Nienawidzona miłość

polregion.pl 22 godzin temu

Nielubiana

Helena od dziecka nienawidziła swojego imienia. Przestarzałe, babcine. Gdy podrosła, mama wyznała, iż gdy ojciec był młody, zakochał się w pięknej, pełnej życia Helenie. Był szaleńczo w niej zakochany, ale ona odrzuciła jego uczucia i wyszła za innego.

— Później spotkał mnie. A gdy urodziłaś się ty, dał ci jej imię. Nigdy nie zapomniał o swojej młodzieńczej miłości — mówiła spokojnie matka.

— I ty go nie zazdrościsz?

— Nie. Kocha ciebie i mnie. A pierwszą miłość pamięta się zawsze. I ty kiedyś taką będziesz miała. — Mama pogłaskała Helenę po głowie.

— A ta jego Helena też była taką brzydulą? — oburzała się dziewczynka.

— Co za głupoty pleciesz? Pamiętasz bajkę o brzydkim kaczątku? A jeżeli tak bardzo ci się to imię nie podoba, zmienisz je, gdy dorośniesz. Jakie byś chciała? — uspokajała córkę.

Helena stanęła przed lustrem i wypróbowywała różne imiona, przymierzając je jak sukienki. Żadne jednak nie pasowało. Westchnęła, uznając rozsądnie, iż inne imię nie uczyni jej piękniejszą. W końcu to nie imię zdobi człowieka. Przyzwyczaiła się.

Lecz Helena wątpiła, by ktokolwiek pokochał ją tak, jak ojciec swoją Helenę. Matowe włosy nieokreślonego koloru, małe, wąskie oczy, szpiczasty podbródek. Jednym słowem — brzydula.

Ojciec kochał córkę niemal tak mocno, jak napić się wódki. Wracając z pracy, często wpadał do taniej knajpy. Po drinku stawał się czuły. Zawsze przynosił Helenie coś: czekoladkę, cukierek, zabawkę. A jeżeli nie zdążył kupić, dawał parę złotych. Dziewczyna zbierała je i kupowała sobie, co chciała.

Gdy kończyła szkołę, ojciec zginął. Szedł do domu, a nad rzeką bawiły się dzieci. Piłka wpadła do wody, więc ruszył ją wyłowić. Był pijany, utonął.

Matka złorzeczyła, iż zostawił je same. Jak mają żyć? Helenka musi się uczyć, ale za co? Jaka przyszłość czeka ją w małej wsi?

Dziewczyna rozpaczała po ojcu. Nie chciała wyjeżdżać, ale matka zmusiła.

— Co tu robić? Jedź, może wyjdziesz za mąż — mówiła ze smutkiem.

I Helena wyjechała. Marzyła o medycynie, ale skąd? Po wiejskiej szkole nie miała szans. Zdała do szkoły pielęgniarskiej. Białe fartuchy urzekały ją.

W akademiku dzieliła pokój z piękną Kingą. Tej Bóg hojnie dał urodę — kruczoczarne loki, migdałowe oczy, śniadą cerę i pełne usta. Do tego figurę jak z obrazka. Przy niej niezdarna Helena czuła się jak cienka.

Patrzyła na Kingę z zazdrością. A ta w jej towarzystwie czuła się jak królowa piękności. Mimo to żyły w zgodzie, obie zadowolone. Aż do dnia, gdy Kinga poznała studenta z politechniki.

Helena straciła głowę na jego widok. Trudno było się oprzeć temu przystojniakowi. Czasem wpadał po Kingę, ale ta, ucząc się pilnie, marząc o studiach, nie odrywała nosa od książek. Krzysztof wzdychał, czekając, aż skończy notatki.

— Dawno? — pytał niecierpliwie.

— Idź do kina z Heleną. Mam zaliczenie jutro — mignęła ręką Kinga.

Helena była gotowa siedzieć z nim w ciemnej sali, drżąc ze szczęścia, ale on nie zapraszał. Posiedział, westchnął i odchodził.

— Dlaczego tak z nim postępujesz? Gdyby ktoś tak na mnie czekał, byłabym w siódmym niebie — burzyła się Helena.

— Po co ci on? Wiadomo, iż tylko się zabawi. Dziewczyny już teraz za nim szaleją, a co będzie dalej? Znajdź sobie kogoś prostszego, przyjaciółko — radziła „dobrotliwa” Kinga.

Helena uczyła się przeciętnie. Pewnego dnia Krzysztof przyszedł, a Kingi nie było. Na stole stała patelnia z ziemniakami i talerz kotlety studenckiej. Chłopak nie mógł oderwać wzroku.

Trzeba przyznać, iż Helena smażyła ziemniaki po wiejsku, ze skwarkami, które matka przysyłała z domu. Zapach roznosił się po całym piętrze, a studenci węszyli jak wygłodniałe wilki.

— Może zjesz ze mną? Kinga zaraz wróci — zaproponowała, widząc, jak Krzysztof przeływa ślinę.

Nie trzeba było go długo namawiać. Jadł jak niepyszny, a Helena patrzyła z uwielbieniem, marząc, by Kinga wróciła jak najpóźniej.

— Dobra z ciebie żona — mruknął Krzysztof, najedzony, odchylając się na krześle jak komar po uczcie.

Pewnej soboty przyszedł po Kingę. Umówili się do kina, ale zadzwoniła jej mama i dziewczyna wyjechała.

— Jak przyjdzie Krzysiek, przeproś za mnie — rzuciła przed wyjściem.

Helena przygotowała kolejny kulinarny majstersztyk.

— A ja bilety wziąłem — zmartwił się, gdy usłyszał o nieobecności Kingi.

— Może pójdziesz ze mną? — zaproponowała. — Czy może wstydzisz się mnie? — dodała z przekąsem.

— Co ty? Wcale nie. Ubieraj się, poczekam na dole — rzucił i wyszedł.

Helena nie wierzyła w swoje szczęście. Półtora godziny obok niego! Może choćby weźmie ją za rękę… Sama nigdy by się nie odważyła. gwałtownie się ubrała, skropiła perfumami i wybiegła, zanim zmieni zdanie.

— Gotowa, idziemy? — uśmiechnęła się.

— Chodźmy — burknął, rzucając jej ponure spojrzenie.

Przez całą drogę opowiadała zabawne historie z życia studentów, niektóre zmyślając na poczekaniu. Krzysztof śmiał się szczerze. W pewnym momencie wzięła go pod rękę, niby to przyjaźnie. Nie puszczała aż do kina.

Film był ciekawy, ale Helena ledwo patrzyła na ekran. Czekała, aż on ją złapie za dłoń, podsuwała swoją. ale on zdawał się nie zauważać. Na szczęście w kulminacyjnej scenie chwyciła go gwałtownie, udając przerażenie. Ścisnęła mocno i nie puściła do końca seansu.

Potem odprowadził ją do akademika.

— Może wstąpimy na coś? Jestem głodny — zaproponował.

— Jeszcze czego. Pieniądze na knajpę. Mam w domu smalec, mama przysłała. Pycha! I ziemniaki, i ogórI zrozumiała wtedy, iż choć życie nie dało jej wielkiej miłości, dało jej coś cenniejszego – spokojną codzienność, w której wreszcie przestała być tylko cieniem czyjegoś wspomnienia.

Idź do oryginalnego materiału