Słowa potrafią więcej niż gesty. Mogą dodać skrzydeł albo odebrać poczucie wartości, zwłaszcza osobom starszym. Często w codziennych rozmowach, choćby mimochodem, mówimy do seniorów tonem zarezerwowanym dla dzieci, zamiast jak do dorosłych z bogatym życiowym doświadczeniem. To właśnie zjawisko nazywane dziadurzeniem - subtelna, ale dotkliwa forma ageizmu. O tym, skąd się bierze i co robi z psychiką, opowiada psycholożka Anna Karolczak.
REKLAMA
Zobacz wideo Czy ADHD możemy pomylić z innymi zaburzeniami? "Tak totalnie szczerze - z wieloma"
Co to jest dziadurzenie? Czułość, która zamienia się w wyższość
- Dziadurzenie najczęściej wynika z nieświadomości i automatyzmu - mówi Anna Karolczak. Nie z intencji, ale z braku refleksji nad tym, jak nasze słowa brzmią z drugiej strony. Młodsze osoby, które na co dzień nie mają kontaktu z seniorami, często podświadomie traktują ich jak kogoś wymagającego opieki. W tle działa mechanizm projekcji. W starszej osobie widzimy to, czego sami się obawiamy: utratę sił, zależność, samotność. Dlatego próbujemy te lęki przykryć czułością.
Zdrobnienia, nadopiekuńcze pytania czy zbyt miękki ton dają złudne wrażenie troski, a w rzeczywistości odbierają niezależność. - To, co miało być przejawem serdeczności, staje się formą umniejszenia. Zamiast komunikatu: "jestem przy Tobie", senior słyszy: "nie poradzisz sobie sam" - tłumaczy psycholożka. Prawdziwy szacunek nie potrzebuje infantylnych słów. Nie chodzi o dystans, ale o partnerski ton. Ciepło można przekazać prostym "proszę", nie "dziadziusiu". Słowa mają wagę, a te najzwyklejsze często niosą najwięcej godności.
Gdy ton odbiera godność... Seniorzy gasną jak zapałka
Dziadurzenie to nie krzyk ani obraza. To coś znacznie bardziej podstępnego. Działa cicho, ale skutecznie, podkopując pewność siebie. Kiedy ktoś przez lata był samodzielny i decyzyjny, a nagle słyszy ton sugerujący bezradność, łatwo traci wiarę we własne możliwości. - Seniorzy zaczynają wątpić w siebie, a niektórzy z czasem przejmują tę narzuconą rolę. Stają się wycofani, chowają się w cieniu - mówi Karolczak.
Z psychologicznego punktu widzenia przypomina to zjawisko wyuczonej bezradności. Kiedy człowiek słyszy, iż sobie nie poradzi, przestaje próbować. Woli się wycofać, by uniknąć kolejnego upokorzenia. W efekcie traci wiarę w siebie, a często także chęć do kontaktu.
Ale, jak zaznacza psycholożka, to da się odwrócić. - Wystarczy jedna osoba, która potraktuje seniora z prawdziwym uznaniem, by odbudować w nim poczucie wpływu - wyjaśnia. Czasem jedno szczere "proszę spróbować samemu" daje więcej niż dziesięć wyręczających gestów. Osoby starsze nie potrzebują litości, tylko uznania, iż wciąż mają głos i doświadczenie, które się liczy.
Senior (zdjęcie ilustracyjne)Fot. pexels.com / Pixabay
Dziadurzenie jako ageizm w przebraniu życzliwości. Nie mówmy za seniorów
- Zjawisko jest subtelną, ale realną formą ageizmu - przyznaje Karolczak. Ma uśmiechniętą twarz i ton pełen troski, a jednak efekt bywa taki sam jak przy otwartej dyskryminacji. Odbiera prawo do decydowania o sobie, sugerując, iż starsza osoba mniej może. To klasyczny ageizm, tylko w białych rękawiczkach.
Najczęściej pojawia się tam, gdzie powinno być najwięcej empatii: w szpitalach, urzędach, domach opieki. "Kochanie", "babciu", "paniusiu" - słowa, które miały brzmieć ciepło, z czasem stają się protekcjonalne. - W moim Domu Seniora uczymy personel, iż liczy się ton i intencja. Łagodny głos może być przejawem czułości, ale jeżeli płynie z wyższości, rani - tłumaczy psycholożka.
Nie chodzi o zakaz zdrobnień, ale o świadomość, kiedy zamieniają się w narzędzie umniejszenia. Bo choćby najcieplejsze słowo wypowiedziane z pobłażaniem traci sens. Zmiana zaczyna się od prostego pytania: "czy mówię do tej osoby, czy za nią?". Empatia to nie wyręczanie, ale dawanie przestrzeni. A prawdziwe wsparcie zaczyna się od traktowania drugiego człowieka jak równego, niezależnie od wieku.
Jak dziadurzenie wpływa na społeczeństwo? Uczymy się lekceważenia
Skutki dziadurzenia sięgają znacznie dalej niż pojedyncze rozmowy. - Zjawisko tworzy kulturę, w której starość traci znaczenie, a seniorzy czują się zbędni - mówi Karolczak. Tak zaczyna się ciche wykluczenie. Młodsze pokolenia obserwują ton, z jakim mówi się o osobach starszych i nieświadomie go powielają. Od słów zaczyna się brak szacunku, od tonu - dystans.
Psycholożka podkreśla, iż antidotum leży w edukacji i codziennych wzorcach. Szacunek rodzi się z obserwacji, nie z nakazu. - W domu, przez postawę rodziców. W szkole, przez rozmowy i spotkania międzypokoleniowe. Dzieci błyskawicznie przejmują ton dorosłych. jeżeli słyszą szacunek, uczą się go. jeżeli słyszą drwinę, uczą się lekceważenia - wyjaśnia.
Dziadurzenie to nie tylko język, ale i sposób myślenia. Kiedy traktujemy seniorów jak bezradnych, wysyłamy sygnał, iż starość to coś, czego należy się wstydzić. A przecież każdy z nas kiedyś się zestarzeje. - To, jak dziś mówimy o seniorach, jest odbiciem tego, jak jutro będą mówić o nas - podsumowuje Karolczak. I każdy z nas powinien wziąć sobie tę prawdę do serca, by nie usłyszeć "pańciu" w głosie kolejnego pokolenia. Czy zdarzyło Ci się usłyszeć lub użyć zdrobnień wobec osób starszych? Zapraszamy do udziału w sondzie oraz do komentowania.
Zachęcamy do zaobserwowania nas w Wiadomościach Google.
Anna Karolczak, psycholog, przedsiębiorczyni, założycielka Rodzinnego Domu Pomocy "Złoty Wiek" dla osób starszych, autorka strony HOPE na Facebooku i inicjatorka społeczności my_hope_never_fades na Instagramie.