Nie zostawię cię, nie bój się
Weronika po raz pierwszy ubrała kolorową letnią sukienkę, delikatnie podkreśliła usta i krytycznie spojrzała w lustro. „Może włosy zmienić?” Westchnęła i wyszła z mieszkania.
Na zewnątrz panował pierwszy prawdziwie letni upał. Słońce świeciło jasno, zieleń była radosna, a białe chmurki płynęły po błękitnym niebie. Wreszcie, bo cały maj i połowę czerwca trwała chłodna, wietrzna i deszczowa aura.
Weronika lubiła spacerować w małym parku naprzeciwko domu, gdy nie robiła zakupów. To choćby nie był prawdziwy park, tylko ogrodzone krzewami trawniki, przecinane wyłożonymi płytkami ścieżkami, przy których stały ławki. Przechadzała się alejkami, by w końcu usiąść na jednej z ławek otaczających pomnik Mikołaja Kopernika przed uniwersytetem. Ławki tu były wygodne, z oparciami, w przeciwieństwie do zwykłych ławeczek.
Usiadła, wystawiając twarz promieniom słońca przebijającym się przez liście drzew. Czteroletnia dziewczynka z śmiesznymi blond warkoczykami z piskiem goniła gołębie. Jej mama siedziała na sąsiedniej ławce, wpatrzona w telefon.
Na ławkę naprzeciw Weroniki usiadł mężczyzna w jasnych spodniach i granatowym swetrze, który również obserwował dziewczynkę. W końcu mama schowała telefon do torebki i zabrała córkę. Nie było już na co patrzeć. Weronika złapała wzrok mężczyzny. Wstał i podszedł do jej ławki.
– Nie przeszkadzam? – zapytał, siadając nieopodal. – Często pana widuję. Mieszkacie w pobliżu?
„Podrywacz. Stary, a tu takie numery” – pomyślała Weronika i nie odpowiedziała.
Mężczyzna nie zraził się, usiadł obok.
– Ja tam mieszkam, w tym bloku. Widziałem was z balkonu. Studiowałem na uniwersytecie, pracowałem i całe życie spędziłem w jego cieniu.
– Był pan wykładowcą? – spytała Weronika.
Och, to przeklęte ciekawość.
– Byłem. Już dawno na emeryturze.
Weronika skinęła głową, milcząc.
– Wreszcie pogoda się poprawiła. Jest pani wdową? Zawsze widuję was samą – zainteresował się mężczyzna.
„No właśnie, przyczepił się. Na pewno podrywa” – uznała Weronika.
Ale była zmęczona samotnością i milczeniem. Nie można przecież rozmawiać z meblami.
– Teraz już wdowa. Rozstaliśmy się z mężem. Dawno temu. Potem zmarł. – Nie wiadomo czemu, Weronika się otworzyła.
– Moja żona też odeszła dwa lata temu – mężczyzna uniósł twarz ku niebu, jakby szukał na nim żony.
Rozmowa płynnie przeszła na dzieci i wnuki. Weronika dowiedziała się, iż syn Adama mieszka za granicą, a córka z rodziną w Warszawie. Kiedy żyła żona, często zbierali się przy dużym stole. W domu robiło się ciasno i głośno. Został sam, ale nie chciał przeprowadzać się do dzieci, by im nie zawadzać.
– Taki zadbany, myślałam, iż mieszka pan z kimś z rodziny – skomplementowała Weronika.
– Sam wszystko potrafię. To nic trudnego, byle była chęć.
– Muszę już iść. Zaraz zaczyna się serial. – Weronika wstała, szykując się do wyjścia.
W rzeczywistości nie oglądała seriali, po prostu czas wracać. Bała się, iż nowy znajomy okaże się miłośnikiem telewizji i zacznie wypytywać. Ale on też wstał i powiedział, iż woli książki.
– Ja też. – Ożywiła się Weronika. – Tylko ostatnio oczy słabną, czytam tylko dużą czcionką.
– O, u mnie takich sporo. Chcecie, przyniosę następnym razem? Mam sporą bibliotekę. jeżeli pozwolicie, wybiorę coś według gustu.
Weronika wzruszyła ramionami i pożegnała się.
„No proszę, rozmarzył się. Następnym razem…” – myślała w drodze do domu.
Ale cały wieczór wspominała nowego znajomego. Następnego dnia ubrała się elegancko i znów wyszła do parku. Adam już czekał na ławce pod pomnikiem. Obok leżała książka w torbie. Na widok Weroniki wstał i powitał ją radośnie. Jej serce zabiło mocniej, a zadowolony uśmiech rozjaśnił twarz.
Weronika każdego dnia niecierpliwie wyczekiwała tych spotkań i spacerów, starannie się ubierając i podkreślając usta. Pewnego dnia zrozumieli, iż zostało im kilka czasu, i postanowili być razem. Weronika wprowadziła się do Adama. Miał większe mieszkanie niż ona.
Od tej pory zawsze widywano ich razem. Spacerowali w każdą pogodę, chodzili na zakupy i do teatru, wieczorami czytali książki. Z początku Weronika obawiała się komentarzy sąsiadów i znajomych. Że oszalała, rzuca się na obcego faceta na starość.
Ale Adam naprawdę świetnie radził sobie w domu, choćby gotował nieźle. Wszystko robili razem. Po kilku latach nie wyobrażała już sobie życia bez niego. Nie sądziła, iż u schyłku lat znajdzie spokój i szczęście.
– Werka, może byśmy zalegalizowali ten związek? Żyjemy jak nie ludzie – pewnego dnia powiedział Adam.
– Co ty wymyślasz. Żyjemy i żyjemy. Chcesz, żeby ludzie się z nas śmiali? A co, jeżeli dzieci będą przeciw? – Weronika zaśmiała się.
– Dzieci… Twoja córka pytała cię, jak ma żyć? No właśnie. Mnie też nie pytali. I my nie będziemy się ich radzić.
– Masz rację, ale jednak… – wahała się Weronika.
Czas mijał. Adam co jakiś czas wracał do tematu ślubu, ale Weronika zwlekała.
– Piasek nam już sypie z butów, stawy skrzypią, a my do USC. Śmiech na sali. – Śmiała się Weronika.
Pewnego dnia zadzwoniła córka, zaczynając rozmowę od ogólników.
– Mamo, żyjesz tak u tego Adama? Nie wracasz? Sławek nie dogaduje się z moim mężem. Może niech tymczasem zamieszka w twoim mieszkaniu? Ma dziewczynę. Miłą. Nie masz nic przeciwko?
Ania, córka Weroniki, rozwiodła się z ojcem Sławka, gdy chłopak miał osiem lat. Teraz studiował na drugim roku. Rok temu Ania wyszła ponownie za mąż. Dorosły syn nie dogadywał się z nowym mężem matki.
– No dobrze, niech mieszka. Po co ma stać puste? Ale nie żeni się?
– Mamo, oczyWeronika oparła się o oparcie ławki, patrząc na puste miejsce obok siebie, i pomyślała, iż może jednak warto było powiedzieć „tak”, gdy jeszcze mieli czas.