Niechętnie wyjeżdżam z synem, aby odwiedzić moją mamę.

twojacena.pl 1 godzina temu

No to dopiero historia! Z ciężkim sercem pakuję się z synem, żeby pojechać do mojej mamy. Ściska mnie w żołądku na samą myśl o wyjeździe, ale i tak składam nasze rzeczy i ruszamy do mojej matki, Elżbiety Nowak. A wszystko dlatego, iż wczoraj, gdy spacerowałam z moim synkiem Kacprem, mój mąż, Marek, postanowił być gościnny i przygarnął swoją kuzynkę Beatę, jej męża Jacka oraz ich dwójkę dzieci, Zosię i Franka, do NASZEJ sypialni. Ani słowa zapytania, czy mi to pasuje! Po prostu rzucił: Ty z Kacprem możecie przenocować u twojej mamy, tam jest miejsce. Do teraz nie mogę ochłonąć po takiej bezczelności. To nasz dom, nasza sypialnia, a ja mam się pakować, żeby zrobić miejsce obcym ludziom? Nie, to już przesada.

Wszystko zaczęło się, gdy wróciłam z spaceru z Kacprem. Zmęczony marudził, a ja marzyłam tylko o położeniu go spać i ciszy przy herbacie. Ale gdy weszłam do mieszkania, zobaczyłam istny armagedon. Beata i Jacek już rozgościli się w naszej sypialni. Ich dzieci biegały jak szalone, rozrzucając zabawki, a moje rzeczy książki, kosmetyki, choćby laptop były zwalone w kąt, jakbym przestała istnieć. Zamarłam w szoku: Co to ma być?!. Marek, niewzruszony, odparł: Beata z rodziną potrzebowali dachu nad głową. Pomyślałem, iż możesz pojechać do twojej mamy. Tam będzie wam wygodnie.

Mało nie udusiłam się ze złości. Po pierwsze, to NASZE mieszkanie! Kupowaliśmy je razem, wybierając każdy mebel z namysłem. A teraz mam się wynosić, bo jego rodzinie zachciało się zwiedzać Warszawę? Po drugie, dlaczego mnie choćby nie spytał? Może bym się zgodziła, ale po rozmowie. A tak, to był rozkaz. Beata za to choćby nie przeprosiła. Tylko się uśmiechnęła: No już, Kinga, nie histeryzuj, zostaniemy tylko dwa tygodnie! Dwa tygodnie? Ja nie chcę, żeby dotykali moich rzeczy choćby jednego dnia!

Jacek siedzi jak przysłowiowy chojrak. Rozparty na naszej kanapie, sączy kawę z mojego ulubionego kubka i tylko kiwa głową na słowa Beaty. A ich dzieci? Totalna katastrofa. Zosia, sześciolatka, wylała sok na nasz dywan, a Franek, czterolatek, zamienił moją szafę w kryjówkę. Spróbowałam przypomnieć, iż to nie hotel, ale Beata tylko wzruszyła ramionami: No co ty, to przecież dzieci, co chcesz?. No jasne. A sprzątać mam ja.

Próbowałam porozmawiać z Markiem sam na sam. Powiedziałam mu, jak bardzo mnie zranił swoim brakiem szacunku, iż Kacper potrzebuje stabilności. Wleczenie go do mamy, gdzie będzie spał na rozkładanym łóżku, to żadne rozwiązanie. Marek tylko westchnął: Kinga, nie dramatyzuj. To rodzina, trzeba pomóc. Rodzina? A my to co, obcy? Omal nie rozpłakałam się, ale zacisnęłam zęby i zaczęłam pakować walizki. jeżeli myśli, iż się na to zgodzę, to się myli.

Moja mama, Elżbieta, wpadła w szał, gdy jej opowiedziałam: Marek uważa się za pana i władcę? Przyjeżdżajcie oboje, mam miejsce. A twój mąż jeszcze się u mnie tłumaczyć!. Gotowa była przyjechać i wyrzucić tych intruzów. Ale ja nie chcę awantur. Potrzebuję tylko spokoju, żeby to przemyśleć.

Gdy pakowałam zabawki Kacpra, patrzył na mnie swoimi dużymi oczami: Mamo, długo będziemy u babci?. Przytuliłam go mocno: Nie długo, kochanie. Tylko do czasu, aż tata zrozumie. Ale w głębi duszy wiem wrócimy dopiero, gdy nasz dom znów będzie nasz. A Marek będzie musiał wybrać: swoją gościnność albo swoją rodzinę.

Idź do oryginalnego materiału