Nie trzeba,” — powiedziała nagle Wera. — Wiesz co, weź dom po prostu za darmo. A ja wezmę działkę. choćby jeżeli jest tańsza.

polregion.pl 1 dzień temu

Nie trzeba nagle powiedziała Zofia. Wiesz co, weź dom po prostu tak. A ja będę miała działkę. choćby jeżeli jest tańsza.

Pani Halino, czy na pewno przeczytała pani wszystko dokładnie? Może między liniami coś jest napisane? głos Zofii drżał z emocji.

Czytałam, czytałam! Proszę, niech pani sama spojrzy! notariusz podsunęła dokument przez stół. Tu jest tylko standardowa formuła: Niniejszym odwołuję wszystkie poprzednio sporządzone przeze mnie testamenty. I tyle. Nic więcej.

Anna siedziała jak rażona piorunem, kręciła w palcach okulary, raz wkładając, raz zdejmując. Zofia nerwowo bawiła się zamkiem towarby, a Tomasz, najmłodszy z trójki dzieci zmarłej Ewy Kazimierczak, milczał, wpatrując się w jeden punkt.

Ale jak to? w końcu wydusiła z siebie Anna. Mama mówiła, iż wszystko załatwiła, iż dom i działkę podzieliła między nas. Pamiętasz, Zosiu, jak tłumaczyła nam to zima ubiegłego roku?

Pamiętam, jakby to było wczoraj! załamała ręce Zofia. Mówiła, iż tobie, Aniu, dom się należy, bo masz dzieci, a mnie działka, bo tam spędzam każdego lata. A Tomkowi zostawi pieniądze na koncie, bo mieszka w Gdańsku, nikt mu tu nieruchomości nie potrzebny.

Tomasz podniął głowę, spojrzał na siostry.

A ja myślałem, iż mama tak głupio gada. W końcu wiecie, jak lubiła planować, gdybać. Nigdy nie przypuszczałem, iż naprawdę spisała testament.

Pani Halina dyskretnie odkaszlnęła.

Proszę państwa, Ewa Kazimierczak faktycznie sporządziła testament. Ale to było dawno, z dziesięć lat temu. A potem widocznie zmieniła zdanie i napisała nowy, który unieważnia poprzednie. Tylko iż nie zdążyła w nim rozporządzić majątkiem. Niestety, takie rzeczy się zdarzają.

Anna wstała, przeszła się po gabinacie. Miała czterdzieści trzy lata, pracowała jako nauczycielka w miejscowej szkole, sama wychowywała dwójkę dzieci po rozwodzie. Stary dom matki był dla niej ostatnią nadzieją na własne mieszkanie.

Więc teraz wszystko dzielimy po równo? Na troje? zapytała, ledwo powstrzymując łzy.

Właśnie tak. Dom, działka, oszczędności w banku wszystko w równych częściach.

Zofia prychnęła.

No i dobra! Bo Ania już się skrzywiła, myślała, iż wszystko będzie jej. A mnie co, te sześćset metrów działki są warte mojej emerytury?

Zosiu! oburzyła się Anna. Co ma piernik do wiatraka? Przecież wiesz, co mama chciała!

Wiem, wiem! Tylko chcieć to mało, trzeba było jeszcze formalnie załatwić. A nasza mamusia, niech jej ziemia leży lekko, zawsze wszystko zostawiała na ostatnią chwilę.

Tomasz wstał, zapiął kurtkę.

Dobra, koniec kłótni. Rozwiążemy to w domu spokojnie. Pani Halino, kiedy mamy przyjść?

Za tydzień. Przygotuję dokumenty do podziału majątku. Tylko najpierw musicie się między sobą dogadać, kto co bierze. A jeżeli się nie uda, i tak będziecie dzielić przez sąd.

Na zewnątrz mżył paskudny październikowy deszcz. Anna nagle narzuciła kaptur, Zofia rozłożyła parasol. Tomasz zapalił papierosa, mamrośąc coś pod nosem.

Może wstępimy do kawiarni? Musimy porozmawiać zaproponowała Anna.

Nie mam ochoty z tobą gadać odcięła Zofia. Od razu widać, jak cię boli, iż nie dostaniesz wszystkiego. A mama urodziła nas troje, nie tylko ciebie.

Zosiu, no co ty się tak wyżywasz? Nie moja wina, iż testament taki dziwny.

Nie dziwny, tylko sprawiedliwy! Zofia zamknęła parasol z taką siłą, iż krople rozprysły się na wszystkie strony.

Tomasz zgasił papierosa o mokrą ławkę.

Dziewczyny, dość już! Na ulicy pada, ludzie się gap

Idź do oryginalnego materiału