Z ciężkim sercem wybieram się z synem w odwiedziny do mojej matki. Serce ściska mi się na myśl o wyjeździe, ale pakuję nasze rzeczy i ruszam z moim synem, Kubą, do mojej mamy, Elżbiety Kowalskiej. Wszystko przez to, iż wczoraj, gdy spacerowałam z Kubą, mój mąż, Marek, postanowił być gościnny i bez pytania mnie o zdanie przygarnął swoją kuzynkę Agnieszkę, jej męża Jacka oraz ich dwoje dzieci, Zosię i Wojtka, do naszej sypialni. Po prostu oświadczył: Ty i Kuba możecie zostać u twojej mamy, tam jest miejsce. Wciąż jestem w szoku z powodu takiej bezczelności. To nasz dom, nasza sypialnia, a ja mam się pakować, żeby ustąpić miejsca obcym? Nie, to już przesada.
Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z Kubą ze spaceru. Był zmęczony i marudził, a ja marzyłam tylko o położeniu go spać i wypiciu herbaty w ciszy. Ale gdy weszłam do mieszkania, zastałam chaos. Agnieszka i Jacek już zagospodarowali naszą sypialnię. Ich dzieci biegały wszędzie, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy książki, kosmetyki, choćby laptop były rzucone w kącie, jakbym przestała istnieć. Zamarłam z osłupienia: Co to za cyrk? Marek, niewzruszony, odpowiedział: Agnieszka i jej rodzina potrzebowali miejsca. Pomyślałem, iż możecie pojechać do twojej mamy. Tam będzie wam wygodnie.
Omal nie udusiłam się ze złości. Po pierwsze, to nasz dom! Kupiliśmy go razem, wybierając każdy mebel z namysłem. A teraz mam się wynosić, bo jego rodzina chce zwiedzać Warszawę? Po drugie, dlaczego mnie nie zapytał? Może bym się zgodziła, ale po rozmowie. A tu dostałam rozkaz. Agnieszka choćby nie przeprosiła. Tylko uśmiechnęła się: No już, Aniu, nie przejmuj się, zostaniemy tylko dwa tygodnie! Dwa tygodnie? Nie chcę, żeby choćby jednego dnia dotykali moich rzeczy!
Jacek milczy jak zaklęty. Rozwalił się na naszej kanapie, popija kawę z mojej ulubionej filiżanki i tylko kiwa głową na słowa Agnieszki. Ich dzieci? Katastrofa. Zosia, sześciolatka, rozlała sok na nasz dywan, a Wojtek, czterolatek, zamienił moją szafę w kryjówkę. Spróbowałam przypomnieć, iż to nie hotel, ale Agnieszka tylko wzruszyła ramionami: No co ty, to przecież dzieci, czego się spodziewasz? Oczywiście. A sprzątać po nich mam ja.
Próbowałam porozmawiać z Markiem sam na sam. Powiedziałam mu, jak bardzo boli mnie jego brak szacunku, iż Kuba potrzebuje stabilności. Ciągnięcie go do mamy, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to nie rozwiązanie. Marek westchnął: Aniu, nie dramatyzuj. To rodzina, trzeba im pomóc. Rodzina? A my kim jesteśmy? Omal nie rozpłakałam się, ale zacisnęłam zęby i spakowałam walizki. jeżeli myśli, iż się podporządkuję, jest w błędzie.
Moja mama, Elżbieta, wpadła w furię, gdy się dowiedziała: Marek uważa się za pana domu? Przyjeżdżajcie, kochanie, u mnie jest miejsce dla was i Kuby. A twój mąż będzie miał u mnie ciężki orzech do zgryzienia! Gotowa była przyjechać i wykopać tych intruzów. Ale nie chcę skandalu. Potrzebuję tylko spokoju, żeby wszystko przemyśleć.
Gdy pakowałam zabawki Kuby, spojrzał na mnie swoimi wielkimi oczami: Mamo, długo zostaniemy u babci? Przytuliłam go mocno: Nie długo, kochanie. Tylko do czasu, aż tatuś zrozumie. Ale w głębi serca wiem: wrócimy dopiero wtedy, gdy nasz dom znów będzie nasz. A Marek będzie musiał wybrać: swoją gościnność albo swoją rodzinę.
Czasem dobroć wobec innych nie powinna oznaczać krzywdy dla tych, którzy są nam najbliżsi. Prawdziwa rodzina szanuje granice i rozmawia, zamiast wydawać rozkazy.













