**Nie wszystko jest takie, jak się wydaje**
Przed porannym obchodem do gabinetu weszła pielęgniarka Kasia i szeptem powiedziała:
— Pani doktor, ta Iwonka z piątej sali cały wieczór prosiła, żebym dała jej ubranie i wypuściła do domu. Mówiła pani, żeby informować, gdyby coś…
— Dziękuję, Kasiu, zajmę się tym. — Halina poprawila wymykający się spod czepka kosmyk włosów i skierowała się do piątej sali.
Na łóżku przy oknie leżała dziewczyna, odwrócona twarzą do ściany.
— Witaj, Kasiu, co się stało?
Kasia gwałtownie odwróciła się i usiadła na łóżku.
— Proszę mnie wypisać, nie mogę tu dłużej leżeć. W domu mogłabym się czymś zająć, a tu… — Łzy napłynęły jej do oczu, spojrzała na Halinę błagalnie.
— Nie płacz, dziecku zaszkodzisz. A może zmieniłaś zdanie? — zapytała stanowczo Halina.
— Nie, nie zmieniłam. Czuję się dobrze. Obiecuję, iż w domu będę leżeć, spacerować i nic nie robić. Proszę, wypisz mnie. Na dworze taka piękna pogoda, a ja tu w tej dusznej sali — Kasia uśmiechnęła się nieśmiało.
— Dobrze. Jutro zrobimy badania, USG i zobaczymy. jeżeli wszystko będzie w porządku, wypiszę cię — obiecała Halina.
— Dziękuję! — Kasia złożyła dłonie jak do modlitwy. — Obiecuję, iż będę ostrożna, a jeżeli coś, od razu zadzwonię.
Halina wyszła z sali. Wciąż nie mogła pojąć, jak jej syn mógł zakochać się w tej bladej, niepozornej Kasii. Jej przystojny syn pracował w dużej firmie… Pracował. Halina poprawiła się w myślach. To jego wybór, a wybór syna musi uszanować. jeżeli Krzysiek kochał tę dziewczynę, ona też spróbuje ją polubić.
Na trzecim roku studiów Krzysiek zakochał się w olśniewającej Ani i stracił dla niej głowę. Byli piękną parą. Ale po roku Ania porzuciła go dla jakiegoś cudzoziemca. Syn długo cierpiał, opuszczał zajęcia. Halina bała się, iż rzuci studia.
Z czasem się uspokoił, skończył uniwersytet, dostał pracę w prestiżowej firmie. Ale długo nie patrzył na inne dziewczyny. Aż spotkał Kasie — jasnowłosą, drobną i niepozorną, zupełne przeciwieństwo błyskotliwej Ani. Może pomyślał, iż taka go nie zdradzi.
— Mamo, poznaj Kasie — powiedział, gdy pierwszy raz przyprowadził ją do domu.
Halina z trudem powstrzymała grymas. Wszystkie Kasie, które znała, były dwulicowe. Na zewnątrz — słodkie i kruche, w środku — przewrotne. Miała nadzieję, iż ich związek z Krzyśkiem nie potrwa długo, byli zbyt różni.
Gdy Krzysiek oznajmił, iż biorą ślub, Halina znów się powstrzymała.
— Złożyliście już papiery? — spytała zamiast gratulacji.
— Jeszcze nie. A ty nie cieszysz się? — zaniepokoił się syn.
— Najważniejsze, iż ty jesteś szczęśliwy — odparła.
Krzysiek podarował Kasie pierścionek z diamentem, który teraz błyszczał na jej wąskim palcu. Ślub przesunęli na sierpień. Halina liczyła, iż do tego czasu coś się wydarzy i Krzysiek zmieni zdanie.
I tak się stało. Na urodzinach kolegi Krzysiek wypił, nie wsiadł za kierownicę, odesłał Kasie taksówką do domu, a sam poszedł piechotą, by się przewietrzyć. W ciemnej uliczce zobaczył, jak dwóch mężczyzn wpycha dziewczynę do samochodu. Krzyczała o pomoc.
Krzysiek interweniował. Jeden z nich dźgnął go nożem w brzuch. Samochód odjechał, a Krzysiek został na chodniku. Znaleziono go dopiero rano, było za późno.
Halina mimowolnie obwiniała Kasie. Dlaczego nie nalegała, by pojechał z nią? Obwiniała też siebie. W końcu to ona go tak wychowała.
Myślała, iż nie przeżyje tej straty. A jednak wróciła do pracy. A niedawno na oddział trafiła Kasia — w dziesiątym tygodniu ciąży, z zagrożeniem poronienia. Wszystko wskazywało na to, iż to dziecko Krzyśka. Kasia potwierdziła.
Halina dawała jej najlepsze leki, pilnowała, by stosowała się do zaleceń. Cieszyła się, iż będzie miała wnuka. jeżeli urodzi się chłopiec… Ale i córeczkę pokocha, to przecież dziecko Krzyśka.
Przed wypisem Halina spytała:
— Czy twoja mama cię przyjmie?
— Mama nie wie — odpowiedziała zmieszana Kasia.
— Jak to? Dlaczego jej nie powiedziałaś?
— Mama wychowywała mnie sama. Zawsze bała się, iż urodzę bez męża. A teraz…
— Ale Krzysiek cię poprosił. Mieliście wziąć ślub. Gdybyśmy wiedzieli, nie czekalibyśmy — tłumaczyła gorączkowo Halina.
— Nie byłam pewna. Chciałam powiedzieć, gdy się upewnię. Nie zdążyłam. Więc też będę samotną matką — szepnęła Kasia.
— Ale masz nas. Nosisz dziecko Krzyśka, nasze wnuczę. Pomów z mamą. Nie powiedziałaś jej, iż leżałaś w szpitalu?
Kasia skinęła głową, spuściła wzrok.
— Może jednak zostań jeszcze kilka dni? — zaproponowała łagodniej Halina.
— Nie. Chcę do domu. Obiecuję, iż powiem mamie. Pani Halino, dziękuję. Myślałam, iż po śmierci Krzyśka będziecie mieli mnie za nic.
— Co za głupstwa! Obiecaj, iż będziesz do nas dzwonić i przychodzić.
— Obiecuję — odparła lekko Kasia.
Halina nie podobało się, iż Kasia okłamała matkę. Kto kłamie w jednym, może kłamać i w innych sprawach. Byli zbyt różni z Krzyśkiem. I znów Halina zastanawiała się**U**stami pełnymi goryczy Halina westchnęła, patrząc na śpiącą wnuczkę, i pomyślała, iż choć życie potrafi być okrutne, to małe, niewinne dziecko jest jedynym promykiem światła w jej pogrążonym w żałobie świecie.