„Nic mi nie zrobicie. Jestem niewinny” – bełkotał Kuba, cofając się. Trząsł się ze strachu.
Początek czerwca przyjął się ciepłą, letnią aurą. Ludzie, spragnieni odpoczynku na łonie natury, uciekali z zakurzonych i dusznych miast – na działki, na wieś, nad morze. Marcin z żoną i córką wczesnym rankiem również wyruszali na weekend do małej wsi, w której dorastał i gdzie wciąż mieszkała jego matka.
„No to gotowi? Nic nie zapomnieliście? To ruszajmy, zanim słońce nie rozgrzeje się na dobre” – zakomenderował Marcin, wsiadając do samochodu.
Kasia usiadła obok ojca, a Magda rozsiadła się z tyłu, z dala od klimatyzacji.
Na rodzinnym naradzie postanowili, iż ostatnie wakacje Kasia spędzi u babci. Nie chciało jej się wyjeżdżać z miasta, ale przyjaciele i tak powoli rozjeżdżali się w różne strony, więc w mieście zrobiło się nudno.
„Czemu taka smutna? Zobaczysz, spodoba ci się. Tam też masz kolegów. Jeszcze nie będziesz chciała wracać” – dodał otuchy Marcin.
„Spokojnie, tato, wszystko w porządku” – burknęła Kasia, zapinając pasy.
„To zupełnie inna rozmowa” – uśmiechnął się Marcin. „Ostatnie długie wakacje. W przyszłym roku matura: egzaminy, studia, a potem dorosłość.”
Miejsce powoli budziło się do życia, zrzucając z siebie senną ospałość. Drogi były jeszcze puste, więc samochód gwałtownie wyjechał poza miasto.
Słońce dopiero wstawało. Jego promienie przebijały się przez liście drzew wzdłuż trasy, kłując w oczy jak ostre igły. „Wszystko jest dobrze, ale dlaczego serce mi tak niespokojnie?” – pomyślał Marcin, patrząc na szarą wstęgę drogi uciekającą pod kołami.
Po czterech godzinach wjechali do wsi, tonącej w zieleni i kwiatach. Babcia otworzyła drzwi, aż klasnęła w dłonie – wreszcie przyjechali – i po kolei ucałowała wszystkich.
„Jak Kasia urosła. Już prawie panna młoda. Marcin, upiekłam twoje ulubione pierogi. No chodźcie do środka, po co się tłoczycie w przedpokoju?” – krzątała się radośnie.
„Tu wszystko po staremu” – westchnął Marcin, rozglądając się po pokoju i wdychając znajomy zapach z dzieciństwa. „Nic się nie zmieniło. choćby twoje rzeczy stoją w tych samych miejscach. Mamo, i ty taka sama” – przytulił matkę.
„Ależ ty, co też opowiadasz” – machnęła ręką. „Pewnie głodni po podróży? Umyjcie ręce i siadamy do stołu.”
„Tylko uważaj na tę pannę młodą. Nie dawaj jej za dużo swobody. Żeby nie chodziła po nocach” – rzucił Marcin, odgryzając połowę pieroga i mrucząc z szczęścia.
„Daj spokój, sam zapomniałeś, jaki byłeś w jej wieku?” – zaśmiała się matka, podsuwając mu kufel z domowym sokiem.
„No właśnie, babciu, opowiedz, jaki był. Bo wychodzi na to, iż urodził się święty” – odcięła się Kasia.
Babcia krzątała się, wyciągając na stół smakołyki, i mimochodem spojrzała przez okno.
„Może komuś herbatki?” – spojrzała na długodystansowych gości. „Na podwórku już czekają twoi koledzy, widzieli samochód” – rzuciła Kasi przebiegłe spojrzenie.
„Kto?” – spytała i pognała do okna.
„Najpierw zjedz” – powiedział stanowczo Marcin. „Poczekają.”
„Już się najadłam. Dzięki, babciu, przepyszne pierogi” – Kasia niecierpliwie przytupywała.
„No i idź już, wiercipięto” – odparła babcia. „Na obiad się spóźnisz.”
I Kasia w mgnieniu oka zniknęła z kuchni.
„Mamo, pilnuj jej. Z wyglądu dorosła, ale w głowie jeszcze wiatr hula” – powiedział Marcin, gdy drzwi zamknęły się za córką.
„U nas spokojnie, nie martw się.”
Następnego wieczoru Marcin z MagdNastępnego wieczoru Marcin z Magdą odjeżdżali z powrotem do miasta, a Kasia została z babcią, która obiecała opiekować się nią jak własnym okiem.