Nie zaprosiliśmy mojego brata na ślub — choćby po latach nie potrafię sobie tego wybaczyć
Decyzję podjęliśmy w pośpiechu, pod wpływem emocji, gdy serce przysłoniło rozsądek. Do dziś noszę w sobie ślad tamtego wyboru.
W dzieciństwie byliśmy z bratem nierozłączni. Wspólne zabawy, sekrety, wyprawy do sklepu z pogniecionym banknotem złotym w dłoni — zawsze był obok. Gdy bałam się burzy, ściskał moją dłoń. Gdy płakałam, podsuwał kartkę z uśmiechniętą buźką. Dorastaliśmy razem, ale dojrzewaliśmy inaczej.
W nastoletnich latach nasze drogi się rozeszły. On przeżywał trudny okres. Popełniał błędy, kłócił się z rodzicami. Przez lata prawie nie rozmawialiśmy. Mimo wszystko wiedziałam — to mój brat. Jakikolwiek by nie był, stanowi cząstkę mnie.
Gdy z Arturem zaczęliśmy planować wesele, wahałam się. Temat brata wisiał w powietrzu. Żalił się, iż rzadko dzwonię. Ja — iż nie pytał o moje życie. Rodzice ostrzegali: „Jeśli go zaprosisz, może zepsuć atmosferę”. A ja pragnęłam tylko spokoju tego dnia.
Nie zaprosiliśmy go.
Wysłałam krótkie SMS: „Wiem, iż się obrazisz. Ale jeszcze nie jestem gotowa. Wybacz”. Odpowiedzi nie było. W dniu ślubu oczywiście się uśmiechałam. Przyjęcie w Krakowie było piękne, pełne ciepła. ale za każdym razem, gdy spoglądałam na salę, szukałam jego wzroku, sylwetki, tego krzywego uśmieszku. Gościł tam tylko brak.
Minęło pięć lat. Mam własną rodzinę, nowe obowiązki. Gdy jednak rozmowa schodzi na bliskich, coś ściska gardło. Nie wiem, czy da się to naprawić. Próbowałam pisać, dzwonić parę razy. Nie odbiera. Może dlatego, iż był gotów przyjść, a ja mu nie pozwoliłam.
Czasem ból nie bierze się z braku zaproszenia, ale z niewiary w czyjąś przemianę. W to, iż druga osoba zasługuje na szansę.
Nie wiem, czy kiedykolwiek wybaczę sobie tamtą decyzję. Wiem jedno: jeżeli Marek kiedyś zadzwoni — podniosę słuchawkę. Bez wahania. Bo rodzina to nie nieomylność. To nieustanna próba odzyskania tego, co bezpowrotnie utraciliśmy.