Nie wiadomo, jak było – Reportaż Piotra Sobika z Ukrainy

anywhere.pl 1 rok temu

Nie zapisywałem wtedy. Przeżycia, te istotne, ich nie trzeba zapisywać. One zostają.

Wracam do tego autobusu, stoję i patrzę z bliska. Bus leży bokiem.
Cisza – pomimo, iż słyszę, jak strzelają. Są już blisko, byli też tutaj przede mną. Wieje wiatr, ale zestrzelone drzewa i ich umarłe liście ani drgną.

Patrzę w tę precyzyjną dziurę i ogarnia mnie ciekawość, historia tego strzału.

Las pytań. Kto kierował tym pojazdem? Ilu ludzi podróżowało tym busem? Dokąd zmierzali? Przecież most, który znajduje się pięćdziesiąt metrów przede mną, został już zbombardowany.

Kim był kierowca? Dlaczego to ja patrzę na ten bus, a nie jego żona, dziewczyna, mama?

Może dzieci? Ciekawe, czy były już na tyle duże, by sięgnąć wzrokiem i zobaczyć przez tę dziurę w szybie.
Jeśli kierowca nie przeżył, czy ktoś im powie jak to się stało, jak oni im to wytłumaczą?

Odwracam się, wolno, powietrze gęste, jakoś nie ufam temu miejscu. Historia tego strzału zaczęła się właśnie tam, w tym lesie. Czy człowiek z karabinem, pięknie nazywany snajperem, przez cały czas tam siedzi i patrzy na mnie?

Może wykonał zadanie i uciekł? Zdaję się wydawać, iż z daleka nie mógł zrozumieć tego, co zrobił. Najlepiej zawsze podejść bliżej, warto też powąchać. Dobrze polegać na wielu zmysłach, a nie tylko na jednym. Ucieczka od konsekwencji nigdy nie urodzi żadnych wniosków.

To był precyzyjny strzał, z pewnością snajper był wyszkolony.

Kolejne pytania.

Jak to się stało, iż nauczył się tak strzelać?

Przecież też był dzieciakiem, jak to się mogło potoczyć inaczej?

Musiał dostać jakieś zabawki, misia, samochód, piłkę, może strzelbę – taką nie za dużą, zabawkową.

Może ta strzelba najbardziej mu spasowała. Nosił ją na podwórku i tak strzelał.

Zapisał się do szkoły, gdzie uczą strzelać precyzyjnie do innego człowieka, tak z daleka, aby nie być zbyt blisko.

Ilu już zestrzelił i czy powie o tym swojej dziewczynie czy mamie?

Gdyby tak wszystkich ich zabrać tu, gdzie teraz stoję.

***

Nie czuję się bezpiecznie, coś złego gromadzi się w okolicy, coś mi mówi, jedź już.

Most rozbity, tędy nie dojedziemy, nigdy nie wiesz co siedzi w lesie, drzewa ciągle patrzą i nic nie mówią.

Cały dzień jedziemy, od bramki do bramki. Nocą, podjeżdżając, wyłączam światła, zapalam tylko te nad głową, ręce na kierownicę. Żołnierze sprawdzają dokumenty i zawsze każdy z nich pozdrawia. Widzą, iż jedziemy z pomocą humanitarną, są wdzięczni.

Jedziemy wolniej, co chwilę jakiś niewypał wbity w asfalt. Rozbite całe wioski, mnóstwo domów, takich bez dachów. Z tabliczkami przy płocie. „Miny“.

Ktoś nieszczęśliwe się tutaj urodził lub zamieszkał. A mógł trochę bardziej na lewo. Najlepiej kilkaset kilometrów w lewo, wtedy miałby inny paszport, miałby przez cały czas dom i nie strzelają.

I te oszalałe oczy psów, smutne i wychudzone koty.

Wszystko co zielone, zaminowane. Skąd te zwierzęta wiedzą, żeby tam nie wchodzić?

Słonce dziś mocne, asfalt nagrzany i sucho, a one uparcie nie zejdą z betonu.

***

„Pozwalając na pojawienie się człowieka, natura popełniła więcej niż błąd – zamach na siebie samą“ napisał Cioran

Dojeżdżamy do Izium, tydzień po wyzwoleniu. To już blisko granicy.

Wszystko przez tę granicę. Tak zresztą od zawsze.

Może w końcu ktoś uzna słowa: wojna, cierpienie, zniszczenie, nienawiść, pycha, fanatyzm za synonimy słowa granica.

Do Izium wraz ze mną wjechało wyobrażenie o tym miejscu. I tym, co przeczytałem.
Złota jesienna godzina, zmieniała kolory poćwiartowanych i wypalonych domów, strugi tego ciepłego słonecznego światła rysowały jakby pokazy laserowe wewnątrz podziurawionych budynków.

Wszystko było dziurawe, w każdą stronę. Jakby setki ludzi przyszło dziurawić wszystko dookoła.

Moi towarzysze, wolontariusze, po całym dniu drogi, wychodzą z samochodów, otwierają przyczepy i przygotowują się do rozdawania całej tej pomocy. Jakby zapomnieli, iż są zmęczeni.

Tłum ludzi, o styranych dłoniach i przeszklonych oczach ustawia się w kolejce. Najpierw jedzenie. Zaczyna się panika. Czy aby dla wszystkich wystarczy? Nikt nie planował odejść z niczym.
Tłum napiera, robi się niebezpiecznie. Dłonie na horyzoncie walczą, jakby o przeżycie.

A mamy tylko jedzenie, śpiwory – w końcu zima idzie, wózki dla dzieci, papier toaletowy, karmę dla zwierząt, podpaski, kołdry i wszystko inne, co wydaje się takie najprostsze, niewarte przecież, aby dłużej stać po to w kolejce.

Obserwując to urodziłem tylko wstyd, nad resztą zapanowałem. Przydała się umiejętność odkładania emocji na potem, kiedy nikt nie widzi. Z tą sytuacją nie radzi sobie żołnierz i jego AK-47.

Ci ludzie przez pół roku widzieli już większe kalibry. Nie mieli też prądu i wody, przez cały czas nie mają. Zastanawiam się, co im tam zostało. Obserwuję jak Krzysiek z Krystianem nie mogą się ruszyć, tłum napiera.

Spod tego natłoku zdeterminowanych i bezkompromisowych ludzi wyrasta mała dziewczyna.

Wtedy słyszałem tylko „dziewuszka, daj”. I dziewuszka dawała, a jak ktoś napierał, to był odtrącany przez tłum, bo przecież dziewuszka mała i trzeba uważać. I dziewuszka została z nami, i rozdała prawie całą przyczepę. Ma na imię Margarita, ma jeszcze siostrę młodszą i mamę o świecących niebieskich oczach.

Oczy świecą, słońce idzie spać, przyczepy prawie rozładowane, a moje nogi odczuwają silne poruszenie, głośny mocny wybuch, Mój pierwszy tak blisko, więc nie od razu ucichł. Trochę, jakby wiatr go niósł.

Zaczepiam ludzi, pytam. Biorę kontakty. Chcę, aby mi opowiedzieli, co się tutaj wydarzyło.

Ale czy ja mogę to wiedzieć? Pewnie ta wiedza zrodzi we mnie współczucie, które będę mógł takiej osobie ofiarować. Podglądać nieszczęścia innych, temat chodliwy, cała wiedza o cierpieniu tego świata nic nie zmienia. Kolejne wojny, te same schematy i tutaj też nie udało zapobiec.

Zastanawiam się nad tym razem z Susan Sontag, czytając jej „Widok cudzego cierpienia“
Współczucie to krótkotrwała emocja. Lepiej ich przytulić, sporo tych ludzi tego potrzebowało.

Zbliża się policyjna, omijając trawę, idziemy do szpitala, tam dziś śpimy.

Najlepiej aby wybrać łózko najdalej od okna. Kiedy strzelają choćby dalej, siła powoduje, iż szyby rozlatują się, można się pokaleczyć.

Idź do oryginalnego materiału