko – Kasia z Olą gadały o podróżach, Szymon opowiadał zabawne historie z nowej pracy. Siedziałam i uśmiechałam się pod rzeczę – wszystko szło zgodnie z planem.

Aż nagle ktoś zapukał do drzwi.

Zdziwiłam się – wszyscy zaproszeni już byli na miejscu. Może sąsiad albo dostawca pomylił mieszkania? Otwieram… i widzę obcego faceta, który od progu oznajmia:

– Cześć! Jestem Marek, znajomy Kasi. Powiedziała, iż mogę wizytę złożyć. No więc… nie przeszkadzam, co?

I bez czekania na odpowiedź wszedł do środka.

Zamarłam. Kasia nigdy nie wspominała o żadnym Marku. Spojrzałam na nią pytanie w oczach – ona spuściła wzrok i szepnęła:

– No… przypadkiem mu powiedziałam, a on się tak wprosił…

Ledwo powstrzymałam irytację. Ale nie chciałam psuć atmosfery. Udałam, iż wszystko gra, nalałam Markowi wina, przedstawiłam go reszcie. Wszyscy wymienili spojrzenia, ale skinęli głowami. Staraliśmy się być uprzejmi.

Tylko iż gwałtownie okazało się, iż Marek to był dokładnie ten typ gościa, którego NIKT nie chce na kolacji.

Gadał bez przerwy, nie słuchał nikogo, ciągle przerywał, rzucał żenujące żarty i śmiał się najgłośniej. Wino w jego kieliszku znikało szybko, a wraz z nim – wszelkie poczucie granic.

Kasia wyglądała, jakby chciała się zapadnąć pod ziemię. Tomek milczał mrocznie, Szymon przewracał oczami, a Ola zaciskała zęby, żeby nie wyjść.

Aż w końcu Marek podniż! się i, chwiejąc się, wzniósł toast:

– Za przyjaźń… i nowe znajomości! – krzyknął. – Chociaż szczerze, to nie wiem, jak wy w ogóle wytrzymujecie z Kasią. Fajna jest, ale czasem taka nudna, iż aż miotła!

Powietość w pokoju zgęstniała. Kasia zbladła, Tomek się naprężył, Szymon zakrztusił się winem, a Ola o mało nie upuściła kieliszka.

– Marek, występ, – syknęła Kasia, ledwo powstrzymując łzy.

– No co wy tak spinacie się? Luuuzik! – machnął ręką.

I wtedy moja cierpliwość pękła.

Wstałam, spojrzałam mu prosto w oczy i powiedziałam spokojnie, ale twardo:

– Marek, dzięki, iż wpadłeś. Ale już czas iść. Zasłaniasz widok wszystkim.

Rozśmiał się:

– Serio? Ja wam przeszkadzam? No bez jaj, Magda!

– Serio. Wyjdź.

Podeszłam i wskazałam drzwi. W pokoju zrobiło się cicho jak w teatrze przed burzą. choćby Marek zrozumiał, iż dyskusja nie ma sensu. Wzruszył rW końcu machnął ręką i wyszedł, a my znów zostaliśmy tylko my – ludzie, którzy naprawdę chcieli tu być.

Idź do oryginalnego materiału