Niefortunny zabieg

newsempire24.com 3 dni temu

**Nieudana operacja**

Marcin nie wyszedł, tylko wypadł z samochodu. Trzy zwykłe operacje, a czuł się, jakby całą zmianę dźwigał worki z cementem. Plecy bolały, w głowie huczało, a oczy piekliły nie do zniesienia.

W domu zwalił się na kanapę, nie rozbierając się, zamknął powieki i momentalnie zapadł w sen. Obudził go telefon – wiercący się w mózgu głupiutki dzwonek. Szyja zdrętwiała od niewygodnej pozycji, nie miał siły wstać. *”Cholera. Chyba się rozchorowałem”* – pomyślał i ciężko otworzył oczy.

Telefon milkł na chwilę, tylko po to, by zaraz znowu rozbrzmieć irytującą melodią. *”Od dawna powinienem ją zmienić.”* Niechętnie wyciągnął komórkę z kieszeni kurtki.

— Tak? – odkręknął ochrypłym od snu głosem. Odsapnął i powtórzył pewniej: – Tak.

— Marcin, jestem na lotnisku. Samolot za godzinę. Tata leży w szpitalu, zawał. Bądź kumplem, podmień mnie, co? Nikogo innego nie mogę poprosić – w słuchawce rozległ się głos kolegi i przyjaciela, Grześka Wiśniewskiego.

— Ja… nie bardzo się czuję. Rozkłada mnie. Zadzwoń do Jacka.

— No weź. Wypij kawę, weź jakieś leki. Jacek ma żonę, sam wiesz, nadgodziny odbierze jak zdradę. Krzysiek to jeszcze nowicjusz. Stasiek dwóch dyżurów z rzędu nie wyciągnie, nie ten wiek. Lecę tam i z powrotem. Wrócę pojutrze. Wyciągniesz mnie? Odbębnię za ciebie.

*”Czyli zdychaj, ale przyjaciela ratuj. Akurat teraz.”*

— Tak – westchnął ciężko.

— Co powiedziałeś? – Grzesiek nie dosłyszał.

— Dobrze, mówię. Zastąpię cię. Szczęśliwej podróży.

— Jesteś prawdziwym przyjacielem. Ja za ciebie… – Grzesiek zaczął gorączkowo mówić, ale Marcin nie słuchał dalej. Rozłączył się.

Do nocnej zmiany miał jeszcze trochę czasu. Wziął prysznic, ogolił się, wypił mocną kawę. Trochę poczuł się lepiej. Znowu jechać do szpitala, z którego ledwo kilka godzin temu wrócił? *”Dam radę. Może się uda”* – pomyślał i zaczął się ubierać.

Pierwsze godziny na oddziale były spokojne. Niewyobrażalnie ciągnęło go do snu, ciężka głowa opadała na stół. Potrząsnął nią, próbując się rozbudzić. Kolejna kawa pomogła tylko na krótko.

— Marcin Andrzejewicz – usłyszał głos jakby z oddali.
Ktoś potrząsnął jego ramieniem.

W końcu zasnął. Podniósł głowę znad biurka. Przed nim stała pielęgniarka Kinga.

— Marcin Andrzejewicz, przywieźli chłopca…

— Tak, zaraz schodzę – odparł, zrzucając z siebie resztki snu.

Opłukał twarz zimną wodą, w międzyczasie czajnik się zagotował. Nasypał dwie łyżki kawy do kubka, zawahał się i dosypał trzecią. Oparzył się, wypił duszkiem, poprawił czepek i ruszył na dół, na izbę przyjęć.

Dwunastoletni chłopiec leżał skulony na łóżku. Marcin ostrożnie go zbadał.

— To pani matka? – zwrócił się do bladej, szczupłej kobiety.

— Co z nim, doktorze? – uniosła na niego ogromne, przerażone oczy.

— Dlaczego nie wezwała pani wcześniej karetki? – zapytał ostro, z wyrzutem.

— Ja… wróciłam z pracy, syn odrabiał lekcje. A potem zwymiotował. Gorączka wzrosła. Ukrywał, iż boli go brzuch od kilku dni. Co z nim? – chwyciła Marcina za rękę, a w jej głosie drżała panika.

— Kinga, wózek! – krzyknął, nie odrywając wzroku od bladej twarzy kobiety. Wyrwał rękę z jej kurczowego uścisku. – Proszę podpisać zgodę na operację. – Wziął ze stołu dokument i podał jej.

— Operację? To zapalenie wyrostka? – zapytała.

— Zapalenie otrzewnej. – Marcin spojrzał na nią ze współczuciem.

W jej ogromnych oczach zamarł przerażający strach.

— Proszę podpisać. Nie możemy tracić czasu – powtórzył.

Podpisała bez czytania i znów chwyciła go za rękę.

— Doktorze, pow**…**

Następnego dnia, gdy Marcin wrócił do szpitala, znalazł w swojej szafce białą różę i kartkę z napisem: *”Dziękuję, iż byłeś przy mnie, kiedy nikt inny nie był”* – podpisane imieniem, które od dzisiaj nigdy nie przestanie go prześladować, a jednocześnie dawać siłę, by każdego dnia znów stawać przy stole operacyjnym.

Idź do oryginalnego materiału