Nienawiść w Naszych Sercach

twojacena.pl 6 dni temu

**Nienawiść**

Marek wyszedł z biura i automatycznie skierował się na parking, ale po chwili przypomniał sobie, iż wczoraj odwiózł samochód do warsztatu. Najpierw się zdenerwował, ale zaraz pomyślał, iż to może i lepiej. Jeżdżenie w godzinach szczytu zatłoczonym autobusem nie było przyjemne, więc postanowił pójść pieszo. Niepokoiło go tylko gwałtownie ciemniejące niebo. Ciężka, czarna chmura sunęła nad miastem, zapowiadając burzę i ulewę.

Szedł, co chwilę spoglądając w górę. Gdzieś w oddali huknął grzmot. Wiedział, iż gdzieś tu jest kawiarnia – codziennie mijał ją, ale nigdy nie wchodził. Przyspieszył kroku.

Gdy był już blisko, pierwsze ciężkie krople spadły mu na głowę i ramiona. Ledwie zdążył wpaść do środka, gdy tuż nad budynkiem rozległ się potężny grzmot, od którego zatrzęsła się podłoga. Na zmyk zalała ściana wody, a świat na zewnątrz zniknął w półmroku.

W kawiarni było jasno i sucho. Marek rozejrzał się i zauważył wolne stoliki. Drzwi za nim otworzyły się ponownie, wpuszczając szum ulewy i dwie dziewczyny. gwałtownie zajął miejsce przy stoliku. Z każdą minutą w środku robiło się głośniej – ludzie uciekali przed deszczem, rozmawiając o niespodziewanej burzy.

Podeszła do niego kelnerka, wysoka i poważna. Położyła przed nim menu i już miała odejść, gdy ją zatrzymał.

– Mięso bez dodatków, zwykłą sałatkę i kawę – powiedział krótko.

Kelnerka zanotowała zamówienie, zabrała menu i ruszyła do innych gości. Pracy przybywało z minuty na minutę, a za oknem wciąż szalała żywiołowa ulewa.

Barman podgłośnił muzykę, zagłuszając odgłosy burzy. Marek czekał na zamówienie, ciesząc się, iż zdążył schronić się przed deszczem. Nie musiał się spieszyć – miał wymówkę, by nie wracać od razu do domu, nie tłumaczyć się przed żoną.

Ożenił się osiem lat temu z rezolutną Oliwią. Przed ślubem wszystko było idealne, tak samo jak w pierwszych miesiącach małżeństwa. Ale potem Oliwia się zmieniła. Jej przyjaciółka wyszła za biznesmena, a Oliwia zaczęła jej zazdrościć. Wciąż tylko mówiła o futrach, diamentach i liftingach.

– Oli, po co ci to? Jesteś młoda i ładna.

– A będę jeszcze ładniejsza – odpowiadała.
Wciąż coś jej się nie podobało – raz nos, raz cienkie usta, raz zbyt mały biust.

Marek próbował odwieść ją od ingerencji w wygląd. Mówił, iż kilogramy silikonu nie uczynią jej piękniejszą, wręcz przeciwnie.

– Tak mówisz, bo cię na to nie stać – odparła z urazą.

O dziecku nie chciała słyszeć.

– Otyłość, rozstępy, zmarszczki. Jak zaczniesz dobrze zarabiać, wtedy pogadamy – rzuciła raz.

Marek nie dyskutował. Kochał ją. Kolega ze studiów od dawna namawiał go do wspólnego biznesu, obiecując złote góry. Marek zaryzykował – rzucił pracę i dołączył do niego. Początkowo szło świetnie. choćby wymienił samochód, który dostał od ojca, na używany, ale lepszy model.

A potem wszystko się posypało. Najpierw kontrola skarbowa zablokowała konta. Biznes stanął, a konkurencja zmusiła ich do sprzedaży. Marek został z niczym.

Żona nazywała go nieudacznikiem. Ciągłe pretensje i kłótnie zdusiły w nim miłość. Wrócił na poprzednią pracę, żył z dnia na dzień, ale nie miał siły odejść.

***

Do jego stolika przysiadła się młoda para. Marek patrzył na nich i myślał, iż oni z Oliwią też kiedyś byli tak zakochani. Gdzie to wszystko się podziało?

Myśli przerwał hałas przy barze. Dwie dziewczyny broniły się przed pijanym typem. Nie wyglądały na stałe bywalczynie takich miejsc – pewnie studentki, które schroniły się przed deszczem. Ale napastnik nagle chwycił jedną i ciągnął do wyjścia. Druga próbowała interweniować, ale brutalnie odepchnął ją, aż uderzyła w bar. Nikt w kawiarni nie reagował.

Marek wstał i zagrodził mu drogę. Typ spojrzał na niego tępym wzrokiem.

– Co chcesz, stary? Spadaj. – Rzucił pięścią w stronę Marka.
Ten uniknął ciosu i odpowiedział uderzeniem. Napastnik puścił dziewczynę i rzucił się na niego. Zaczęła się bijatyka. W końcu Marek powalił przeciwnika. Ktoś krzyknął, iż wezwał policję.

– Chodźmy stąd! – Dziewczyna pociągnęła go za rękę.

Głowa mu dzwoniła od uderzeń, w ustach czuł smak krwi. Nie protestował, poszedł za nią na zewnątrz. Ulewa już słabła. Skręcili za róg budynku.

– Tu jest apteka, trzeba opatrzyć rany. – Kiwnął głową. Kupiła wodę utlenioną, przemyła zadrapania i zakleiła plastrami.

– Dzięki – powiedział.
Stali blisko, czuł zapach jej włosów. *Jaka ona ładna* – pomyślał zaskoczony. *I ma takie delikatne dłonie*. Spotkały się ich spojrzenia, a ona zaczerwieniła się.

W tej chwili wpadła do apteki jej przyjaciółka.

– Tu jesteście! Zamówiłam taksówkę. Ania, chodź!

Ania spojrzała na niego. Uśmiechnął się. Wyszły. Gdy wyszedł na ulicę, taksówka już odjeżdżała.

Zrobił kilka kroków, gdy nagle usłyszał za sobą: „Zaczekaj!”. Odwrócił się – Ania biegła w jego stronę. Stanęła przed nim.

– Ania! Ruszamy! – krzyknęła przyjaciółka z taksówki.

– Jedź sama! – odparła i znów spojrzała na niego.

– choćby nie zapytałam, jak się nazywasz. Nikt mi nie pomógł… tylko ty.

– Marek.

Nie pytała, dokąd idą, po prostu szła obok. Dowiedział się, iż właśnie skończyła studia i jeszcze nie znalazła pracy.

Przyznał, iż jest żonaty, choć z Oliwią jest źle.

– Wiem, widziałam obrączkę. Bałam się, iż już cię nie spotkam.
A on pomyślał, iż to jakiś znak. Mógł pojechać autobusem, burza mogła go ominąć, mogli się nie spotkać… a jednak. Dawno nie czuł tego dziwnego ciepła w piersi. Z Oliwią było inaczej – nie było tej iskry.

– O, idAnia uśmiechnęła się, otulając synka w wózku, a Marek spojrzał na nich, wiedząc, iż mimo burz przeszłości, w końcu znalazł spokój.

Idź do oryginalnego materiału