Chłopiec podszedł do mojego męża i powiedział: – Tato, wszystkiego najlepszego!
Stałam jak sparaliżowana, a w sali zapadła cisza. Włodek wziął dziecko na ręce i razem z tą kobietą wyszli na zewnątrz.
Poznaliśmy się na studiach – byliśmy w jednej grupie. Spotykaliśmy się przez trzy lata, a zaraz po obronie wzięliśmy ślub. Wszystko zaczynaliśmy od zera. Wspólnie założyliśmy mały biznes, który z czasem zaczął przynosić naprawdę duże zyski. Przez wszystkie te lata pracowałam ramię w ramię z mężem – choćby kiedy urodziłam naszą córkę, nie odchodziłam od spraw firmy.
Dziś mamy oboje po 55 lat, za sobą 33 lata małżeństwa, dorosłą córkę i wnuka. Wszyscy zawsze mówili, iż jesteśmy wzorem szczęśliwej i silnej rodziny. Sama też tak myślałam…
Z Włodkiem żyło mi się dobrze. Byłam wierną żoną, przyjaciółką. W ciągu tych lat zbudowaliśmy dom, kupiliśmy kilka samochodów, mieszkanie dla córki. Mogliśmy sobie pozwolić na zagraniczne wakacje i podróże, na wszystko, co tylko zapragnęliśmy.
Na początku września Włodek miał jubileusz. Postanowiliśmy uczcić to z rozmachem. On jak zwykle był zajęty, więc organizacją przyjęcia zajęłam się ja. Wybrałam najlepszą restaurację w mieście, zaprosiłam 55 najbliższych osób – rodzinę, przyjaciół, sąsiadów. Była córka z mężem, teściowie…
I wtedy wydarzyło się to. Do sali weszła młoda kobieta z chłopcem. Oboje wyglądali na nieco zdenerwowanych. Kiedy tylko ich zobaczyłam, poczułam dziwny niepokój. A kiedy chłopiec podszedł do mojego męża i powiedział: „Tato, wszystkiego najlepszego!”, nogi się pode mną ugięły.
Włodek wziął go na ręce, a potem razem z nimi wyszedł z sali.
Później przyznał mi się do wszystkiego. Od sześciu lat miał inną kobietę – była od niego młodsza o 22 lata. Mieli razem syna. Nie chciał jednak odchodzić z domu ani do niej, ani do dziecka. Ta kobieta przyszła na przyjęcie, żeby „zaznaczyć swoją obecność” i pokazać, iż istnieją.
Włodek przysięgał mi, iż to już koniec, iż nie kocha jej i iż chce być ze mną. Błagał o wybaczenie. Postawił tylko jeden warunek – będzie wspierał finansowo to dziecko i uczestniczył w jego wychowaniu.
Próbuję mu wybaczyć, ale świat, jaki znałam, legł w gruzach. Jego zdrada nie daje mi spokoju, choć mówi, iż z tamtą kobietą kontaktuje się teraz tylko telefonicznie, by pytać o syna.
Codziennie zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam, iż nie odeszłam wtedy od niego. Jak mam nauczyć się znowu mu ufać? Czy da się jeszcze jakoś uratować to małżeństwo po tylu latach?