23 marca 2025 r.
Drogi pamiętniku,
Od dzieciństwa zauważyłem, iż nasza mała Grażynka była niezwykle wrażliwa i dobra. Mama zawsze powtarzała: Nasza córeczka odziedziczyła po ojcu Grzegorzu charakter był człowiekiem, który pomagał każdemu, choć nie żył długo. Teraz Grażynka kontynuuje jego dzieło, ratując choćby najmniejsze robaczki.
Grażyna dorosła, ukończyła szkołę, podjęła pracę i zamieszkała samodzielnie w mieszkaniu mojego dziadka Jana na Pradze. Pozostała taką samą życzliwą, sprawiedliwą osobą, co zawsze gotowa była nieść pomoc ludziom i zwierzętom, choć niektórzy uważali ją za nieco z innej bajki.
Pewnego deszczowego, jesiennego sobotniego popołudnia wracała z marketu i zobaczyła przed sobą starszą panią z dwoma ciężkimi torbami, choć nie były one pełne. O Boże, jak drżą jej starcze ręce, jak zgięte jest jej plecy pomyślałem, czując żal. To była Maria Iłynicz, sąsiadka z klatki schodowej.
Dzień dobry, proszę, pomogę zaproponowała Grażyna, przejmując torby. Starsza najpierw się cofnęła, po czym niepewnie się uśmiechnęła.
Dziękuję, kochana, ale muszę na czwarte piętro.
Ja mieszkam na drugim, więc to żaden problem odparła Grażyna z uśmiechem.
Kiedy wniosła torby do mieszkania Marii, zauważyła, iż panuje tam bałagan. Pani Mario, pozwoli się pomóc przy sprzątaniu? Widzę, iż to ciężka praca zaproponowała, dodając, iż najpierw odłoży własne zakupy.
Nie, nie musisz tracić na to czasu odpowiedziała starsza, ale Grażyna, mieszkająca samotnie, nie wahała się.
Od tego dnia Grażyna regularnie pomagała Marii, a wieczorami razem wypijały herbatę. Uwielbiała słuchać, jak babcia grała na starym pianinie, które mąż kupił, gdy urodził się ich syn. Grażyna również potrafiła grać uczęszczała do szkoły muzycznej, choć nie poszła dalej, bo tak chciała matka.
Na klatce spotkała Tamaryę z piątego piętra. Tamara podsumowała: Grażynko, dobrze, iż opiekujesz się Marią. Słyszałam, iż jej syn z żoną mieszkają w Niemczech, a wnuki w Warszawie przyjeżdżają rzadko, licząc dni do jej odejścia.
Grażyna skinęła głową, myśląc: Co ma Marii takiego bogactwa, oprócz solidnego mebla i pianina, ludzie tylko plotkują.
Jesienią przyniosła babci ciasto i zaproponowała herbatę. Nie musisz się męczyć, kochana odpowiedziała Tamara, choć w oczach jej błysnęło zrozumienie.
W trakcie herbaty Maria opowiadała o swoim dzieciństwie w czasie wojny, o zmarłym mężu, o synu, który wyjechał do Niemiec, oraz o niewielu wnukach, których odrzucała jako staruszkę. Gdy Grażyna wspomniała o wnukach, Maria drżała: Wnuki myślą, iż jestem już stara i nieprzydatna. Jeden z nich, Garek, w zeszłym roku przyszedł, przyniósł owoce i odjechał mówiąc, iż mam już dość.
Zima przyniosła chorobę. Grażyna codziennie po pracy odwiedzała Marię, przynosząc jedzenie i leki. Pewnego wieczoru poprosiła: Panień, zagraj proszę na pianinie, bardzo chcę usłyszeć muzykę.
Jej palce delikatnie dotknęły klawiszy, a dźwięk wypełnił pokój. Maria zamknęła oczy i nasłuchiwała, jakby wspomnienia przeszłości płynęły z każdej nuty. Stało się ich rytuałem opowieści Marii, a potem cicha gra Grażyny.
Z biegiem czasu zdrowie babci słabło. Pewnego dnia, kiedy Grażyna wycierała kurz, Maria wyznała: Napisałam testament. Mieszkanie zostanie wnukom, a pianino chcę przekazać tobie.
Wiosną Maria przestała wstawać z łóżka. Zmarła samotnie w nocy. Przed śmiercią szepnęła: Nie zapomnij o pianinie, niech zostanie twoje.
Rano Grażyna zadzwoniła do Garka, syna Marii. Na pogrzebie płakała, jakby straciła własną babcię. Po ceremonii Garek, przystojny, ale wyniosły, rozkazał pracownikom przetransportować pianino do jej mieszkania: Pamiętaj o naszej babci, ona naprawdę chciała, żebyś je dostała.
Zamknęła się w pustym mieszkaniu, a w centrum stało jedyne pianino. Gdy w końcu usiadła przy nim, usłyszała szelest w szufladzie mały pakunek owinięty w jedwabną tkaninę. To była mała szkatułka z biżuterią i listem od Marii:
Grażyno, kochana, to dla ciebie. Dziękuję za ostatni rok mojego życia. jeżeli zechcesz sprzedać, sprzedaj, ale zostaw sobie przynajmniej jedno pierścionek jako pamiątkę.
W szklance znalazła pierścionek, kolczyki, bransoletki i zdjęcie młodej Marii. Łzy spłynęły jej po policzkach nie z powodu bogactwa, ale z wdzięczności za zaufanie. Założyła pierścionek, przycisnęła klawisze i znowu rozbrzmiała melodia.
Złotą sumę, którą uzyskała po sprzedaży biżuterii, włożyła do kieszeni i pojechała do lombardu, a potem na przedmieścia, gdzie od dawna stał zniszczony dwupiętrowy dom z potężnym ogrodem. Zakupiła go, odnowiła i przekształciła w dom opieki dla samotnych seniorów. W dużej sali postawiła pianino, a mieszkańcy pan Janusz, pan Ignacy, panie Anna i Grażyna przychodzili słuchać jej gry.
Grażyno Iwanowo, zagraj coś proszę prosili. Grała klasyczne utwory, czując, iż Maria czuwa nad nią z drugiej strony, szepcząc: Dobra robota, kochana.
Po dwóch latach wzięłam ślub za Stefana, który pomagał mi w prowadzeniu domu. Razem otwieramy drzwi dla starszych, dając im wygodę i szacunek.
Patrząc wstecz, uświadamiam sobie, iż dobro, które dała mi Maria, przyniosło mi nie tylko pianino, ale i sens życia. Nauczyło mnie, iż prawdziwe bogactwo nie leży w złocie, ale w sercach, które dotykamy.
Z serca,
Marek.














